Któż z nas nie zna niszczącego uczucia zazdrości? Green eyes monster, zielonooki potwór- takim określeniem ochrzcił je Szekspir, oznaczając paranoję chorobliwie zazdrosnego Otella. Uczucie to staje się kanwą innej sztuki, opowieści o regularnie zdradzanej mężatce. Nieświadoma swojej sytuacji dostaje pewnego dnia list, który wywraca jej życie do góry nogami...

"Uprzejmię donoszę, że sypiam z pani mężem"

„Pani mąż nie jest pani własnością!” - dobrowolnie ujawniająca się kochanka męża jest równie bezczelna co bezpośrednia. Helen z niedowierzaniem przyjmuje treść listu, lecz uczucie Zazdrości już zostało powołane do życia i żąda obfitej daniny krwi. Między kobietami wywiązuje się burzliwa korespondencja, pełna uszczypliwości i czarnego humoru. Przepełniona „dobrymi radami” wobec rywalki („Zazdrość jest chorobą, ale uleczalną. Dobry terapeuta na pewno pani pomoże!”) jest jednocześnie płaszczyzną do międzypokoleniowej wymiany poglądów dotyczącej starości, wyglądu („Ale dlaczego pani?! Może mój biust nie jest większy, ale przynajmniej stabilniej się trzyma!”), seksu i sensu walki o prawdziwą miłość. Co ciekawe, niewierny mąż nie pojawia się na scenie ani razu. Jest Wielkim Nieobecnym, o którym kobiety wciąż rozmawiają, słownie przepychają i którego naturę nieustannie analizują („Nie jest pani pierwszą kobieta, która czuje do mojego męża słabość.” „Mężczyzna kochany przez dwie bądź więcej kobiet jest jak akcja sprzedawana powyżej swej wartości.”). Pomimo licznych wad, kobiety są w niego ślepo wpatrzone i każda marzy jedynie o tym, by jak najszybciej przejąc go na własność.

Kiedy druga, a potem trzecia nawiązuje romans z mężem pierwszej

W rolę zdradzonej żony wcieliła się znana m. in. z seriali „Dom”, „Janka” czy „Klan” Joanna Żółkowska, zaś w pożeraczkę żonatych mężczyzn Katarzyna Taracińska- Badura. „Tą trzecią” gościnnie zagrała młoda aktorka Anna Kózka. Wygłaszając na przemian monologi przepełnione żądzą i zazdrością o ukochanego mężczyznę, dwie główne bohaterki stworzyły udane i kontrastowe względem siebie kreacje. Joanna Żółkowska prezentuje się ubrana w skromną garsonkę za kolana, bez kolorystycznych szaleństw odpowiednio do wieku; znająca dobrze życie 50-latka, boleśnie przez to życie zawiedziona. Wdzięcznym i cieszącym oko jej przeciwieństwem (monologi wygłaszane w ponętnym dessou były z pewnością później tematem do rozmów w domu niejednego małżeństwa obecnego na spektaklu) była Katarzyna Taracińska- Badura- ociekająca seksem, zmysłowością i apetytem na życie (choć przede wszystkim na cudzych mężów) 35-latka, zadbana i niesłychanie pewna siebie bizneswoman. Obie odnoszące sukcesy zawodowe, nieumiejące jednak zapanować nad własnym życiem emocjonalnym i obie...niepogodzone ze swoim wiekiem. Jak tu bowiem nie popaść w kompleksy, kiedy dopiero co usidlony kochanek wymienia cię na 20-latkę?!

Lepiej zagłodzić na śmierć

Spektakl, wystawiony w Operze na Zamku, to adaptacja Bożeny Intrator „Zazdrości na trzy faksy”, sztuki Esther Vilar (ur.1935) – lekarki i coraz modniejszej w świecie, niemieckojęzycznej autorki powieści i dramatów. Jest reklamowana jako sztuka nie tylko dla kobiet, lecz uważam że spokojnie można by ze wspomnianego hasła zrezygnować. Zazdrość jest bowiem niesłychanie uniwersalnym uczuciem, uderzającym na ślepo i po równo w obie płcie, bez względu na wiek i stan materialny. Wątpliwy przywilej bycia zdradzanym wnosi zaś na tej płaszczyźnie między kobietami i mężczyznami uczciwe równouprawnienie. Helen, przeżywając je bardzo silnie i smakując jak truciznę trzymaną pod językiem, zatraca się w nim i wpada tym samym we własne sidła zemsty. Pod koniec spektaklu ma powiedzieć: „Zazdrość jest uczuciem. I to jakim! Ale bez uczuć pozwolilibyśmy pogrzebać się żywcem!” Czym jednak staje się człowiek, którego do życia napędzają jedynie negatywne emocje i trawiący od środka niszczący ogień związany z obsesyjnym kontrolowaniem ukochanej osoby? Uzależnienie od miłości może stać się tak samo groźne jak uzależnienie od alkoholu czy narkotyków. Nieodwracalnie burzy spokój, nicuje mózg na proszek i nakręca do niegodnych zachowań, jak bohaterkę spektaklu gotową podglądać męża z kochanką in flagranti w celu małego podkarmienia „zielonookiego potwora”. Może lepiej jednak, mając wybór, dać mu czasem zdechnąć z głodu...?