Prezes Jarosław Mroczek znalazł się w ostatnich dniach pod ostrym ostrzałem krytyki kibiców. Zarzucają mu m.in., że celem jego działalności w Pogoni jest wzbogacenie się kosztem klubu. – To obraża nas i nie pozwolimy sobie, żeby być tak przedstawianymi publicznie – podkreślał prezes Mroczek na konferencji, podczas której zarząd Pogoni opowiadał o szczegółach finansowania klubu.

W mediach społecznościowych i pod artykułami na różnych portalach internetowych pojawiło się wiele komentarzy krytykujących działania prezesa Mroczka. Kibice Pogoni są zawiedzeni słabą postawą drużyny w ostatnich tygodniach, a winnych upatrują w zarządzie. Zarzucają działaczom, że w krótkim czasie sprzedali kilku najlepszych graczy i sugerują, że czerpią z tego osobiste korzyści.

EPA zainwestowała w klub 28 mln zł

Aby odeprzeć te zarzuty, prezes Mroczek zwołał specjalną konferencję prasową, podczas której zarząd opowiadał o szczegółach finansowania klubu. Głównym udziałowcem Pogoni jest spółka EPA, na czele której stoi właśnie Mroczek. W szczeciński klub zaangażowała się w 2010 r. Ile od tego czasu zainwestowała w Pogoń?

– Dług klubu wobec EPA wynosi prawie 15 mln zł. Oprócz tego włożyliśmy niemal 13 mln zł w kapitał zakładowy. Czyli nasza inwestycja w klub to mniej więcej 28 mln zł. Jak dla spółki, która mieści się w kategorii małe średnie przedsiębiorstwa jest to spora inwestycja – tłumaczył Tomasz Adamczyk, członek zarządu Pogoni.

Najwyższe kwoty w formie pożyczki EPA inwestowała osiem lat temu, gdy Pogoń biła się o awans do ekstraklasy. Później doszły m.in. wpływy od telewizji transmitującej rozgrywki, a dużą część budżetu stanową od lat środki od głównych partnerów – miasta Szczecin i Grupy Azoty.

Na sprzedaży najlepszych klub zarobi 32 mln zł

Koszty utrzymania drużyny jednak cały czas rosną, więc aby utrzymać balans finansowy (a nawet wypracować w ostatnich trzech latach niewielki zysk operacyjny) niezbędne okazały się wpływy z transferów. Za duże pieniądze sprzedano Jakuba Piotrowskiego, Sebastiana Walukiewicza, Adama Buksę, a za nieco mniejsze m.in. Adama Gryursco czy Srdjana Spiridonovicia. Łącznie zysk netto z tych transferów przeprowadzonych od sezonu 2017/18 to 32 mln zł (ostatnie transze wpłyną w sezonie 2021/22). Kibice narzekali, że w zamian zabrakło dużych transferów do Pogoni, zwłaszcza na pozycję napastnika. Jak tłumaczy jednak zarząd Pogoni, wolnych środków tak naprawdę nie było, bo wszystko pochłonęły rosnące koszty utrzymania drużyny.

– Bez nowych źródeł finansowania na pewno w sposób znaczący nie zwiększymy wydatków. Chcąc mieć supernapastnika, to należy pomyśleć, ile trzeba mieć na niego pieniędzy. To kwoty rzędu 30-40 tys. euro pensji miesięcznie. Proszę to pomnożyć razy 12 miesięcy i razy 3 lata, bo takiej długości kontrakt trzeba byłoby podpisać. To pieniądze, które trzeba mieć zagwarantowane, żeby o tym w ogóle myśleć. Nie znaczy to, że zmian i dobrych transferów nie będzie. Takich, jak już dokonujemy, myślę tu np. o Stipicy czy Zechu. Natomiast pewnego poziomu nie przeskoczymy – podkreślał prezes Mroczek.

Kibice są rozgoryczeni brakiem sukcesów

Problemów z negatywnymi komentarzami rozgoryczonych kibiców nie byłoby jednak, gdyby Pogoń wreszcie biła się o czołowe miejsce. Fakty są takie, że z ośmiu drużyn, które nieprzerwanie grają w ekstraklasie przez ostatnie osiem lat, tylko jedna nie awansowała w tym czasie ani razu do europejskich pucharów. To oczywiście Pogoń.

– Ktoś powie, OK, wydajecie pieniądze na drużynę, to może warto zaryzykować, dołożyć jeszcze więcej i osiągnąć sukces, zająć miejsce pucharowe lub nawet zdobyć mistrzostwo. Startować w pucharach i zarabiać dzięki temu środki na utrzymanie klubu. Tylko podjęcie takiej decyzji, to bardzo duże ryzyko. Co stanie się jeśli nie osiągniemy takiego celu? Oczywiście cały czas marzyliśmy i marzymy o sukcesie. Ale najmniej ryzykownym źródłem pozyskania środków, poza zewnętrznym inwestorem, którego trzeba jeszcze znaleźć, są przychody z transferów – tłumaczył prezes Mroczek.

Pogoń zajmuje w tabeli 8. miejsce. Do końca rozgrywek zostały trzy mecze.