Wbrew obiegowej opinii, rycerze nie wyginęli wraz z końcem średniowiecza. Niektóre okazy przetrwały do dziś w nienaruszonym stanie. Wciąż można też spotkać prawdziwe damy dworu. Gdzie? Na przykład na treningu Bractwa Maltańskiego!
Rycerze ze Szczecina
Ponad dziesięć lat temu kilku studentów Pomorskiej Akademii Medycznej postanowiło ożywić średniowieczne tradycje we współczesnym Szczecinie – tak najkrócej można scharakteryzować początki Bractwa. Założyciele, z racji wspólnego zainteresowania medycyną, sięgnęli po historię Szpitalników, bardziej znanych jako Joannici. Zakon ten narodził się na Bliskim Wschodzie pod wpływem wypraw krzyżowych, a jego siedziba w późniejszych wiekach znajdowała się na Rodos i na Malcie, odciskając wyraźne piętno w dziejach obu wysp. Szczecińscy Szpitalnicy, wzorując się na kolegach żyjących kilkaset lat temu, fundują wszystkim chętnym wycieczkę w odległe czasy i miejsca. Mała salka gimnastyczna, na której trenują, przeistacza się przez dwie godziny w tygodniu w arenę bitew i pojedynków, ale także... scenę starodawnego tańca.
Zbrojne ramię Bractwa
Szczęk mieczy i brzęczenie kolczug rozchodzi się echem, zakłócając eteryczną muzykę z odtwarzacza. Broń, hełmy, tarcze, zbroje – całe wyposażenie szczecińscy Szpitalnicy wytwarzają sami, no, może z małą pomocą płatnerza lub kowala. Kolczuga, na przykład, składa się z małych, drucianych kółeczek, które trzeba ze sobą połączyć.
- To żmudne zajęcie – przyznaje Przemek, student archeologii, który wywija ogromnym i bardzo ciężkim mieczem tak swobodnie, jakby był zrobiony z papieru. W ręku trzyma też tarczę.
- Wyrabiamy je ze sklejki i obkładamy lnem – informuje mnie Radek, kolejny student archeologii. - Hełmy wyklepujemy z blachy.
Bractwo ma w swoim gronie własnego kowala – Daniela, z zawodu kucharza. Szeregi rycerzy zasila już od ponad pięciu lat.
- Zajmuję się nie tylko wyrobem hełmów czy zbroi, ale również tak zwaną kuźnią gorącą, czyli przedmiotami codziennego użytku – opowiada. - Najbardziej podoba mi się możliwość przekształcenia bezkształtnego kawałka stali zgodnie ze swoim wyobrażeniem.
Inspirację czerpią ze źródeł historycznych, ikonografii. Jest to niezbędne również przy produkcji kostiumów, czym także zajmują się własnoręcznie.
- Zdobywamy odpowiednie materiały z lnu lub wełny, potem przygotowujemy wykrój i zostaje już tylko szycie – mówi Przemek, który jednak przyznaje się do korzystania z usług krawca. - Zupełnie nie mam do tego talentu – śmieje się.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Zainteresowanie historią i średniowieczem członkowie Bractwa wynieśli z dzieciństwa.
- Ojciec kształtował we mnie tę pasję – wspomina Radek, który już jako 14-latek zadebiutował w rycerskim środowisku. Jak większość pozostałych, o istnieniu tej organizacji dowiedział się z... internetu.
- Mamy swoją hierarchię – opowiada. - Wynika ona ze stażu, ale i z posiadanego ekwipunku.
Są więc bracia służebni, rycerze czy giermkowie, a piękniejsza część Szpitalników dzieli się na damy dworu, dwórki i panny służebne. Ale Bractwo to nie tylko reguły i treningi, to przede wszystkim grupa przyjaciół, których łączą wspólne zainteresowania. Chętnie spędzają razem wolny czas.
