Właśnie do Empików w całej Polsce trafia kolejny numer ogólnopolskiego magazynu o muzyce punkowej, wydawanego w Szczecinie. „Garaż” to nie tylko czasopismo o muzyce alternatywnej. To także oręż promocji jednej z najmocniejszych niezależnych wytwórni płytowych w Polsce- Jimmy Jazz Records. Punk, ska, reggae to główne nurty, którymi w świat płyną dźwięki wydawane przez szczecińskie wydawnictwo. Jimmy Jazz Records to dowód na to, że Szczecin nie jest białą plamą na muzycznej mapie Polski. Fakt, że w naszym mieście funkcjonuje potentat wśród niezależnych wydawnictw, dziwić może wielu. O tym, jak szczecińska wytwórnia zawojowała polski rynek muzyki niezależnej, opowiada szef Jimmy Jazz Records, a także redaktor naczelny „Garażu” i ogólnopolskiego pisma „Reggaebeat”, Zdzisław Jodko.
Generalnie nie ma takich zespołów, z którymi się źle współpracuje
Jakie były początki firmy Jimmy Jazz Records?
Zdzisław Jodko: Jimmy Jazz Records jest kontynuacją tego, co zaczęło się pod nazwą Rock’n’roller. Początek to rok 1989 kiedy zdecydowałem o realizacji pomysłu, który zawsze mi się tlił w głowie. Chodziło o stworzenie sklepu muzycznego z muzyką trochę inną, niż ta ogólnodostępna. A więc punk, ska, reggae... Jednak nie tylko, bo powołany już do życia sklep miał też stoiska poświęcone muzyce metalowej, alternatywie. Do tego zaczęły dochodzić koszulki, a z czasem wpadliśmy na pomysł będący kontynuacją moich największych marzeń sprzed lat, żeby wydawać muzykę. Jednak najpierw dwa czy trzy lata funkcjonowało to jako sklep, potem powstała hurtownia muzyczna, która z czasem przerodziła się w sposób naturalny w wydawnictwo.
Pamiętasz pierwszy zespół, który wydałeś?
Zdzisław Jodko: Kolejności nie pamiętam... ale pierwsze nasze wydawnictwa to były zespoły ze Szczecina: Popłoch Wśród Dziewcząt, Moonlight i Dum Dum, którego muzycy założyli później znaną wszystkim grupę Hey.
Z jakimi zespołami najbardziej sobie cenisz współpracę, najlepiej je wspominasz?
Zdzisław Jodko: Z takimi, które znają realia, są dla wydawcy wsparciem, tak jak my staramy się wspierać naszych wykonawców. Takich zespołów na szczęście jest większość, choć są takie, z którymi nigdy w życiu nie będę miał już ochoty współpracować. Ale to jest naprawdę promil. Kiedy kapela przyjmuje postawę roszczeniową nie mając pojęcia o rzeczywistości, węszy wyzysk i nic nie daje od siebie to o współpracy można zapomnieć. Tacy „artyści” najlepiej sprawdzają się potem w głoszeniu teorii spiskowych i opowieści jak to wszyscy dookoła ich oszukują i wykorzystują... Ale zostawmy takie przypadki bo ludzi na tym poziomie nie mam ochoty dotykać nawet patykiem, a co dopiero robić im reklamę... Zawsze znajdzie się jakaś czarna owca w rodzinie, myślę, że w tej umownej rodzinie, jaką tworzą zespoły i wydawnictwo takich owiec były najwyżej jedna czy dwie. Zwracam uwagę na czas przeszły...
Natomiast generalnie najlepiej współpracuje się z zespołami długowiecznymi jeśli chodzi o staż sceniczny.... No i oczywiście zespołami ze Szczecina. Takich grup mamy sporo. Jednym ze sztandarów wytwórni są The Analogs ze swoimi 10 albumami. Anti Dread reprezentuje wytwórnię Jimmy Jazz czterema albumami. Wspomniani Road Troip’s Over to 2 krążki... jest też Emerald i Skambomambo.... Wkrótce czeka nas debiut 100% żeńskiej formacji Beri Beri. To wszystko szczecińskie zespoły.
