A jeśli jest wesołym, to w sposób ponury, piwniczny, klubowy i pubowy. I tylko w pewnym – młodszym - wieku. Tak właśnie. I proszę mi nie mówić, że tu i tam jest inaczej. Że ktoś się kiedyś zaśmiał na Bramie Portowej, że na Deptaku Bogusława usłyszano onegdaj gwar i żarty, że w parku Kasprowicza niekiedy gaworzą dzieci, a na Wałach Chrobrego w okolicy Nowej Starówki, napotkać można gitarzystę, który przy wystawionym kapeluszu śpiewa o swojej żonie, której na imię Whisky jest.
I ja tam byłem, i ja widziałem, i ja za żonę Whisky miałem. A przed grającym na gitarze przystanąłem na moment, aby zakrzyknąć mu w nos czerwony nieco: Więcej czadu! Chcemy więcej! Jeszcze więcej! Całkiem jak na tej reklamie, która „lata” ostatnio na którymś kanale telewizyjnym.
Ale mnie nie chodzi o takie szczątkowe, anemiczne, rachityczne, wyblakłe radostki (bo wszak nie radości). Mnie idzie o rzecz poważniejszą znacznie – o uśmiech szczery i niewymuszony. Nie wiem czy uwierzycie – a właściwie wiem, że uwierzycie, bo to w Szczecinie naturalne – że, gdy słyszę na ulicy za plecami głośny śmiech, to zaraz mi się wydaje, ba – jestem wręcz przekonany - że za moment dotrze do mnie ch.j lub k..wa.
I tak lekko licząc 9 na 10 razy mam rację zakładając, że idzie za mną grupka małolatów, i że pewnie walnęli sobie niedawno po dwa, trzy browary na makówkę.
Bo w Szczecinie najczęściej śmieją się pijani
Wiem, nie zawsze tak jest. Nie zawsze śmiech wynika z alkoholowego luzu, nie zawsze luz jest wymuszony, nie wszyscy podpici małolaci publicznie bluzgają. Ale raczej tak jest. I to dużo raczej.
Powiecie pewnie, że tak jest nie tylko w Szczecinie, że tacy jakoś Polacy w ogóle są. Podniesiecie, że Słowianie to nie południowcy, którzy na ulicy uczucia zwykli okazywać, że nasza rodzima ekspresja bardziej szwedzką lub angielską flegmą trąci. Z tymi, którzy takie opinie głoszą zgadzam się, ale racji im nie przyznaję. Bo to nie prawda. To bowiem bardzo mało prawda. Łaziłem kiedyś wieczorami po warszawskiej, wrocławskiej, poznańskiej i krakowskiej starówce. I nie tylko wieczorami, ale także nad ranem, gdy w Szczecinie tylko patrol lub sprzątaczka hałas na ulicy czynią. Tam, w innych miastach o tej porze gwarniej i radośniej. Tam uprzejmiej i z większą fantazją.
Tam jakiś kolor ludzie mają.
Albo przechodnie.
Ci zwykli, pośpieszni, co to pomiędzy sklepem, domem a przedszkolem. Także ci w
tramwajach, autobusach, parkach lub w klatkach schodowych. Spójrzcie im w
oczy, popatrzcie w twarze… i co? Co widzicie? Przyjrzyjcie się dłużej jeszcze,
odrobinę dłużej niż wypada … Oto czują się waszym wzrokiem zaniepokojeni,
zagrożeni, przygwożdżeni jak motyle. Lub ćmy raczej. A jeżeli ktoś się z rzadka
uśmiechnie to kwaśno, octowato.
W obronie własnej jakby.
Przed 13 Muzami gra uliczny akordeonista – smutny, zamyślony, przygarbiony. A przecież gra, aby wzruszać, przyciągać, zachęcać, uwodzić. Bo gdy bardziej uwiedzie, to więcej zapłacą. Tak jest na świecie. Ludzie grają na ulicach w Sztokholmie, Berlinie, Paryżu, Londynie... W Kijowie nawet grają. Ale nigdzie z taką rezygnacją, z niewiarą w finansowy efekt pozytywny. Z tak widoczną niechęcią do muzyki w ogóle.
W okolicy Medicusa, vis a vis przystanku autobusowego, na chodniku siedzi dziewczyna. Młoda, ładna, Gra na gitarze i śpiewa miłym głosem: Kap, kap, płyną łzy… Bose nogi wbiła w uliczny hałas, głosem stuka w uszy przechodniów, płynie w strugach śpiewanego deszczu pod prąd ulicznego pośpiechu. Ale czy faktycznie pod prąd? Czym przeciwstawia się histerii miasta? Co proponuje wspak totalnej gonitwy? Zamyślone oczy? Smutną, deszczową piosenkę? Nieśmiały talent tonący w kakofonii ulicznego zgiełku?
