Fat Belly Family to zespół, który na lokalnej scenie muzycznej wiele już zdziałał. Tematów, które warto było omówić w rozmowie z nimi było więc niemało. Zapis rozmowy przeprowadzonej w gościnnym wnętrzu „Hormona” znajdziecie poniżej.

W tej „konferencji” wzięła udział część składu  zespołu. Są to - Damian Ukeje który według strony http://fatbellyfamily.pl/ zajmuje się wyciem, rapowaniem, beatboxem, oraz szlachtowaniem wrogów mieczem oburęcznym,jest świeżym nabytkiem FBF - zastąpił  Łukasza Drapałę. Tomek „Światu” Jóźwiak odpowiedzialny jest za rzępolenie i dzwonienie w środku nocy do basisty z pytaniem na które zna odpowiedź. Michał „Michał Frydryszak” Frydryszak dudni, przekłada próby i kiepsko wyprowadza psy. Reszta rodziny, Piotr  „Pietia" Leoszewski i Borys "Rambo" Sawaszkiewicz nie mogli przybyć ponieważ jeden z nich był zajęty szukaniem zielonego Kubusia a drugi wchodzeniem na TIRy. Dobrze że nie pod...

Damianie, czy wcześniej grałeś już  w jakiejś formacji czy to Twój pierwszy skład? 

Tak, miałem wcześniej swój zespół, nazywał się Trigger. Formacja rozpadła się jakieś dwa lata temu. Cała nasza przygoda trwała cztery lata, ale doszliśmy do wniosku że mamy inne cele w życiu i postanowiliśmy się rozstać.

Mieliśmy  oczywiście swoje wzloty i upadki. Początkowo plan był prosty: gramy, odnosimy sukces, zarabiamy kupę szmalu, robimy kupę koncertów. Niestety po czterech latach tylko ja zostałem z tą myślą, wiec się rozpadło.

Jak to było z Twoim występem w „Szansie na Sukces”? Czy naprawdę lubisz zespół Perfect czy „pokochałeś” go tylko na potrzeby programu?

Wziąłem udział w Szansie na sukces gdzie akurat gwiazda był zespół Perfect. Przesłano mi płytę z twórczością owego zespołu. Było to dziesięć kawałków których musiałem się nauczyć. Wcześniej rzadko zdarzało mi się słuchać polskiej muzyki, więc to była ciężka sprawa.

Czy słyszałeś o FBF zanim zaprosili Cię na próbę?

Zaczęło się od tego, że wybrałem się na koncert zespołu Coma, gdzie chłopaki występowali jako support. Usłyszałem ich i stwierdziłem że naprawdę fajnie grają. Dopiero później dowiedziałem się że szukają wokalisty. O mnie dowiedzieli się kiedy wystąpiłem w Szansie na sukces. Do kontaktu ze mną został oddelegowany perkusista, jako że tylko my mamy konto na Naszej Klasie.

Poprzedni wokalista, Łukasz Drapała, miał talent i charyzmę. Nie odczuwasz z tego powodu dyskomfortu, że możesz już nie powtórzyć tego sukcesu i nie zadowolić jego fanów?

Nie chcę zajmować jego pozycji. Teraz FBF będzie kroczyć nowymi ścieżkami, mamy nowe założenia... Na pewno nie będę nikogo naśladować, nawet  Łukasza, który jak wspomniałaś jest utalentowanym muzykiem.

Oczywiście nie da się przez pewien okres uniknąć przez lokalnych fanów porównań, ale po to jestem w tym zespole żeby wyrobić sobie własną markę. 

Macie już za sobą  pierwszy koncert. Jak was przyjęła publiczność?

Publiczność przyjęła nas ciepło. Pierwsze koty za płoty, wciąż się docieramy. Basista Michał sam stwierdził, że teraz czuje inną energię,  że jestem innym typem wokalisty i gra teraz  bardziej agresywnie. Nowy członek kapeli to nowe inspiracje, coś świeżego. Zobaczymy dokąd to nas poprowadzi, ale wydaje mi się że idziemy w dobrym kierunku.

Jak się rozumiecie? Jest chemia czy wciąż na nią czekacie?

Według mnie zespól nie jest czymś co istnieje tylko i wyłącznie na scenie. Musimy ze sobą przebywać  także poza nią. Musimy się lubić, a przynajmniej tolerować. Jeżeli wytrzymamy ze sobą 4 godziny w jednym pomieszczeniu, to będzie dobrze. Na razie tak jest. Szukamy siebie, to wiadome, ale mamy pozytywne nastawienie. W takiej atmosferze nowy materiał powstanie szybko i będziemy mogli pokazać co nowego FBF przygotowało.