Doskonale współpracuje się z zespołem Komety, który jest wprawdzie w Warszawy i dosyć daleko od nas, ale jest za to najbardziej wyrazistą wizytówką wytwórni, najbardziej obecną w mediach. Właśnie przygotowujemy 5 album Komet. Premiera w marcu 2009...
Komety i The Analogs to dwie najmocniejsze formacje w katalogu Jimmy Jazz, każda na swój sposób jest nr 1 w środowisku, do którego kieruje swoją twórczość.. Z obu zespołami współpracuje się świetnie...
Generalnie nie ma takich zespołów, z którymi się źle współpracuje... Jestem zwolennikiem teorii, że jak coś komuś nie pasuje to mówimy sobie: Cześć! Nie ma się co męczyć... Zatem jeśli w przeszłości ktoś miał jakieś wątpliwości to dzisiaj już ma nowego wydawcę albo nie ma go wcale...
Niektórzy nie wytrzymują ciśnienia i wydaje im się że są gwiazdami, są świetni, najlepsi na świecie.
Co się zmieniło w tworzeniu muzyki od czasów, w których zaczynałeś się nią zajmować? Komercjalizacja, gwiazdorstwo?
Zdzisław Jodko: Sam proces tworzenia bliższy jest artystom niż wydawcy więc ich trzeba by o to zapytać, ale na tyle na ile w tym procesie uczestniczę widzę, że większość twórców doskonale wykorzystuje warunki jakie stworzyła technika, dostępność do muzyki czy wsparcie wydawców. To się zmieniło w sensie jakości, natomiast w kategorii spontanu, podejścia twórców to mam wrażenie, że jest jak zwykle. Jeśli kogoś kręci to co robi to zapał twórczy sprzed 30 lat niczym nie różni się od tego współczesnego.
Co do „komercjalizacji i gwiazdorstwa” to pewne kwestie są poza obszarem tych wszystkich sytuacji, o których mówimy bo w głowie po prostu ma się poukładane albo nie. Są faktycznie tacy muzycy, którym odbija, ale większość zespołów radzi sobie doskonale z tym, że dzisiaj gra się dla większej grupy ludzi niż przed laty, że nagrywa się lepszy jakościowo materiał w lepszych studiach, że swój materiał można zobaczyć w sklepach typu Empik, Media Markt, salonach, sklepach internetowych. Niektórzy nie wytrzymują ciśnienia i wydaje im się że są gwiazdami, są świetni, najlepsi na świecie. Wiara we własne możliwości to chwalebna rzecz ale potrzebna jest też odrobina realizmu... no i przydaje się znajomość tematu. Jeśli jakąś płytę widać w Empiku to jeszcze nie znaczy, że udało się jej sprzedać więcej niż 100 sztuk ale dla niektórych artystów jest to już sygnał do bycia gwiazdą i dowód sprzedaży tysięcy krążków...
No ale na szczęście większość kapel podchodzi do tego zdroworozsądkowo.
Czy jest tak, że zespoły, które promujesz, z kręgu punk, ska, reggae, są pomijane przez media, nie są więc popularne?
Zdzisław Jodko: No nie do końca. Jak włączysz sobie radio, to zapewniam cię, że nie ma takiego dnia, żebyś nie natknął się np. na klika piosenek Komet, RTO, Skambomambo.... zamieszczonych na playlistach różnych rozgłośni.
Są też w niektórych stacjach audycje autorskie, tematyczne, poświęcone określonej muzyce, w których bez problemu znajdziesz okazję by posłuchać wszystkiego co cię interesuje.
Z mediami słodko się nie współpracuje ale na szczęście jest jeszcze wiele rozgłośni radiowych (a my współpracujemy z naprawdę dużą ich ilością, nie wyłączając tych największych i najbardziej słuchanych w całej Polsce), w których nasze zespoły można usłyszeć. Mamy regularny kontakt z działami programowymi, dostajemy playlisty radiowe, widzimy że piosenki z naszego wydawnictwa są puszczane. Na pewno intensywność prezentacji naszego repertuaru jest inna niż np. wykonawców z dużych firm, ale to dotyczy wielu artystów, którym nie przeszkadza to zapełniać sal koncertowych. Tu wniosek jest taki, że obecność w mediach nie zawsze oznacza popularność i odwrotnie. Myślę, że sporo naszych zespołów doskonale sobie z tym radzi i bez problemu zapełnia kluby w różnych miastach Polski. Z drugiej strony jest wielu artystów, których obecność w radiu sugerowałaby tłok na koncertach, a jak się na niego wybierzesz to będziesz mógł się wyszaleć do nieprzytomności bo 30 osób na parkiecie pod sceną (razem z obsługą) daje po temu wiele możliwości...
