4 stycznia 1992 roku Bar Rab obsłużył pierwszych klientów. Przez następne ćwierć wieku dorobił się statusu lokalu kultowego. Chyba nie ma dorosłego szczecinianina, który choćby raz w życiu nie zamówiłby w pawilonie przy ul. Krzywoustego 11 kebaba albo frytburgera.
[ Artykuł archiwalny. Został opublikowany w naszym portalu 4 stycznia 2017r. ]
Początek lat 90., tuż po transformacji ustrojowej, to czas powstawania wielu biznesów, inwestowania w lokale gastronomiczne, bary szybkiej obsługi. Większość z nich bardzo szybko znikała z rynku. Pewności, że interes wypali nie mieli również Marian Jakubik i Ryszard Bosak, gdy na trzy miesiące wynajmowali niewielkie pomieszczenie w pawilonie przy ul. Krzywoustego. Bar Rab okazał się jednak strzałem w dziesiątkę. Przetrwał dużo dłużej niż trzy miesiące. Od 25 lat, pod kierownictwem tych samych właścicieli, odpiera konkurencję innych barów i fast foodów. A wszystko zaczęło się od podróży służbowej w poszukiwaniu… filmów wideo.

Z każdej strony tak samo
- Prowadziłem wtedy wypożyczalnię i za kasetami jeździłem po całej Polsce. W Gdyni trafiłem na lokal tego typu i pomyślałem, że można otworzyć podobny w Szczecinie – wspomina Marian Jakubik.

Pomysłem zaraził Ryszarda Bosaka, który przy ul. Krzywoustego prowadził kawiarnię. Panowie znali się z czasów wspólnej pracy w jednej z restauracji. W listopadzie 1991 roku rozpoczęli remont lokalu, w ostatnich dniach grudnia zarejestrowali działalność, a 4 stycznia 1992 roku otworzyli Bar Rab.

- Długo męczyliśmy się z nazwą. W końcu wymyśliliśmy, żeby odwrócić słowo „bar”. Z każdej strony nazwa jest więc taka sama – śmieją się właściciele.

Pierwsze mięso trzeba było wyrzucić

Na początku Bar Rab mieścił się w tym samym pawilonie co obecnie, ale w pomieszczeniu obok, w którym teraz jest sklep monopolowy. Cały budynek był w pierwszej połowie lat 90. własnością warszawskiej Polleny, spadkobierczyni majątku znanych PRL-owskich zakładów przemysłu kosmetycznego i środków czystości. W pawilonie mieściły się głównie drogerie, salony kosmetyczne i fryzjerskie.

- Naszą pierwszą klientką była pani Basia, kosmetyczka pracująca w lokalu nad nami – wspomina Ryszard Bosak. – Na początku ruch mieliśmy niewielki. Sprzedaliśmy tylko kilka porcji i pierwszą sztukę mięsa musieliśmy niemal w całości wyrzucić, bo nam zaczęła już schnąć.

Z czasem było jednak coraz lepiej. Kolejne porcje mięsa nie musiały już lądować w śmietniku. Bar Rab rozwijał się i budował swoją markę w mieście. Po nieco ponad trzech latach przeniósł się do lokalu obok. Zamiast jednego boksu (identyczne pomieszczenia w pawilonie) zajmował najpierw dwa, a później powiększył swoją powierzchnie do trzech. Dziś w ciągu doby odwiedza go średnio ponad tysiąc osób. Często wszystkie stoliki są zajęte.


Przystanek na imprezowym szlaku
W weekendy nawet w nocy ustawiają się kolejki. Dla wielu szczecinian bawiących się wtedy w klubach, Bar Rab jest tradycyjnym przystankiem podczas imprezowych eskapad. Można wtedy spotkać nawet znanych artystów, trafiających do lokalu przy ul. Krzywoustego po swoich koncertach. Bar Rab jest otwarty całą dobę od początku istnienia, co jednak ciekawe, pierwotnie był to po prostu pomysł na ograniczenie kosztów.

- W pierwszej połowie lat 90. było w Szczecinie dużo włamań. Gdybyśmy zamykali na noc, musielibyśmy wynająć ochronę. Zamiast tego postanowiliśmy działać również w nocy. Obsługujący klientów pilnowali lokalu, a przy okazji zawsze coś się sprzedało – wspominają właściciele.

Klienci wymyślili frytburgery
Kebaby to podstawa tutejszego menu, ale Bar Rab nigdy nie aspirował, by naśladować kuchnię turecką. To bardziej polska wariacja na temat tej potrawy.

 – „Prawdziwego” tureckiego kebaba zjadłem w Berlinie dopiero kilka lat po  otwarciu naszego lokalu – mówi Marian Jakubik. – I nasz smakował mi lepiej.

Menu z kebabami, hamburgerami i frytkami nie zmieniło się od 25 lat. Poza jedną znaczącą nowością. To prawdopodobnie właśnie tutaj po raz pierwszy w sprzedaży pojawiły się frytburgery. Kultowe już bułki z frytkami i kotletem, które popularne są właściwie tylko w Szczecinie. Wielu, półżartem, nazywa je jednym z kulinarnych symboli miasta.

- Frytburgery wymyślili nasi klienci. To oni prosili nas o takie połączenie składników, to chyba też od nich wyszła nazwa. My tylko spełniliśmy ich oczekiwania, wprowadzając je do stałej sprzedaży – mówią właściciele.

Chcą obronić się jakością
Po ćwierćwieczu Bar Rab trzyma się mocno, mimo że konkurencja cały czas rośnie. Na szczecińskim rynku gastronomicznym pojawiają się kolejne fast foody, wśród nich największe światowe sieciówki. Kolejki przy ul. Krzywoustego 11 nadal jednak nie maleją.

- Nie boimy się konkurencji. Stawiamy na jakość. Wiemy, że tym zawsze się obronimy – podkreślają właściciele. - Porcje do kebabów sami przygotowujemy z surowego mięsa bez dodatku konserwantów. 100 gram powstaje ze 168 gram szynki. Sami robimy też sosy, od 25 lat według tej samej receptury. Od lat nie zmieniamy też sprawdzonych dostawców mięsa i warzyw.

Część klientów sugeruje, że powinny powstać kolejne filie Bar Rabu. W internetowych komentarzach pojawiają się nawet propozycje nowych lokalizacji: nadodrzańskie bulwary, czy deptak przy ul. Bogusława.

- Były pomysły rozszerzenia działalności, ale zdecydowaliśmy, że nie chcemy „rozmyć” interesu – podsumowują właściciele.