Macie obawy czy uda Wam się odnosić kolejne sukcesy po tak dużej zmianie w zespole?

Michał: Wiemy że sukces nie przychodzi z dnia na dzień, że to jest owoc kilkuletniej pracy.

Tomek: Teraz może nam być tylko łatwiej, bo już do jakiegoś poziomu doszliśmy z Łukaszem , więc startujemy z poziomu wyższego. 

Czy w Waszym zespole preferujecie rządy demokratyczne czy raczej autorytarne?

M: Bywa różnie. W niektórych sprawach oddajemy pełną kontrolę Tomkowi, szczególnie jeśli chodzi o kwestie organizacyjne. Ja zajmuje się stroną internetową. W zespole są konflikty i oczywiście, jacy by ludzie nie byli, jest to naturalne. Rządy jednej osoby mają tą wadę, szczególnie jeśli ta osoba rządzi muzycznie, że zespół szybko zacznie się powtarzać. Co dwie głowy to nie jedna!

Dlaczego odszedł Łukasz i czy można wykluczyć opcję, że został z zespołu wyrzucony?

T: Historia naszej rozłąki jest za długa, by ją opowiadać. Wspólnie z Łukaszem podjęliśmy tą decyzje która w późniejszym etapie zaowocowała przyjęciem do zespołu Damiana. Wszystko odbyło się naturalnie, bez najmniejszych konfliktów. Utrzymujemy zdrowy, przyjacielski kontakt.

Żałujecie że musieliście się rozstać?

T: Cieszymy się z tego co mamy teraz, oczywiście nie zmienia to faktu że z Łukaszem również było dobrze.

.

Jakie kryteria braliście pod uwagę, kiedy szukaliście wokalisty?

M: Musiał umieć śpiewać, co wbrew pozorom nie jest takie oczywiste. Podczas istnienia zespołu przesłuchaliśmy jakieś 20 osób, a śpiewać potrafiły generalnie tylko trzy. Jest naprawdę trudno znaleźć kogoś kto śpiewać potrafi.

T: Zanim przesłuchaliśmy Damiana który nas oczarował, mieliśmy okazje przesłuchać pięć innych osób. Dwie naprawę potrafił śpiewać, ale trzy kolejne……katastrofa!

Co jest dla Was wyznacznikiem sukcesu?

M: Już samo granie jest sukcesem. Fajnie jest oczywiście sobie powiesić coś na ścianie, jakąś nagrodę, bo takie udawało nam się dostać. Ale generalnie samo granie.

T: Poznawanie nowych muzyków. Szczególnie ludzi których nie ma w mediach, których można poznać tylko na wszelkiego rodzaju festiwalach. Festiwale dają także ten plus, że któryś z jurorów później się odzywa do nas, jak w przypadku Festiwalu im. Ryśka Riedla, który wygraliśmy dwa lata temu. Po nim dostaliśmy bardzo fajną propozycję zagrania na innym festiwalu dla gitarzystów, im. Mietka Jureckiego, gdzie wystąpiliśmy jako goście. Po Hit Generatorze także się do nas odezwano i zaproponowano nagranie utworu na płytę Gajcy. Generalnie później się okazało że to nie przez Hit Generator, tylko po tym jak nas usłyszano w Trójce.

M: Ale ten występ też bardzo pomógł.

T: Możesz zagrać w zapyziałej dziurze pod Chorzowem, a później okaże się że widział cię ktoś, kto zaproponuje coś ciekawego.

T: Podobna sytuacja była z Panem Olszakiem, który zaprosił nas do studia po występie w telewizji. Stwierdził, że bardzo mu się podobało. Zaproponował nam nagranie tego samego kawałka który zaprezentowaliśmy w programie. To są te miłe akcenty, które uważamy za sukcesy.

M: Liczy się także fakt, że gramy nieporównywalnie lepiej, niż jak graliśmy trzy lata temu. Bo jeżeli komuś zależy na pieniądzach, to proponuje niech zostanie lekarzem, albo wojskowym. Jeżeli ktoś oczekuje szybkiej sławy, to niech zmieni zawód bardzo, bardzo szybko. To kompletnie tak nie działa.

Czy wam udaje się żyć z muzyki?

