Ewa włożyła odświętną białą bluzkę i na plac Solidarności przyniosła pakunek zawinięty w biały papier.

Białoruś przebudzona

Na plac Solidarności w niedziele przychodzą Białorusini i Białorusinki, mieszkający w Szczecinie. Niewielka grupka. Mają białoruskie flagi i mocne hasła za natychmiastową dymisją dyktatora Aleksandra Łukaszenki. Z głośnika puszczają patriotyczne kawałki. Pod Aniołem Wolności ktoś czyta nazwiska osób zamordowanych przez reżim: Tarajkowski, Bandarenko…, jest co najmniej 10 ofiar śmiertelnych. Na minutę milczenia zapada cisza.

Na ogrodzeniu przy wejściu do Centrum Dialogu Przełomy wisi przejmująca wystawa „Białoruś przebudzona”. Zdjęcia fotoreporterów z niezależnych portali informacyjnych, które zrobili na ulicach Mińska i innych miast, kiedy Białorusini wyszli, by protestować po sfałszowanych wyborach prezydenckich. Władza odpowiedziała represjami, zatrzymanych zostało ponad 35 tys. osób, wiele z nich bito i torturowano.

Na placu Solidarności szczeciński streetartowiec Kraz namalował w biało - czerwonych barwach gest Victorii. Okazją była rocznica Sierpnia 80’ ale znak tak operuje kombinacją bieli i czerwieni, że nawiązuje również do flagi Białorusinów walczących o demokrację.

Ewa włożyła odświętną białą bluzkę i na plac Solidarności przyniosła pakunek zawinięty w biały papier. Koledzy pomagają jej go rozwinąć w płótno na trzy metry długości. Potem w kawiarni powiem jej, że ta praca jest jak całun Białorusi, na którym odbiły się rzeki państwa, które spłynęło krwią. - Folklor Białorusi jest powiązany z naturą - tłumaczy. - Rzeki są jak żyły w organizmie człowieka. Żyją rzeki, żyje Białoruś. Nawiązałam do cierpienia Białorusinów, stąd ta krew. Czerwony kolor to prawdziwy kolor naszej flagi.

Białoruś czeka na papieża

Ewa przyjechała z Grodna. Grodno to miasto o skomplikowanej historii, polskiej i białoruskiej. Ewa ma kartę Polaka. W szóstej klasie mama zaproponowała jej, żeby zaczęła uczyć się polskiego w Macierzy Szkolnej. Chciała, także dlatego, że chodzi do kościoła katolickiego, a tam nabożeństwa odbywały się prawie całe po polsku.

Cztery lata temu w Trafostacji Sztuki na wystawie „TheWall. Art Face to Face With Borders”/„Mur. Sztuka w obliczu granic” inna białoruska artystka z Grodna - Jana Shostak zaproponowała, że jeśli słowo „uchodźca” ma negatywne konotacje, to może zastąpić ją słowem „nowacy”? Bo chyba zapomnieliśmy, że najpopularniejsze w Polsce nazwisko pochodzi od słowa „nowy” czyli przybysz. Jana Shostak odbyła na ten temat rozmowę w programie telewizyjnym „Słownik polsko@polski” z profesorem Janem Miodkiem.

A kiedy Jana Shostak była wolontariuszką Światowych Dni Młodzieży w Krakowie podczas spotkania z papieżem wywiesiła baner z napisem „Papa call me” i podała swój numer telefonu. Transparent pokazały media na całym świecie. - Żaden jeszcze papież nie był na Białorusi - komentuje Ewa. - Przyjeżdżali dostojnicy watykańscy. Pamiętam jak pisaliśmy transparent „Białoruś czeka na papieża”.

Białorusinka z Akademii Sztuki

Najpierw Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej skierowała Ewę na tzw. rok zerowy do Krakowa. Po nim trzeba było zdać egzaminy wstępne na wybrane studia. - W X-XI klasie uczyłam się rysunku, ale mało malarstwa, a jeśli już to akwareli. A tu na egzaminie preferowany jest gwasz, albo akryl, który szybko schnie, techniki, których nie znałam - wspomina.

Studiuje na drugim roku grafiki projektowej w Akademii Sztuki. Kiedy nie było pandemii mogła spędzać czas w akademii od ósmej do dwudziestej pierwszej.

Jej ręka najbardziej biegnie ku ilustracji. Pokazuje mi bohaterów rysowanego komiksu. Taką pełną humoru absurdu opowieść o człowieku, który mieszka na wsi, raz, wyszedł do sklepu doszedł do skrzyżowania, padł i nie mógł się podnieść, zrobił się taki ciężki. Wszyscy próbowali pomóc: dzielnicowy, sanitariusze, przewodniczący wsi, nawet batiuszka i szeptucha.

Często słyszy komentarz do swoich rysunków: - Fajnie, żeby się te rysunki jeszcze ruszały. Tęsknota za ojczyzną

Podoba się jej zieleń Szczecina, te duże parki, w Grodnie jest tylko taki jeden. Jak idzie rano do pracy w kawiarence na Jasnych Błoniach słyszy, jak ptaki śpiewają.

- Ostatnio mijałam kamienicę, która jest zbyt intensywnie zielona - przyznaje. - Bo tu kolorystyki elewacji budynków nie konsultuje się z prawdziwymi malarzami - tłumaczę. - Fajnie gdyby artystom dali swobodę - kiwa głową Ewa. - Widać, że tutaj ludzie czują się wolni - mówi. - Nawet ubierają się z większym luzem.

- W moim kraju ludzie chodzą ponurzy i niezadowoleni z życia. Ale w porównaniu do Polaków, to przepraszam, ale Białorusini tak nie narzekają. Nawet usłyszałam od kogoś, że narzekanie to wasz sport narodowy. U nas raczej każdy będzie milczał. Ludzie są zmęczeni.

Ale Białorusini wyszli na ulice i opór nie ustaje. - Na proteście czujesz się jak z rodziną. Ludzie otwierali drzwi, żeby ktoś mógł się schować przed „kosmonautami” (tak Białorusini nazywają umundurowanych milicjantów w hełmach). Jedna starsza kobieta wpuściła kilkoro protestujących i dała się im napić schłodzonego kwasu.

To był pierwszy dzień, jak po Mińsku i w Grodnie wyszły kobiety z kwiatami. Ewa wtedy też protestowała. Poprawia złoty kolczyk w kształcie lilii.

Jak wróciła po świętach do Polski i poszła na spotkanie z białoruskimi uchodźcami w Domku Grabarza, jeden z nich wzruszony powiedział: - Ty jeszcze pachniesz Białorusią.

Marzą, że jak wrócą ze studiów w Europie to zrobią kulturową rewolucję w ojczyźnie.