Do Johannesa Brahmsa doszyta została łatka ostatniego przedstawiciela niemieckiej tradycji klasycznej, którą zapoczątkował Bach, a kontynuowali Haydn, Mozart i Beethoven. Nawet w czasach sobie współczesnych, a więc w drugiej połowie XIX wieku, uchodził za twórcę niemodnego lub, co gorsza, anachronicznego. Po trosze był sam sobie winien, wyrażając swój zdecydowany sprzeciw za każdym razem, gdy ktoś uznał jego muzykę za „nowoczesną”. A jednak była ona bardzo nowatorska.
To prawda, że dwie pierwsze symfonie Brahmsa pozostają pod głębokim wpływem Beethovena. Ale kolejna, III Symfonia kończy się w sposób daleki od beethovenowskich wzorców – cicho. IV Symfonia, ostatnia w dorobku kompozytora i bohaterka tego koncertu, idzie jeszcze dalej. Tutaj Brahms do perfekcji rozwinął swoją technikę kompozytorską polegającą na płynniej ewolucji jednej melodii w kolejną, tak aby tworzyły niezwykle skomplikowaną sieć muzycznych powiązań. Technika ta notabene miała znaczący wpływ na rozwój muzyki. Przede wszystkim jednak Brahms pozostawił nam muzykę niezwykle osobistą. Bo jeśli któreś z jego arcydzieł daje nam wgląd w sposób, w jaki kompozytor patrzył na świat, to jest to właśnie IV Symfonia.
Tego wieczoru Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii w Szczecinie poprowadzi dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii maestro Przemysław Neumann.
Komentarze
0