Przed Pazimem (nie tylko tam zresztą) rozdają gazety i ulotki. Młodzi, smutni, często aroganccy ludzie. Milczkiem wciskają przechodniom w ręce zwoje papierowej apatii. Bez uśmiechu, z musu, na odwałkę. Nie biorę, bo wydaje mi się, że tam, w tych zwojach to same pogrzeby, nekrologi i katastrofy. Kiedyś Polacy z takich ulicznych sprzedawców, co to wykrzykują tytuły artykułów, obwieszczają sensacje, z humorem nagabują przechodniów – wręcz słynęli.
Przystanek przy Bramie Portowej. Grupka oczekujących na tramwaj. Oczy wbite w chodnik lub w pobliskie drzewo. Milczą. Niebo nad nimi pochmurnieje, płyty chodnikowe wykrzywiają się bardziej jeszcze. Gołębie dziobią ich w duże palce u nóg, składają kupy na głowach. Ale oni nie widzą siebie i tych kup nie dostrzegają.
Gdzieś tam są inne miasta, inne światy, inni przechodnie. Gdzieś grają w piłkę, ktoś leci na księżyc. Sąsiad wygrał 50 tysięcy w totka, córka urodziła zdrowe dziecko. Wiedzą o tym, ale nie mówią. Nawet do swoich myśli się nie uśmiechają. Nie uchodzi, nie wypada.
Ludzie wezmą ich za wariatów.
Skąd się to bierze? Skąd ten wyblakły koloryt w ludzkich twarzach, w ruchach, w spojrzeniach? Czy to wina cmentarza przy Ku Słońcu? Smętnej, brudnawej rzeki i jej bagiennych rozlewisk? Wilgotnego powietrza od dalekiego-bliskiego morza? Brak prawdziwej Starówki, gdzie można zapomnieć widoku samochodów? A może miastu trzeba wesołego, energicznego włodarza, który wybudowałby - hmm… nowy stadion, scenę teatru komedii, największy w Polsce plac zabawa dla dzieci…
Tylko czy to wystarczy?
Na przystanku przy placu Zawiszy dwie staruszki o czymś rozprawiają. Podejdźcie, posłuchajcie. Jedną boli noga, druga ma długotrwały nieżyt żołądka. A ich znajoma to wczoraj umarła.
O 6.12 rano przejedzie ulicą Krzywoustego - i każdą inną ulicą w Szczecinie - taryfa z pijanym pasażerem na tylnym siedzeniu. Smutny, niewyspany kierowca będzie patrzył jak oszukać klienta a klient będzie marzył o ciepłym łóżku i o piwie po południu. Przed samochodem przebiegnie chudy kot, a pod kołami zostanie ukatrupiony wczorajszy numer Metra.
Z bramy wyjdzie pijany Włodek i splunie na chodnik - chudo a złośliwie.
Smutne miasto. Wstydliwe jakieś, często gburowate, nieuprzejme. Tylko niekiedy ktoś za plecami rzuci sążnistą k..wą.
Aby przerwać ciszę.
Dobre i to.
Komentarze
42~Mr. Brightside
~dz_marketing_piżama
~lolitka
~Erotomann
~lolitka_z_st.Pauli/Hamburg
~krystyna ze szczecina
I jak tu dzieciom i turystom wyjaśniać kto to ten wielki pan na koniu? Kim był dla kraju i dla miasta?
A Sedina, znacznie bardziej szczecińska, czeka. A czas ucieka.
~Ziomal
ten pomnik papieza na jasnych bloniach przypomina mi z daleka hitlera z nazistowskim pozdrowierniem, jak sie przyjrzec no a to przeciez krucyfiks co tak wyglada - to dziwna historia bo przeciez wojtyla byl przeciw hitlerowi
~glu-glu
~Jonatan
~calkiem, calkiem....
~Lucia
Aha... Macie - hi hi - przystojnego i zaradnego prezydenta.
~Bywalec
~lepszy
~ee
A ja uwielbiam to miasto mimo wszystko i za to wszystko. Gdzie życie płynie tak spokojnie, nie ma pośpiechu, trąceń na ulicy. W każdej jego części spotkać można znajomą twarz, by choć zamienić kilka zdań. Te coraz więcej zieleni cieszącej oczy. Miejsca, które przywołują wspaniałe wspomnienia. Sklepik ze starszą panią Gienią co za dzieciucha ciastkami częstowała :) Plac zabaw już zmieniony, ale dalej zabawiający. Stare ławeczki z obdrapaną farbą, boiska z wyłamanymi koszami do gry, z ostro już zniszczoną siatką przy bramce - te na których się kiedyś tyle czasu spędzało. I oczywiście ludzi, którzy tylko tu potrafią tak szybko i szczerze wywołać uśmiech na mojej twarzy. Każdego tego znajomego pijaczka z podbramy co się ładnie kłania na dzień dobry. Każdą ukochaną panią plotkareczkę z sąsiedniego okna, co to zawsze czymś ciekawym zaskoczyc potrafi ;) I panią co te koty pod trzepakiem dokarmia i dozorce na nią za to krzyczącego.
Wszystko to kocham i wiem, że przyszłość chciałabym spędzić w Szczecinie, wrócić do mojego pięknego miasta. Szczecin jest takim jakim się go widzi przez własne okulary. Może trzeba je wymienić na lepsze? :)
~pepe
~Waldek