M: Tomek żyje z dnia na dzień, ja jestem technikiem plastykiem, mam swoją firmę i jest fajnie, bo sam sobie ustalam godziny pracy. W związku z tym nie przekraczam 14 godzin dziennie:)

D: Ja przekraczam 14 godzin dziennie i pracuję w handlu.

M: W naszym zespole są jeszcze dwie osoby. Piotr pracuje u mnie, a klawiszowiec jako jedyny w zespole żyje z grania, gra jeszcze w zespole Big Fat Mama, co generalnie mu pomaga bo grają bardzo dużo.

Kiedy pojawiło się u Was myślenie, że granie to coś, czym chcecie się zajmować do końca życia?

D: Od zawsze. Troszeczkę byłem zły sam na siebie, że obrałem trochę inną drogę w życiu, która w ogóle nie wiązała się z muzyką. Ale nie wszystko stracone. Od zawsze byłem tym, który przy każdym typie muzyki, obojętnie czy to rap czy blues, odpływał.

.

M: Jak już wspomniałem jestem plastykiem i rysowałem od drugiego miesiąca życia. Z tworzeniem muzyki jest inaczej. Ją robi się grupowo: jest to współpraca kilku osób. I to mi się podoba. Gram rzeczy na które sam bym nie wpadł, gdyby nie to że czerpię energię z innych ludzi. To mnie bardziej rozwija niż gdybym siedział sam i rzeźbił jakieś figurki Jezusa albo malował Bitwy pod Grunwaldem.

Co sądzicie o szczecińskim rynku muzycznym? Są jakieś kapele które waszym zdaniem szczególnie mają szansę się wybić?

M:Dosyć fajnie rozwija się Big Fat Mama, czyli nasi dobrzy znajomi, których znamy od lat. Wielu z nich grało w naszym zespole, a niektórzy z nas grali u nich, chociażby gościnnie. Drugim zespołem jest THE DIGITALS, dawniej Mechaniczny Kot. Nieźle radzą sobie także sPiatkuNaSobotę oraz Curcuma. Jest naprawdę masa fajnych kapel.

Jakie rady dalibyście początkującym zespołom, aby zbyt szybko się nie wypaliły?

T: Niech robią swoje przede wszystkim. Muszą skupić się na muzyce, niech będzie ona prawdziwa. Konieczne jest także szlifowanie swoich zdolności. Jak wspomniał Michał efekty  nie przychodzą z dnia na dzień, tylko są to lata ciężkiej pracy. Jak o to zadbają, to już powinni coś osiągnąć. Nawet jeśli będzie to sama satysfakcja z tworzenia muzyki, to już jest coś.

Jak zaczęła się  wasza przygoda z programem Hit Generator. Kto was tam zaprosił?

M: Na eliminacje zaprosił nas Wojciech Olszak. Kiedy kompletował zespoły do pierwszej edycji, wysłałem nasze nagrania. Pojechaliśmy, zagraliśmy dwa numery i się spodobaliśmy.

Jak zareagowaliście na stwierdzenie Zbigniewa Hołdysa, że piosenka „Ciebie” różni się od stylu grania który wykonujecie na co dzień, że zagraliście za mało ostro.  Wyraźnie dał Wam do zrozumienia że zrobiliście utwór pod publiczkę...

T: Z Hołdysem mieliśmy sposobność spotkać się już wcześniej na innym festiwalu w Łodzi, gdzie graliśmy ciężej i też mu się nie spodobało...A tutaj graliśmy lżej i podobna sytuacja...

M: O gustach się nie dyskutuje i sam fakt że wystąpiliśmy w tym programie, zajęliśmy trzecie miejsce, zaraz za Piaskiem i Pectusem, jest już dużym sukcesem.

Czy utwór„Ciebie”  został skomponowany specjalnie na potrzeby programu?

M: Utwór powstał dobre pół roku wcześniej. Nie został zmieniony na potrzeby programu. Chociaż nikt nam w to nie wierzy.

T: Na przesłuchaniu zagraliśmy również „Uderz”, ostrzejszy numer, ale producenci wybrali „Ciebie”.

Nie macie takiego poczucia że Hit Generator miał promować alternatywną muzykę, podczas gdy przeważnie wygrywał ktoś już wypromowany?

