Doświadczeni rockerzy na tle elegancko ubranych postaci z instrumentami smyczkowymi i dętymi. Proste treści zrodzone w piwnicach i altankach w czasach świetności Silesian Sound, ujęte w wykwintne formy wywodzące się z sal z boazerią, żyrandolami i pluszami. Po prostu zderzenie dwóch światów, w wyniku którego powstaje nowa muzyczna jakość. Tak krótko można by scharakteryzować koncert rockowego zespołu z orkiestrą symfoniczną.
Chcesz delektować się niezapomnianymi utworami grupy „Dżem" w jakości, jakiej dotąd nie było? Już niebawem nadarzy się do tego okazja. Fani „Dżemu" doskonale wiedzą, że koncerty zespołu mają niepowtarzalny klimat. Zapraszamy więc na niepowtarzalny koncert „Dżemu"!
Dżem to muzyczny byt prawdziwie wielosmakowy – tak w sensie składników stylistycznych, jak różnych wokalistów w różnych dekadach oraz kilku wariantów brzmieniowych, które można podzielić na elektryczne, akustyczne i orkiestrowe. Ów ostatni wariant pojawił się najpóźniej, występuje najrzadziej i jest najbardziej ryzykowny pod względem artystycznym (w końcu przypomina łączenie wody z ogniem...). No i dochodzi kwestia prekursorska. Jasne, nad nadaniem rockowi symfonicznego brzmienia pracowano w Wielkiej Brytanii jeszcze zanim Dżem pojawił się na świecie, ale w Polsce właśnie ten zespół, jeśli chodzi o granie swoich utworów z towarzyszeniem orkiestry, był przed Perfectem, Voo Voo, Lady Pank, Comą.
Pierwszy raz muzycy Dżemu – odziani w garnitury! – stanęli na scenie za plecami mając kolegów i koleżanki ze smyczkowymi i dętymi jeszcze w ubiegłym wieku. Został po tym ślad w fonografii (dwie płyty, jedna kaseta VHS) oraz w oczekiwaniach odbiorców. I choć po roku 1998 partytury i garnitury trafiły na półkę, pamięć o symfonicznym epizodzie została. I czekała na dobrą okazję... Najlepsza, bo podyktowana jubileuszem, nadarzyła się w roku 2009. Zaczęło się w tym samym mieście, co przed jedenastoma laty, czyli w Bytomiu – tyle że nie w gmachu opery, lecz w plenerze. Kilka miesięcy później, podczas jubileuszu w „swoim" Spodku, Dżem pokazał się również od symfonicznej strony (co zresztą też odnotowała płyta). A później już poszło – daleko poza rok 2009, daleko poza Śląsk, bo na praktycznie całą Polskę. Choć kulminacja wróciła w listopadzie 2011 na rodzinne terytorium zespołu, dokładnie do Zabrza, a jeszcze dokładniej do Domu Muzyki i Tańca. Kulminacja – ponieważ całość uwieczniły kamery z myślą o wydaniu zapisu oczywiście już nie na VHS, lecz nowocześniej. XXI wiek ma przecież swoje prawa.
Program symfonicznych koncertów Dżemu z założenia ma charakter przekrojowy. Utwory pochodzą z każdej dekady pracy zespołu, z każdego jego wariantu stylistycznego. Nie inaczej jest tu. Więc mamy nie tylko wolne ballady, które zorkiestrować łatwiej, bo zostawiają więcej miejsca. Przeplatają je oparte na riffach rockery, pulsujące „regały", bluesy. Jak to w Dżemie... Mamy też utwory, które w symfonicznych szatach publikowane są już po raz trzeci („Wokół sami lunatycy"), obok takich, które fonograficznie w tym kształcie dopiero debiutują (jak „Harley mój" czy „Skazany na bluesa"). Mamy wreszcie orkiestrowe wersje kompozycji poczynając od pierwszego singla, a na dwóch ostatnich albumach kończąc (te ostatnie zresztą reprezentują aż po cztery utwory). Pewien wyjątek stanowi, reprezentujący drugą połowę lat 90., „Słoneczny dzionek z Pewli Wielkiej", ponieważ rockmani wycofują się za kulisy, całe pole oddając symfonikom. To zresztą nie tylko wyjątek, bo i perełka...
Komentarze
0