Jeszcze kilka lat temu szukaliśmy serca Szczecin, miejsca w którym moglibyśmy się spotykać. Dziś problem Starówki, centrum tętniącego życiem został rozwiązany. Szczecin wrócił nad wodę.

Gdy parę lat temu ze znajomymi przechadzaliśmy się starym miastem z lekką dozą sceptycyzmu spoglądaliśmy w stronę rozkopanych nabrzeży. Wszystkie media huczały o tym, że wyremontowane bulwary przyciągną turystów do Szczecina, a mieszkańcy w końcu odnajdą miejsce spotkań. My jednak widzieliśmy w tym projekcie 40 baniek, które odpłyną razem z końcem regat. Nikt przecież nie ukrywał tego, że nabrzeża przechodzą gruntowną, drogą modernizację tylko po to, by organizowany przez nasze miasto zlot Tall Ships' Races był jeszcze większy i lepszy niż ten z 2007 roku.

Ostatnie bulwary zostały oddane do użytku na pół roku przed świętem żaglowców. Pamiętam, że ulice były pokryte pierwszym śniegiem. Nie mieliśmy ochoty wychylać nosa, by obejrzeć uroczyste otwarcie nabrzeży. Ciekawość jednak zwyciężyła i już na początku grudnia postanowiliśmy się wybrać i zobaczyć efekt końcowy. Chociaż mróz nam doskwierał, a zimowa aura otuliła wszystkich mijanych ludzi, pod białym puchem dojrzeliśmy uroki świeżo oddanych nabrzeży.

Może to zima, która tego roku była wyjątkowo śnieżna, a może mróz, który przytępił zmysły wpłynął na naszą opinię. Nie mam pojęcia co na nas wpłynęło. Wiadome jest, że szczecińskie bulwary nabrały jakieś przenikliwej magii.

Z pierwszymi przedwiosennymi promieniami słońca roztopiły się ostatnie śniegi. Na drzewach zakwitły pąki kwiatów, a powietrze z dnia na dzień zamieniało się w letnie. Zbliżaliśmy się do Tall Ships' Races. Przygotowania trwały w najlepsze. A my mieliśmy wrażenie, że obszar od Łasztowni, przez bulwary, stare miasto, Wały Chrobrego żyje tylko odliczaniem pozostałych dni do imprezy.

W końcu nadeszły upragnione chwile, do Szczecina spłynęło ponad 100 jednostek. Piękne, wielkie żaglowce przycumowały przy Bulwarze Piastowskim i Gdyńskim – obie strony Odry opanowane! Chociaż po remoncie nabrzeża powiększyły się w trakcie obchodów Tall Ships' Races od brzegów rzeki po główne ulice Szczecina nasze miasto wypełniło się świętującym, międzynarodowym towarzystwem. Wszędzie uśmiechnięte buzie marynarzy, turystów i mieszkańców. Wspólne zdjęcia, uściski i radosne, wielonarodowe okrzyki. Przez te trzy dni świętowaliśmy do samego rana. Przez te kilka dni Szczecin znów stał się centrum Europy, ba! Świata!

Po żaglowcach zostało wspomnienie, kilka fotografii i nadzieja, że za parę lat znów do Szczecina spłyną te wszystkie imponujące obiekty. Przecież my też możemy, przecież mamy warunki, a nasze miasto jest otwarte dla wszystkich. Ślad po świętowaniu został szybko uprzątnięty, a bulwary wróciły do normalnego funkcjonowania. Znów naszły nas te sceptyczne myśli, że przez kilka dni faktycznie się działo, ale życie nad Odrą w mgnieniu oka przestanie istnieć. O, jak bardzo się myliliśmy!

Minął już prawie rok od regat. Słońce, które zawisło wysoko na niebie odbija się w spiętrzonych falach Odry, ogrzewa nasze uśmiechnięte twarze. Siedzimy na jednej z ławek, na Bulwarze Piastowskim. Mija nas dwóch rowerzystów, po rzece przepływa kilka kajaków. Po palcach trzyletniego chłopca spływa waniliowy lód włoski. Starszy brat objaśnia mu w jaki sposób jeść loda, żeby tak się nie brudzić. Przyglądam się parze staruszków, którzy siedzą nad samą wodą przy jednym z kawiarnianych stolików i trzymają się za ręce. Jest tłumnie, ale zarazem intymnie – każdy znajdzie coś dla siebie. Małe kawiarenki i urocze wpasowane budki z fast foodem. Ludzie w każdym wieku. Malarz, który stara się uwiecznić chwilę, zakochana para i nastolatkowie, którzy ćwiczą pierwsze triki na deskorolkach. Podchodzą znajomi, witamy się i idziemy przespacerować się po promenadzie z widokiem na Odrę. Mijam dwóch mężczyzn, dochodzą mnie skrawki rozmów.

- A tutaj – mówi młodszy mężczyzna – będzie dziadku Most Kłodny, o taki jak w tych starych książkach. Naprawdę mają budować.
Przechadzamy się leniwie obserwując gwar bulwarów. I już nie mam myśli sceptycznych. Już wiem, że Szczecin wrócił nad wodę.