M: Moim zdaniem, dwóm kapelą udało się w miarę wypromować po programie:l Orbita Viru, który teraz radzi sobie naprawdę bardzo dobrze , właśnie kończy nagrywać płytę i tak naprawdę po tym programie wybił się zespół Bracia. Grają od lat, grają świetnie, ale właśnie po Hit Generatorze stali się dużo bardziej rozpoznawalni.

Czy aby dotrzeć do większej grupy słuchaczy jesteście nastawieni na jakąś formę bardziej komercyjnego grania?

D: Wydaje mi się, że musimy być prawdziwi w tym co będziemy robić.

T: Ja z chęcią.

M: Takiego sukcesu nie da się wykalkulować. Komercja nie zawsze taki sukces gwarantuje. Feela kopiuje teraz sporo kapel, śpiewają tak samo jak Kupicha i nic z tego nie wynika. Co by nie grał lider zespołu Feel jest w tym maksymalnie autentyczny. Gra taką muzykę jaką lubi i dlatego odniósł sukces, jest to jakby naturalna konsekwencja. Ludzie mogą się nie znać na muzyce, na harmonii, na produkcji, ale ściemę wyczuwają bardzo szybko.

A co wy chcecie przekazać  innym swoją muzyką?

T: Nasze emocje.

D: Gdzieś tam jest warstwa liryczna nad którą siedzimy. Wiadomo, że tekst pokazuje co na obecną chwilę mam w głowie. Na pewno za dziesięć lat, jeśli będę jeszcze zdolny pisać, teksty na pewno będą inne. Teraz śmiejemy się z moich pomysłów sprzed kliku lat, które były ostrzejsze i bardziej buntownicze.

T: Najpierw musimy te teksty przeczytać, zrozumieć, poczuć, utożsamić się z nimi. Kiedy Damian zaczyna coś śpiewać, a my zaczynamy dogrywać, to uważnie wsłuchujemy się w to co śpiewa, w klimat. Te wszystkie klocki musimy poukładać tak, aby stworzyły jakąś figurę.

Włączyliście się w akcję „Szanujcie muzyków”. Czy rzeczywiście organizatorzy koncertów i festiwali mają problem z poważnym traktowaniem muzyków?

M: No na pewno nie jest fajna sytuacja ,kiedy jedziesz na miejsce koncertu dziesięć godzin, jest się jednym z piętnastu zespołów, przyjeżdża dziesięć godzin wcześniej żeby zagrać próbę, a później Pani organizator, będąca na drugim roku studiów mówi „Dobra prób już nie robicie, trzeba było się orientować”.

T: Warto przestrzegać innych o takich miejscach, jeśli organizatorzy nie potrafią uczyć się na własnych błędach i przeprosić. Zazwyczaj uważają że to oni są najważniejsi na takich imprezach. Wspieramy słuszne inicjatywy .

Przejechaliście się  na jakimś klubie ze Szczecina?

M: Ja się przejechałem na klubie, który już nie istnieje. Nazywał się Stara Cynkownia. Spotkałem się tam z brakiem profesjonalnego podejścia, z ostentacyjnym traktowaniem muzyków w stylu " Idź już proszę, bo mam bardzo ciężki dzień"...  Nie mówię że powinniśmy  liczyć się tylko my, bo muzycy też potrafią być debilami i stwarzać jakieś niestworzone historie. Jednak wydaje mi się że częściej poszkodowani są właśnie muzycy.

T: Oczywiście jest więcej klubów w których zostaliśmy nieładnie potraktowani. Nie wyjawimy jakich bo oczywiście chcemy dalej grać w tym mieście. Ale na przykład braliśmy udział w projekcie który był organizowany przez firmę z Warszawy, i tam, nie mówiąc już o samym wynagrodzeniu, które było bardzo satysfakcjonujące, udostępniono nam studio nagrań. Chodzi tu o Drogę Tajemnic  z płyty Gajcy. Potraktowano nas bardzo dobrze a byliśmy wśród takich gwiazd jak Armia czy Pogodno.

Lubicie grać bardziej w kameralnych klubach czy raczej dla większej publiczności?

M: Tutaj są dwa różne wrażenia, gdzie i jedno i drugie jest fajne. Jak się jest w małym klubie, to taką bezpośrednią energię czerpie się z ludzi. Są oddaleni tylko o trzy metry. Z drugiej strony, gdy graliśmy na Gajcym, jak otworzyłem oczy i zobaczyłem siedem tysięcy ludzi na widowni, to tez jest fajne uczucie. Tylko inne.

Czy są jakieś polskie zespoły, których obrana droga szczególnie wam się  podobała?