często odbiorca jest traktowany jak małpa, której trzeba dać odpowiedni rytm i nastrój to się ucieszy i zrobi fikołka.
Zdzisław Jodko: Problem obecności (czy tez nieobecności) wielu wykonawców jest zresztą szerszy i wynika w dużej mierze z pewnego zmanierowania i odmóżdżenia radia jako medium, w którym obowiązuje programowy szablon i idiotyczne przekonanie, że wszyscy w Polsce chcą słuchać Dody, Ich Troje, Budki Suflera czy jakichś lansowanych w aktualnym półroczu „rewelacji” zza Oceanu, o których za miesiąc nikt nie będzie pamiętał... Wiele rozgłośni jest do siebie bliźniaczo podobnych repertuarowo i przeskakiwanie z jednej częstotliwości na drugą nie zmienia nic w sensie programowym... Nuda i paw... Jeśli w jakimś radiu ludzie są otwarci na ciekawą muzykę to my w tym radiu jesteśmy obecni... Żyjemy w czasach gdzie muzykę można prezentować na wiele sposobów i my je też wykorzystujemy. Są przecież radia internetowe, strony Myspace czy DJ-e prezentujący nagrania podczas imprez na żywo.
W kilku przypadkach od zawsze nam się udaje bo np. Komety są obecne wszędzie. W radiu i w telewizji, bardzo dobrze funkcjonuje medialnie. Z jednej strony jest to zasługa świetnego repertuaru, z drugiej wspólnego wysiłku wydawcy i zespołu aby zespół był zauważony. To zresztą efekt wielu czynników, które są wynikiem wspólnej, wieloletniej pracy i opowieść o tym to materiał na dobrą książkę...
Natomiast faktycznie te zespoły, grające dla bardziej określonego grona odbiorców, bardziej hermetycznego, pojawiają się rzadziej, ale to nie wynika z ich słabości, ani z tego że są gorsze w jakiś sposób, tylko z obecnej filozofii związanej z mediami i polityki funkcjonowania rozgłośni radiowych w Polsce.
Spisek?
Zdzisław Jodko: E tam spisek... Brak wyobraźni i schematy przyjęte z Zachodu i to na dodatek tylko te najgorsze bo na Zachodzie często radia komercyjne są motorem promocji muzyki niezależnej, ciekawej, tej spoza głównego nurtu miałkiego popu. U nas raczej sporadycznie.
Gdyby ludzie u nas mieli pojęcie o tym, jak się dobiera piosenki dla nich, to by sobie włosy z głowy powyrywali bo często odbiorca jest traktowany jak małpa, której trzeba dać odpowiedni rytm i nastrój to się ucieszy i zrobi fikołka. Po prostu muzyka ambitna, gitarowa bardzo często nie ma szans, natomiast do woli można słuchać zdartych numerów niezniszczalnych zespołów, które są w radiu od zawsze, a funkcjonują już dzisiaj tylko na darmowych festiwalach bo do klubu niewielu na nie przyjdzie…
Słyszałem niedawno wypowiedzi muzyków zespołu Perfect, jacy to oni są martyrologiczni, i jacy to oni są kontestujący, i że mamy ciężkie czasy i jest nadal co kontestować... Przepraszam bardzo, ale ja się z nimi zamieniam od razu. I każdy mój zespół też... chętnie uwolnimy ich od tego ich cierpienia.... I nikt z nas nie będzie opowiadał takich legend. To jest kwestia odrobiny uczciwości. Niech sobie zespół Perfect gra na zdrowie (tak jak sobie na zdrowie grał zawsze, nawet wtedy gdy wielu kapelom występów zabraniano) ale niech mi dzisiaj nie opowiada bzdur bo w porównaniu z każdym zespołem ciekawszym od siebie jest zawsze w lepszej sytuacji bo duże wytwórnie lansują swoich faworytów, mają większą siłę przebicia, wstawiają swoje zespoły do mediów niejako z klucza. A ludzie z radia boją się wyjścia poza schemat disco-łupu-cupu albo rockowych „ikon” bo jak szefowi się podpadnie to można stracić pracę. Gdyby John Peel tak myślał to nikt by o nim nigdy nie usłyszał. W związku z tym sytuacja wytwórni słabszych medialnie i słabszych organizacyjnie takich jak Jimmy Jazz, czy większość polskich wytwórni niezależnych jest automatycznie słabsza. I ta mniejsza obecność naszych wykonawców w mediach wynika właśnie z tej dysproporcji sił.
