W 1972 roku obchody Dni Morza postanowiono uczcić wystrzałem z zabytkowej armaty, która mieściła się na Zamku Książąt Pomorskich. Huczne świętowanie zakończyło się wybuchem zabytku i śmiercią 2 osób.
Taras zamkowy, a na nim trzy doskonale znane wszystkim szczecinianom armaty. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu były cztery. Aż do soboty, 1 lipca 1972 roku. W Szczecinie obchodzono Dni Morza, do miasta zjechało ponad 200 artystów, politycy i tysiące ludzi.
Armata przygotowana?
Dwa lata wcześniej działo zostało oczyszczone, sprawdzono ładunki i je odpalono. Huk wystrzału się rozniósł, ku zadowoleniu zebranego tłumu, pierwsza próba została przeprowadzona pomyślnie. Już w 1970 roku media miały obawy co do sprawności zabytku, ale dziennikarzy uspakajano – stan techniczny oraz ładunki będą sprawdzane przez specjalistów od artylerii.
30 czerwca 1972 roku wybrano sześciu żołnierzy, którzy mieli stanąć po obu stronach działa w dzień uroczystości. W południe oddano próbny strzał - pomyślnie. Ale około godziny 19.00 podczas oficjalnego odpalania ładunku nastąpiło rozerwanie lufy. 14 osób zostało rannych – wiele z nich ciężko, jedna osoba zginęła na miejscu, druga zmarła w drodze do szpitala.
To był zamach!
Dwóch żołnierzy zginęło, Tadeusz O. - żołnierz, stracił lewą rękę, Henryk G. miał uszkodzone oczy. Wśród ciężko rannych byli także cywile. Ewa W., 19-latka miała złamane obie nogi, Irena L. Niespełna 50-letnia kobieta straciła nogę. Pozostali odnieśli mniejsze obrażenia.
Co zawiodło? Do opinii publicznej przedostały się plotki, mówiono, że to był zamach na Gierka. Podobno zamachowiec miał dodać co prochu substancję zwiększającą siłę wybuchu. Analizy wykluczyły taką wersję zdarzeń. Była też inna teoria, podobno armatę niedługo przed uroczystościami wykopano, albo wyciągnięto z Odry. Wszystko zmyślono. O tym jak silne były plotki może świadczyć m.in. list mieszkanki Krakowa, która pisała o turyście ze swojego miasta, który w Szczecinie miał podłożyć ładunek. Biegli z pracowni balistyki Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia oraz Pracowni Analiz i Ekspertyz Chemicznych stwierdzają, że prawdopodobnie przyczyną rozerwania lufy było nadmierne ciśnienie.
W trakcie śledztwa przesłuchiwano żołnierzy, którzy mieli wziąć udział w uroczystościach. Jako świadek zeznawał także podpułkownik Klemens G. - szef służb technicznych jednostki wojskowej. O pomyśle użycia armaty miał dowiedzieć się dzień wcześniej, podobno został wyznaczony do zorganizowana wystrzału. Już na początku śledztwa okazuje się, że organizatorzy nie wzięli pod uwagę kwestii bezpieczeństwa.
Świadek postawiony w stan oskarżenia
Klemens G. cztery dni po tragedii został obciążony odpowiedzialnością za wydarzenie i postawiony w stan oskarżenia. Zarzut: „nieumyślne sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu ludzi w znacznych rozmiarach” . W uzasadnieniu możemy wyczytać, że „Klemens G. jako zastępca dowódcy jednostki do spraw technicznych poczynając od roku 1970, mając polecenia oddawania uroczystego strzału z działa muzealnego znajdującego się na terenie Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie, dopuszczał kilkakrotnie do jego użycia bez przeprowadzenia odpowiednich badań wytrzymałości materiału i parametrów używanego do strzałów ładunku, co mogło osłabić konstrukcję przedmiotowego działa.”
Prokurator żąda trzech lat więzienia w zawieszeniu na pięć. Obrońca walczy o uniewinnienie. Niespełna pół roku później, 15 grudnia zapada wyrok – podpułkownik Klemens G. zostaje uniewinniony.
Komentarze
2