- Kwitnie miłość – mówi Przemek, który spotkał w tym gronie swoją ukochaną i jest już zaręczony. Zapytani o najlepsze wspomnienia, długo nie mogą się zdecydować. Wspólnie uznają, że nic nie może się równać ze wspólnym posiedzeniem przy ognisku, oczywiście po zakończonej walce. Daniel wymienia ceremonię oficjalnego uznania go za członka Bractwa. Ruiny zamku, pełnia księżyca, płonący ogień i przyjaciele w historycznych strojach – wymarzony klimat dla każdego pasjonata średniowiecza.
Danse macabre?
Walki bywają groźne – szczecińskim rycerzom zdarzają się potłuczenia, rozcięcia, a nawet złamania. Gdy zdarzy się kontuzja uniemożliwiająca udział w bitwie – nic straconego! Równie wielką frajdą jak wymachiwanie mieczem jest podrygiwanie w takt starodawnych rytmów. Najprostszego z tańców można nauczyć się już w kilka minut, trudniejsze wymagają paru dni ćwiczeń. Prowadzący zajęcia Radek podkreśla, ze choreografie są inspirowane układami tak średniowiecznymi, jak i renesansowymi, a także tymi znanymi z filmów historycznych i tańcem irlandzkim.
- Nie są oryginalnie średniowieczne, jest to nasza interpretacja – uściśla. - Z powodu braku źródeł, dokładne odtworzenie jest niemożliwe.
Asia, trzeci rok wśród rycerzy, nie ma swojego ulubionego tańca.
- Przychodząc tu, myślałam, że będę machać mieczem – śmieje się w chwili przerwy od trenowania tanecznych kroków, które chętnie prezentuje. Panowie bez marudzenia przyłączają się do pląsów, nie wahając się zapraszać koleżanek do towarzystwa.
Wcale nie ponure czasy
Bractwo Maltańskie udowadnia, że wieki średnie to coś więcej niż modlitwa i dżuma.
- Rozwój ducha i myśli, poznawanie Boga – wymienia Przemek, ale zaraz dorzuca: - Ówcześni ludzie ubierali się o wiele bardziej kolorowo niż my, nosili się jaskrawo i kontrastowo.
- Może i był to czas pewnego zacofania, ale bawiono się, pito, tańczono – dodaje Daniel. Przytakuje mu Asia, która również wcale nie uważa, że średniowiecze było ponure. Wystarczy wspomnieć katalog plebejskich zabaw, który można znaleźć w ofercie Szpitalników. Radek przypomina też o wspaniałych wartościach, takich jak etos rycerski, i tradycjach, które ukształtowały nasz dzień dzisiejszy.
- To właśnie sprawiło, że tak zainteresowała mnie ta epoka – tłumaczy.
Gdzie ci rycerze?
Szczecińscy Maltańczycy są otwarci na nowych członków. Jak sami mówią, wystarczą chęci, by stać się jednym z nich. Utrzymują też przyjazne stosunki z innymi tego typu zrzeszeniami, szczególnie ze Zbrojną Gwardyją ze Świnoujścia, w którym często występują. Niestety, w Szczecinie bardzo rzadko można zobaczyć ich pokazy.
- Tutaj nie ma na nas zapotrzebowania, nie ma zamówień – mówi Radek. - Najczęściej jesteśmy zapraszani do mniejszych miejscowości, takich jak Dobra Nowogardzka. W najbliższym czasie nie mamy zaplanowanych żadnych występów.
A szkoda, bo naprawdę warto zobaczyć ich w akcji. Trening, na którym miałam przyjemność być, zrobił na mnie duże wrażenie. Pląsające damy i walczący rycerze, wspólny taneczny korowód, szczęk oręża, wspaniałe uzbrojenie, a przy tym wszystkim dużo śmiechu i dobrej zabawy. Tutaj każdy jest mile widziany, każdy jest gościem. I ja tam byłam, miód i wino piłam, a co usłyszałam, to Wam opisałam.
Zobacz też:
» Noc Kupały – słowiański ogień na szczecińskim Zamku [wideo]
Komentarze
0