Zresztą to jest temat z cyklu „Neverending Story” i szkoda na to czasu. Jako jedyna wytwórnia niezależna w Polsce mamy własny panel do pobierania singli przez rozgłośnie radiowe i pod względem promocji naszych wykonawców radzimy sobie nie najgorzej. Oczywiście zawsze może być lepiej i myślę, że czas pracuje na naszą korzyść...
często artyści nieobecni w mediach zapełniają całą salę....
Obecność w mediach nie musi się przekładać na popularność, wystarczy iść na koncert i samemu się przekonać o wartości zespołu…
Zdzisław Jodko: Oczywiście. Już o tym wspominałem.... I o tym, że bywa tez odwrotnie. Bardzo częste są takie przypadki gdy zespół promowany przez dużą wytwórnię, obecny w mediach, lansowany na po prostu świetny band z kręgów niezależnych, przyjeżdża do miasta na koncert i jest na nim 30 osób, a nasz zespół, którego nie ma w mediach, jedzie gdzieś tam i w zasadzie zapełnia salę w każdym mieście, to różnica jest ewidentna i odpowiedź znasz… To jest tak, że duże wytwórnie nie widzą potencjału, jaki tkwi w artystach niezależnych. Na szczęście my go widzimy. Takie wytwórnie jak Jimmy Jazz funkcjonują i całkiem nieźle sobie radzą z zapełnianiem rynku wartościową muzyką niedostępną w katalogach dużych wytwórni.
Reasumując: Rynek weryfikuje pewne sytuacje – często artyści nieobecni w mediach zapełniają całą salę....
A jak Szczecin wygląda na tle innych miast w Polsce?
Zdzisław Jodko: Nieskromnie uważam, że sam fakt, że w Szczecinie jest wytwórnia płytowa, uznawana w opiniach zewnętrznych za jedną z najmocniejszych niezależnych wytwórni w Polsce, świadczy o tym, że jest nieźle. Zwłaszcza, że Jimmy Jazz, z racji miejsca pochodzenia jest wydawcą, który mocno wspiera lokalne zespoły. Mówiłem już o The Analogs, Anti Dread, Beri Beri, Emeraldzie, Skambomambo, Road Trip’s Over. Jest przecież także WC – legendarna formacja polskiego punk rocka – od wielu lat będąca grupą szczecińską. Poza tym pomagamy wielu zespołom wydać płytę, chociaż nie są w naszym katalogu. Takie koleżeńskie wsparcie. W 2008 r. mieliśmy takich produkcji trzy. Współpracowaliśmy w ten sposób z Quo Vadis, After Blues i Annalisa. To są zespoły lokalne, szczecińskie, które przychodzą do nas, czasem nie wiedzą jak wydać płytę, no i my im w tym, pomagamy... Czasem pomagamy w dystrybucji, jak chcą. Jak nie chcą, to sami sobie ja organizują. To jest zwykła pomoc dla artystów, którzy nie chcą się z nami wiązać, bo chcą spróbować sami, albo ze względu na to, że grają zupełnie inny rodzaj muzyki, który nie do końca pasuje do profilu wytwórni i my nie jesteśmy w stanie zapewnić im takiej promocji, jaką jest w stanie zapewnić wytwórnia o ich profilu muzycznym. Wspieramy tę działalność lokalną, bo to są często nasi koledzy.