T: Ta droga to wypadkowa szczęścia i talentu. Ale to też droga trudna. Hey spotkał Panią Kanclerz i się udało, ale zespól Pogodno przeszedł zupełnie inną drogę. Na przykład czytam teraz biografię zespołu Kult, gdzie są opisane fakty z ich kariery, gdzie co rusz byli na skraju rozpadu, a jednak odnieśli sukces.

M: Osobiście podoba mi się droga zespołu Łzy. Na początku wszystko wydawali sami bo nikt inny nie chciał tego zrobić. Mają pełną kontrolę nad swoją twórczością, co wbrew pozorom nie jest normą. Wyszli na tym świetnie: grają co chcą i głównie oni na tym zarabiają.

Planujecie zatrudnienie managera?

T: Może kiedyś tak, ale w zasadzie byłby on nam potrzebny tylko do kontaktów. To i tak my podejmowali byśmy wszystkie decyzje. Może i brakuje nam takiej osoby, ale tacy ludzie nie spadają z drzewa. Jest jeszcze kwestia tego że my mieszkamy w Szczecinie i chcemy mieszkać tu dalej. Znalezienie managera to kwestia wyprowadzenia się np. do Warszawy. Jeżeli nawet chcielibyśmy gdzieś wyjechać to na pewno nie na stale.

M: W dzisiejszych czasach internet bardzo pomaga w promocji. W Stanach  coraz więcej kapel promuje się tylko w ten sposób. Nie wiem dlaczego ale na stronie MySpace, w kategorii zespoły rockowe grunge byliśmy na drugim miejscu. Na pierwszym są bodajże Bracia albo Coma. My jesteśmy lokalną kapelą, nikt nas nie promował. Więc można!

Dlaczego do tej pory nie wydaliście płyty, tylko samą demówkę?

M: Godzina dobrego studia kosztuje 70 zł. Realizator drugie tyle.  

T: Znamy zespoły bardzo dobre, szczecińskie, które same nagrywają płyty i robią to świetnie. Ale jeśli puścić taką piosenkę w radiu, gdzie będzie ona zestawiona z zespołem rockowym który nagrywa w porządnym studiu, to jakby się chłopaki nie starali to zawsze wyjdzie blado. Słychać ogromną różnicę. Gdy pojechaliśmy do Izabelina, spędziliśmy trzy dni żeby zrobić jeden utwór. Jak go nagraliśmy i usłyszeliśmy jak brzmi, stwierdziliśmy że wolimy zebrać taką kwotę która pozwoli nam wynająć prawdziwe studio. Szczególnie ważne jest to dla zespołu który wydaje pierwszą płytę, bo przeważnie nie ma się drugiej szansy.

Kiedy są Wasze najbliższe koncerty?

T: 20 Kwietnia gramy w telewizorze (TVP3), 24 kwietnia W Słowianinie na reaktywowanej Grungeówie, później 7 maja we Free Blues Clubie z Jafaryzą a następnie 25 czerwca raz jeszcze we Free Blues Club, no i rzecz jasna 30 lipca na festiwalu im. Ryśka Riedla. Dodatkowo pracujemy cały czas nad nowym materiałem. Nagraliśmy trzy nowe numery, właśnie się miksują, do tego Borys przekształca powoli salę prób w studio nagraniowe.

Co konkretnie zmieni się w waszym graniu?

M: Nie jest tak, że zamykamy się w jakiejś szufladzie. Widzę różnicę między tym, co powstało 3 lata temu, a tym co teraz robimy. Nowy wokalista to bardzo duża zmiana.

Śpiewa mocniej od Łukasza, to kompletnie inny rodzaj energii, przez co i my gramy inaczej. Od jakiegoś czasu mamy klawiszowca, co też dużo zmienia. Kiedyś mieliśmy tez dwie gitary. Każdy chłopiec zmienia muzykę zespołu.

Czy macie jakiś plan B, gdyby okoliczności życiowe spowodowały że nie moglibyście już zajmować się muzyką?

D: Nie mam i nawet nie chce sobie tego wyobrażać, gdyż jeśli coś muzycznie zacznie iść źle, to pewnie bym zaczął plan B realizować. Póki jeszcze serducho bije to mam zamiar się zajmować tworzeniem muzyki. Tym chce zajmować się każdy z nas, powiedzieliśmy sobie to na pierwszym spotkaniu i tego będziemy się trzymać!