O tym, że Katarzyna Rosłaniec, znana z głośnych "Galerianek" rusza z produkcją kolejnego filmu, dowiedziałem się przypadkowo z gazet. Tak jak w przypadku obrazu o nastoletnich prostytutkach, tak i teraz Rosłaniec jest odpowiedzialna zarówno za scenariusz jak i reżyserię - ma dzięki temu pełną kontrolę nad tym, co widz oglądający "Bejbi blues" zobaczy na ekranie. Czy wykorzystała tę szansę? Zależy kogo zapytamy.

Patologia do kwadratu

"Bejbi blues" opowiada historię Natalii, na pozór typowej, choć bardzo wulgarnej nastolatki uczęszczającej do ostatniej klasy liceum. Poznajemy ją w momencie, gdy kłóci się ze swoim chłopakiem Kubą o jakieś błahostki. Następnie kamera przesuwa się w bok, na wózek z maleńkim dzieckiem. Ich dzieckiem. Poziom absurdu rośnie, gdy w kolejnej scenie Natalia sunie przez miasto na rolkach pchając beztrosko wózek i rozmawiając przez telefon komórkowy. A to dopiero pierwsze minuty filmu...

To,  że scenariusz "Bejbi Blues" jest mocno naciągany, widać od razu. Film momentami bardziej przypomina czarną komedię niż dramat obyczajowy. Widz pragnący czerpać radość z sensu musi po prostu zaakceptować tę konwencję i traktować fabułę nieco z przymrużeniem oka. Tylko w ten sposób możemy bowiem śledzić następujące po sobie dramatyczne zwroty akcji oraz obserwować dziwaczne zachowania niektórych bohaterów. Aż chce się zapytać, czy tworząc scenariusz pani Rosłaniec konsultowała się z psychologiem.

Nowe twarze

Mocną stroną "Bejbi blues" są młodzi, początkujący aktorzy, którzy wiernie odtwarzają role rozwydrzonych, nieodpowiedzialnych nastolatków. Poza Magdaleną Berus przekonująco wypadł także jej filmowy chłopak, Nikodem Rozbicki, oraz grający postać kolegi Michał Trzeciakowski. W filmie wzięli udział także doświadczeni aktorzy, z czego mi osobiście najbardziej do gustu przypadła kreacja Katarzyny Figury, odtwarzającej rolę uczynnej sąsiadki.

Złego słowa nie można także powiedzieć o zdjęciach do filmu i montażu. Sposób kręcenia poszczególnych scen i przejścia między ujęciami są dynamiczne, jednak nie sprawiają niedopracowanych, czy zbyt pociętych. Obawiałem się trochę, że film będzie nakręcony w konwencji teledysku, jednak jest bardzo spójny i wizualnie jednolity. Dobrze prezentuje się także ścieżka dźwiękowa - dobór efektów i występującej w tle muzyki w pełni współgra z tym, co widzimy na ekranie.

Ważny problem, fatalne wykonanie

Boleję nad tym, że tak ważny problem społeczny jakim są nastoletnie matki został w "Bejbi blues" spłycony do granic absurdu i przybrał postać bezrefleksyjnej papki, która ma wyłącznie bawić i szokować. Nawet dramat sytuacji głównej bohaterki jest jakiś taki mało dramatyczny, ot licealistka pozostawiona sama sobie próbuje wychowywać dziecko. Historia opowiedziana w "Bejbi blues" jest totalnie oderwana od rzeczywistości i nie przedstawia żadnej wartości merytorycznej.

Iść czy nie iść

No właśnie, czy film wart jest wydania nań kilkunastu złotych? Chciałbym napisać, że na pewno nie, ale mimo swojej infantylnej fabuły "Bejbi blues" przyciąga do ekranu. I raczej nie za sprawą nagich scen czy kontrowersyjnych zagrywek ideologicznych. Chyba jesteśmy po prostu ciekawi, jak pozbawiona wzorców, zdegenerowana nastolatka poradzi sobie w tej trudnej dla niej sytuacji. Raczej by się z niej pośmiać, niż jej współczuć, gdyż główna bohaterka nie wzbudza żadnych pozytywnych emocji.

_________

W Szczecinie film można obejrzeć m.in. w Kinie HELIOS.