„Bal manekinów” Bruno Jasieńskiego to ostatnia propozycja Teatru Polskiego. Grudniowe wystawienia tego spektaklu, wyreżyserowanego przez Adama Opatowicza, zyskały duże zainteresowanie publiczności, a w nowym roku również można ten tytuł zobaczyć (począwszy od 5go stycznia).

Autor sztuki, żyjący w latach 1900-1938,   to postać, która wciąż wzbudza emocje, dyskusje, a nawet sprzeciwy. 29 czerwca ubiegłego roku rada powiatu sandomierskiego podjęła uchwałę o zmianie patrona liceum w Klimontowie, którym był właśnie pochodzący z tego miasta, Jasieński. Wniosek  taki zgłosiła aktualna dyrektorka szkoły (do której zresztą  poeta kiedyś uczęszczał) uzasadniając go tym, że nie jest on dobrym autorytetem dla młodzieży...

Czy „Bal manekinów” również może nas zdemoralizować ? Ten groteskowy, satyryczny tekst napisany po rosyjsku w 1931 roku, prawdopodobnie nie miałby takiej siły wyrazu, jaką posiadał w czasach przedwojennych, gdyby został przedstawiony w tradycyjny sposób. Zamysłem Adama Opatowicza było więc odświeżenie tego klasycznego już dramatu i ukazanie jego wartości w bardziej współczesnej konwencji.

Po obejrzeniu tej nowej interpretacji można uznać, że efekt jest na pewno intrygujący, a udało się osiągnąć go dzięki współpracy reżysera z młodymi twórcami. Są nimi: choreografka Paulina Andrzejewska, autor muzyki - Andrzej Mikosz „Webber” oraz twórca tekstów piosenek - Adam Zieliński znany bardziej jako „Łona”.

Rapujący „wodzirej” Filip Cembala wprowadza widzów w nastrój balu, który urządzają sobie manekiny, chcące przez jedną noc wytańczyć swoje frustracje i rozterki, zapominając o wiecznej roli niewolników, przydzielonej im przez ludzi. Nieopatrznie trafia na ten frapujący dancing poseł Paul Ribandel (Jacek Piotrowski). Bagatelizuje on konsekwencje tej pomyłki, ale szybko przekonuje się, że dla niego będą one bardzo drastyczne. Duże rozmiary  zwołują bowiem naradę i postanawiają pozbawić człowieka głowy. Jeden z uczestników balu znajduje zaś porfel niefortunnego parlamenarzysty z legitymacją partii Prawo i Socjalizm (!) i postanawia go użyć...

Tymczasem w domu fabrykanta Arnaux (Jacek Polaczek) trwa właśnie wystawny koktajl na którym miejscowa socjeta bawi się i załatwia poważne interesy. W centrum uwagi znajdują się dwie kobiety – pani Levasin (Olga Adamska) i córka włąsciciela - Andżelika (Sylwia Różycka), które starają się zyskać względy przybyłego z opóźnieniem posła, nie wiedząc że jest nim... manekin. Obserwujemy więc wiele zabawnych scen, które są przeplatane tanecznymi układami oraz kolejnymi piosenkami śpiewanymi przez aktorów.

Finał to utwór zagrany z płyty - dokładnie  z albumu "Cztery i pół" Łony i Webbera. Piosenka ze słowami  "Nie pytaj nas o życie, o sens, o żadną z tych dziedzin, Nie pytaj, co w nas siedzi, to raczej nie jest pokolenie odpowiedzi” jest niewątpliwie mocnym akcentem tego swoistego sądu nad człowiekiem.