Mamy wiele ofert współpracy od wykonawców nie tylko szczecińskich... co roku wydajemy kilka debiutów. Młode zespoły się do nas zgłaszają, bo chcą współpracować z wytwórnią, która jest znana, zakorzeniona na rynku od 20 lat. To jest z pewnością jakieś doświadczenie i jakieś wsparcie dla tych młodych kapel, a Jimmy Jazz w rankingu polskich wytwórni niezależnych ma bardzo mocną pozycję i choć wszyscy wiedzą, że jesteśmy ze Szczecina to paradoksalnie na naszym lokalnym podwórku jesteśmy mniej zauważani niż np. w innych miastach.
Co masz na myśli...?
Zdzisław Jodko: To, że Jimmy Jazz Records właśnie stuka 20 lat, a ty jesteś drugim w tym okresie lokalnym dziennikarzem reprezentującym media pisane, który postanowił ze mną porozmawiać o naszej działalności. Wielu ludzi tutaj kupując w salonie muzycznym nasze płyty jest zaskoczonych faktem ze wydaje je wytwórnia z naszego miasta..
Wiążą się z tym zresztą wesołe historie... Pamiętam, sytuację gdy Joanna, zajmująca się w Jimmy Jazz promocją, prowadziła koło południa rozmowę telefoniczną z jedna z dużych rozgłośni radiowych w Warszawie - chodziło o dostarczenie nowej płyty Komet do przesłuchania i zdecydowania o objęciu jej patronatem tej rozgłośni - pani z drugiej strony zaproponowała wizytę w radiu tego samego dnia o godzinie 15.00. Kiedy dowiedziała się, że jesteśmy ze Szczecina i wizyta za 3 godziny raczej nie wchodzi w grę była poważnie zaskoczona, że warszawski zespół wydaje się w szczecińskiej wytwórni. Zresztą wielu fanów muzyki też jest tym zdziwionych bo (nie tylko)warszawskich zespołów mamy w katalogu więcej. To zdziwienie za każdym razem odbieramy jako komplement.
Po lekturze „Garażu” fani chętniej sięgają po nasze wydawnictwa
A kiedy reggae pojawiło się w Waszym profilu muzycznym?
Zdzisław Jodko: Reggae zawsze było w obrębie naszych zainteresowań, tylko niestety z wykonawcami z tego kręgu zawsze szło nam jakoś ciężko. Albo trafialiśmy na zespół, z którym nie szło się dogadać, bo im się od razu wydawało wszystkim, że są Bob’ami Marley’ami…
...Gwiazdorstwo?...
Zdzisław Jodko:...Tak.... Więc ja ich od razu wysłałem do wytwórni, które byłyby w stanie spełnić ich warunki.... kiedyś indziej trafiła nam się taka sytuacja, że zespół już się z nami dogadał, a potem z nieznanych powodów nie dojechał do studia. Nie odezwał się już więcej. Innym razem po półrocznym dopisywaniu do umowy coraz to nowych wymysłów artystów uznałem, że koszty papieru i telefonów oraz czas poświęcony na ustalenie warunków współpracy przekroczyły limit zdroworozsądkowy i podziękowałem. Tak więc jakieś fatum wisiało nad środowiskiem reggae, jeśli chodzi o wydawnictwa. Co prawda wydaliśmy w przeszłości takie zespoły jak Jere Jere Li czy Nowa Kultura jednak uznałem, że łatwiej się rozmawia z zespołami bardziej rock’n’rollowymi i ta współpraca zazwyczaj doskonale się układa. Ale reggae dalej funkcjonuje w zasięgu naszych zainteresowań, w postaci gazety, którą wydajemy.
Pomysł na „Reggaebeat” – pismo o muzyce Reggae - tlił się od dawna, ale brakowało impulsu. W pewnym momencie jednak pojawiło się grono ludzi zainteresowanych tematem. I teraz jesteśmy w trakcie robienia piątego numeru. Tak bez ciśnienia, powoli idziemy do przodu, raczej na zasadzie frajdy dla tych, którzy się w to angażują, ale to głównie o to chodzi przecież....
Ale priorytetem jest Garaż?
