Młody i elokwentny oficer, skromny i siwy jak gołąbek pan kapitan oraz trójka rezolutnych chłopców wchodząca dopiero w dorosłe życie…. Dzieli ich metryka i posiadane doświadczenie, łączy zaś –pasja żeglarstwa i wielka miłość do morza. Spotkanie tych odmiennych i jednoczenie uzupełniających się światów nastąpiło w Akademii Morskiej przy ul. Szczerbcowej 4 dnia 20 listopada pod hasłem „Trzy pokolenia żeglarzy”.
Jako pierwszy ze swoją opowieścią o samotnej podróży dookoła Europy (odwiedził 18 państw, popłynął przez Danię, Norwegię, Zatokę Biskajską, Morze Śródziemne, Egejskie, Marmara i Morze Czarne) wystąpił Henryk Widera, kapitan jachtu „Gawot”, łodzi w typie Tango Family o długości zaledwie 7,70 metra. Pan kapitan okazał się zaskakująco skromnym i kruchym człowiekiem, którego indywidualna walka z żywiołem nabrała nowego wymiaru- nie tylko w odniesieniu do ciągłego zmuszania do posłuszeństwa często szwankującego sprzętu, lecz również zmaganiem się z własnymi fizycznymi ograniczenia wynikającymi z podeszłego wieku ( w momencie rozpoczęcia podróży miał 76 lat!).
Historię swojej podróży przedstawił w trakcie projekcji filmu, podczas której mogliśmy odkryć żeglarza z zupełnie innej strony. Film ukazywał Widerę- globtrotera, wędrowca po obcych kulturach, a nawet….turystę. W podobny sposób zachwycają go zabytkowe wytwory ludzkich rak, jak wciąż napotykane na swej drodze cuda Natury przybierające kształt malowniczych fiordów, cichych zatoczek czy potężnych morskich fal. Jednym ze zdań, jakimi komentuje przybycie do kolejnego z odwiedzanych przez siebie portów, jest : „Pierwsza była moja radość…”, co doskonale oddaje podejście do życia pana kapitana- wciąż dającego się zadziwiać światu podróżnika. Widera miał zamiar swoją wielką wyprawę zakończyć przepłynięciem rzekami przez Rosję, tak by dotrzeć do Morza Norweskiego i zamknąć wielką pętlę, lecz z powodu krzywdzących obcokrajowców przepisów nie uzyskał zgody rosyjskich władz i nie pomogła nawet głodówka, na którą żeglarz zdecydował się w proteście przeciwko panującym zarządzeniom. Ostatecznie swoją sytuacją zainteresował prasę i miejscową telewizję. W konsekwencji media wywarły nacisk na prezydenta Putina, który w oświadczeniu telewizyjnym… zobowiązał się do zmiany przepisów.
Nie mniej pasji można znaleźć u Wojciecha Kaczora, który przewodził delegacji ze Szczecina na Tall Ship Races 2008 na jachcie s/y „Zryw”. Tegoroczna impreza (jak sam kapitan wspominał, „…zorganizowana przez miasteczko wielkości Dziwnowa”) rozpoczynała się w Liverpoolu (18-21 lipca), skąd armada jachtów ścigała się do Maloy w Norwegii (imprezy portowe: 1-4 sierpnia). Następnie zaplanowano etap towarzyski do Bergen (9-12 sierpnia) połączony z wymianą załóg pomiędzy jednostkami. Kolejny etap regatowy miał miejsce na trasie Bergen – Den Helder, gdzie w tym ostatnim zakończono regaty i przyznano nagrody (20-23 sierpnia). Impreza odbywała się w przyjaznej atmosferze życzliwości, tak charakterystycznej dla ludzi związanych z tym sportem. Humoru nie popsuła nawet „awantura” w Maloy dotycząca pomalowania na różowo kotwicy jednego z jachtów cumujących w porcie…
Załoga ze Szczecina absolutnie pobiła na głowę inne ekipy w kategorii „naj…”- płynęła na najmniejszych jachcie z najmłodszym zespołem, za co została uhonorowana dodatkowo specjalną nagrodą. Regaty w wykonaniu szczecińskiej ekipy w drugim etapie, po przelicznikach, zakończyły się siódmym miejscem w klasie D, bez uszczerbku na zdrowiu i sprzęcie (nikogo nie zmyło do morza i, o dziwo, nic się nie zepsuło). Jak pisze w swoim sprawozdaniu z wyprawy Wojciech Kaczor* : „wiemy, że w przyszłym roku również chcemy wystartować, z apetytem na dobrą zabawę i lepsze miejsce, bo choć wyścig nie jest tu najważniejszy, to jednak udowodniliśmy, że możemy postarać się o miejsce na podium!!!”.
O miejsce na podium nie walczyli natomiast trzej uczniowie: Przemysław Dziarnowski, Wojciech Zakrzewski i Tomasz Andraszewicz z Ośrodka Morskiego Pałacu Młodzieży (wiek: 16-19 lat). Ich nagrodą było sprawdzenie samych siebie i swojej łajby (szkoleniowa łódź wiosłowo-żaglowa- DZ-ta (!) w morskich warunkach. Ważnym etapem przed wyruszeniem w rejs było doprowadzenia do stanu „pływalności” jednej z pałacowych DZ-et o wdzięcznym imieniu „Kaktus”. Następnie, kiedy opiekunowie młodych żeglarzy pod wodzą i opieką Jolanty Gałęzowskiej i Mieczysława Irchy, doświadczonych instruktorów z Pałacu Młodzieży, uznali, że jacht wygląda w miarę przyzwoicie, wyruszono w 14-dniową morską przygodę. Podczas 14 dni rejsu odwiedzili osiem portów: Trzebież, Świnoujście, Dziwnów, Kołobrzeg, Darłówek, Dźwirzyno, Mrzeżyno i Stepnicę, pokonując 273 mil morskich w czasie 82,5 godzin, z czego 4 godz. to sama żegluga powyżej 6 oB. Rejs przysporzył im – uczestnikom, jak i prowadzącym - wielu emocji i nowych doświadczeń. Nierzadko burty przy wietrze powyżej 5oB nabierały wody, i jak sam zaznaczył M. Ircha, „pomimo posiadania przez Dezety komór wypornościowych, po zalaniu w końcu i tak tonie jak łupinka”. Oczywiście, jeśli mamy chłopców zakładały, że takie doświadczenia odstraszą ich w przyszłości do planowania kolejnych rejsów, jak można łatwo się domyślić, myliłyby się -pokaz slajdów został zakończony deklaracją zorganizowania możliwie jak najszybciej następnej pasjonującej wyprawy. Choć może już nie na Dezecie…
Jak widać, wiek, płeć, doświadczenie- to wszystko traci znaczenie w obliczu jednej łączącej siły, jaką jest miłość do morza i żeglarstwa. Ważna jest tylko pasja, która z hobby staję się po jakimś czasie sposobem na życie i kierunkiem w podejmowaniu decyzji. Trzy pokolenia żeglarzy udowadniają to każdą kolejną udaną wyprawą.
*www.palac.szczecin.pl/em_rejsy_wiecej.html/#zrywem
Komentarze
2