Zdzisław Jodko: Priorytetem jest „Garaż”, bo wydajemy to pismo już od 1985 r. i to jest dla mnie prywatnie niezła jazda... Od 1996 r. wychodzi regularnie około dwóch numerów w roku. Jest to gazeta z wielką tradycją, wbiła się w rynek, a przy okazji jest doskonałym orężem promocji dla naszej wytwórni, wobec braku możliwości promocji w innych pismach branżowych. Pisma muzyczne w Polsce prawie już nie istnieją... „Machina” się nie liczy bo jest to raczej pismo dla miłośników programu „Tele Tydzień”. Zatem pozostaje tylko „Teraz Rock”, (który jednak w ogóle nie promuje muzyki w stylu Ska czy Reggae) i niewiele więcej....
„Garaż” to od lat mniej więcej stałe grono redakcyjne i stali odbiorcy...
Garaż ma zdyscyplinowany elektorat…
Zdzisław Jodko: Tak. Jest dostępny w Empikach w całej Polsce i w naszym sklepie internetowym. Odbiorcy mniej więcej wiedzą, kiedy Garaż się pojawia, bo to jest zazwyczaj wiosna i jesień. Kiedy przychodzi czas, a gazeta się spóźnia to dostajemy dziesiątki maili z pytaniem, kiedy będzie? Po lekturze „Garażu” fani chętniej sięgają po nasze wydawnictwa, bo dzięki gazecie wiedzą, co kupują - do każdego numeru jest dołączona płyta, więc mamy ilustrację muzyczną do zawartości wewnętrznej. Tak jak wspomniałem jest to dla mnie „frajda”, a jednocześnie mając ogólnopolski zasięg świetnie promuje nasze wydawnictwa.
A o czym będzie można poczytać w najbliższym Garażu?
Zdzisław Jodko: Nowy numer trafi do EMPiK-ów w drugiej połowie stycznia 2009. Będzie w nim jak zwykle sporo wywiadów, biografii, tony recenzji i innych materiałów, których przeczytanie to nie jest zabawa na 5 minut... Tym razem prezentujemy wywiady z THE PEACOCKS - szwajcarską grupą rockabilly, będzie wywiad z P. PAUL FENECH-em - wokalistą legendarnej formacji psychobilly THE METEORS, który udało nam się przeprowadzić po czwartym czy piątym podejściu do artysty, dzięki naszym kontaktom z jego wydawcą. Klasykę światowego punk rocka reprezentują tym razem obszerne biografie THE DICTATORS, THE LAST RESORT, SHAM 69, THE DICKIES. Odwiedzamy Bałkany aby zrobić wywiady z grupami ALERGIJA z Chorwacji i GENERACIJA BEZ BUDUCNOSTI z Serbii, a wywiad z post-punkowo-folkowymi THE UKRAINIANS udało się zrobić podczas ich wizyty w Szczecinie. Poza tym sporo wywiadów z zespołami reprezentującymi naszą wytwórnię takimi jak THE ANALOGS, ANTI DREAD, SOULBURNERS, WC, KARCER, ZIGGIE PIGGIE, THE LUNATICS, SKAMPARARAS... Jeśli komuś jeszcze mało to czeka go wywiad z Gary Bushell’em, muzykiem i dziennikarzem brytyjskim, którego rola w promocji brytyjskiej muzyki punk jest już legendarna, wywiad z surf’ową grupą ST. CITY SURFERS z Częstochowy, fińskim ska bandem THE VALKYRIANS... W cyklu „Punk egzotyczny” będzie można poczytać o historii punk rocka we Włoszech. To zresztą jeszcze nie wszystko... Jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam do poszukiwań w EMPiKu lub korzystania z naszej strony gdzie można zamówić wszystko co nosi znaczek Jimmy Jazz Records.
Zdarzyło Ci się wydawać muzykę spoza kręgu punk/ska/reggae?
Zdzisław Jodko: Oczywiście. Dwukrotnie wsparliśmy zespół Quo Vadis. Jedną ich płytę wydaliśmy samodzielnie, a drugą do spółki z zespołem. Na początku działalności wydaliśmy Moonlight i Dum Dum, które nie mają z punkiem czy ska nic wspólnego.
W ogóle to ja mogę wydawać każdą muzykę z jednym zastrzeżeniem: żeby to była muzyka, która mi się podoba. Nie mam jakichś sztywnych ram choć oczywiście staram się aby repertuar Jimmy Jazz dawał się identyfikować. Moje ulubione gatunki to Punk, Ska i Reggae ale ludzie czasem się dziwią, że słucham też rzeczy tak od nich odległych... Np. lubię swing i wielu klasycznych wykonawców rockowych: Thin Lizzy, Slade, Pogues, The Beatles, Rolling Stones, czasem włączę coś Pink Floyd. Chciałbym np. wydać płytę z polskimi twistami z lat sześćdziesiątych, Jestem fanem muzyki lat sześćdziesiątych na całym świecie. Mam sporo archiwalnych nagrań wykonawców polskich z tego okresu. Niektóre to naprawdę niezłe rarytasy.
Chciałbym np. wydać na jednej płycie parę zespołów z tamtych lat, których ludzie kompletnie nie znają, a które na tamte realia grały naprawdę dobrze i porównywalnie z zagranicznymi wykonawcami. Chwilowo jednak kolejka kapel do wydania jest spora więc może kiedyś...
artysta to taki typ, że jak coś go wkurza to od razu pisze o tym piosenkę
Wydając zespoły punkowe czy reggae’owe ciężko jest ustrzec się przed ideologią, którą prezentują te kapele?
Zdzisław Jodko: Nie sądzę, żeby ideologia w jakiś sposób decydowała. Nie do końca nas interesują zespoły umoczone w konkretne sympatie polityczne. Muzyka to jest muzyka. Wiadomo, że każdy ma swoje przekonania i niektórym trudno ich uniknąć nawet nagrywając płytę. Staram się jednak pilnować aby płyty nie były manifestami ideologicznymi choć czasem coś tam się przemknie bo żyjemy w konkretnych realiach, a artysta to taki typ, że jak coś go wkurza to od razu pisze o tym piosenkę. Nie mamy problemów z kwestiami ideologicznymi bo nas to nie interesuje. Poza tym wydajemy nie tylko kapele punk i reggae ale także folk, ska, rockabilly, psychobilly, hardcore i rock’n’roll więc nie szukałbym tu jakichkolwiek prawidłowości czy tendencji światopoglądowych.
Chyba zwłaszcza w kontakcie z muzyką reggae trzeba się zmagać z dużą dawką ideologii?
Zdzisław Jodko: Już na wstępie naszej rozmowy wspomniałem o zasadzie, że jeśli coś nie zaskakuje od razu albo coś zaczyna się psuć w trakcie to mówię: Część! Reggae wydajemy niewiele więc problem nie istnieje. Czasem mam ubaw jak recenzuję wydawnictwa reggae polskich wykonawców, którzy nierzadko śpiewają o Babilonie, Jah i niezwyciężonych Lwach z Plemienia Judy, co jest w Polsce jakimś kompletnym kabaretem. Jeszcze hołubią pana Hajle Selassje, który jest zawodnikiem podobnej klasy co Hitler. Ale przy pisaniu recenzji to jest dla mnie bardziej niezła zabawa niż problem. Trochę o tym już wspominałem.
Jakakolwiek ideologia jest wrogiem sztuki i dla mnie to jest coś absolutnie zbędnego i nie dotyczy tylko muzyki Reggae.
Zachód nie ma monopolu na muzykę i pomysły
Polska muzyka choruje na ściąganie wzorców z Zachodu?
Zdzisław Jodko: Problemem polskiej sceny jest to, że nie ma zespołów klasowych w konkretnych gatunkach muzycznych. Brak jest zespołów charakterystycznych. Takim dobrym przykładem, że intensywna praca buduje pozycję, a jednocześnie zespół staje się nieszablonowy, są The Analogs. Każda ich płyta jest kontynuacją poprzedniej, ale jest krokiem do przodu przez co dla części ludzi są zdrajcami, bo... nauczyli się grać. To jest niestety problem naszej sceny, że odbiorcy maja tendencje zachowawcze. Jeśli ktoś nagrał jedną dobra płytę to niech nagrywa ich 15 na jedno kopyto. I wielu wykonawców tak robi przez co np. 80 % płyt street punkowych w Polsce nie da się słuchać. Mówię to z bólem, bo chciałbym takich zespołów wdawać jak najwięcej, lubię taką muzykę, ale naprawdę nie ma kogo. Przed laty parę takich kapel było, ale w tej chwili jak się patrzy na te młode zespoły, to jest naprawdę słabo.
To samo jest w każdej innej stylistyce. Na szczęście trafiają się rodzynki. Z pewnością zespołem wyprzedzającymi wielu wykonawców o kilka długości są Komety. Klasą są Soulburners i Pavulon Twist. Ostatni album Anti Dread to punkowy miodas. Z ciekawością patrzę na rozwój Ziggie Piggie, Skambomambo i Skampararas... Ciekaw jestem kolejnej płyty Emerald...
Myślę, że z tymi wzorcami nie powinniśmy wpadać w histerię bo Zachód nie ma monopolu na muzykę i pomysły... Wszystko już wymyślono więc idąc tym tropem można by powiedzieć, że Zachód kopiuje sam siebie. U nas problem polega nie na pomysłach tylko na wykonaniu. Tam kapele zaczynają od opanowania warsztatu i jak go doszlifują to rozwijają się muzycznie. U nas zaczynają od spontanu i często dopiero przy trzeciej-czwartej płycie widać dopiero, że nauczyły się grać. Stąd te różnice.
Jak wyglądała aktywność wytwórni w ostatnim czasie?
Zdzisław Jodko: W 2008 r. wydaliśmy ponad dwadzieścia tytułów, to najwięcej do tej pory. Znam wytwórnie potencjalnie mocniejsze od nas, które wydały o połowę mniej…
Zdzisław Jodko: A ostatnie najciekawsze wydawnictwa?
Teoretycznie najciekawsze są te, które się najlepiej sprzedają. Praktycznie jest tak, że czasem wydajemy takie zespoły które jakoś rewelacyjnie się nie sprzedają, ale są jednymi z moich ulubionych. W ub. roku wydaliśmy m.in. albumy Skambomambo, Soulburners grających taki trochę amerykański rock’n’roll z wpływami metalowymi, punkowymi i hardcoreowymi. Wyszły jeszcze ze trzy czy cztery tytuły ska, co jest chyba w ogóle połową tytułów ska, wydanych w Polsce w ciągu ostatniego roku. Był drugi album The Lunatics, nowy Karcer – jedna z najstarszych punkowych kapel - wyszła nowa płyta Anti Dread, nowi The Analogs także w wersji na winylu. Przekrojowy składak „The Story Of Komety”.... nowe krążki The Headhunters, Road Trip’s Over, i wytwórniowa składanka „Prowadź mnie ulico vol. 5” plus jeszcze kilka pozycji... Pierwszego grudnia zeszłego roku miała miejsce premiera winylowej płyty WC, z historycznymi nagraniami z 1984 r. Staramy się czasem sprawiać kapelom i sobie przyjemności, takie jak te winyle.
A co w tym roku?
Zdzisław Jodko: W marcu premiera nowej płyty Komet zatytułowanej „Złoto Azteków” - rewelacyjny album koncertowy zrealizowany podczas zeszłorocznego tournee grupy, podczas którego Komety zawitały także do Szczecina, wzbogacony czterema nagraniami studyjnymi. Mega strzał dla fanów. Będzie debiut zespołu Beri Beri, album The Headhunters, na którym cofniemy się do początków działalności kapeli. Wydali u nas już 3 krążki z bieżącym repertuarem, a teraz wyjdzie płyta zawierająca ich wcześniejsze nagrania… Kolejna składanka „Prowadź mnie ulico”, drugi album warszawskiej grupy Bang Bang, trzeci album pułtuskiego Kolt’a... Wśród debiutantów objawią się punkowi The Coiots ze Śląska... jest jeszcze kilka nowych zespołów czekających na debiutancki album ale po kolei.... na razie zapraszam do sięgnięcia po Garaż, który już powinien trafić do salonów prasowych. Tam i na naszej stronie www.jimmyjazz.pl z pewnością dużo więcej informacji na temat tego co przed i za nami....
Komentarze
15