Ten zespół to wręcz emblemat punkrockowego stylu. Chociaż ostatni album z nowym materiałem wydali 20 lat temu, to nazwa Exploited jest wciąż żywa. Wattie Buchan dobiera nowe składy, by grać na żywo i docierać w miejsca, w których jeszcze nie wystąpił. 30 kwietnia dotarł do Szczecina, by „rozmontować” klub „Kosmos”!

Punkowa przestrzeń

Już kilka godzin przed głównym punktem wieczoru przestrzeń przed klubem została opanowana przez właścicieli skórzanych kurtek, glanów i t-shirtów z takimi napisami jak „Fuck The System” czy „Punks Not Dead”. Wśród nich było też kilkanaście osób z charakterystycznymi „szpiczastymi” fryzurami, jednoznacznie kojarzącymi się z tą subkulturą. W odpowiednim momencie towarzystwo to przemieściło się do środka budynku dawnego kina, ponieważ już około godziny 19.00 na scenie klubu zainstalował się pierwszy zapowiadany skład.

„Prosektorium” i inne leśne hity

Twórczość Leśnego Dziadostwa to punk rock z domieszką brzmień nowofalowych, tudzież psychodelii. Sześć osób na scenie tworzy niezły hałas, a publika mogła się trochę zaktywizować przy takich utworach jak „Planeta”, „Świat, w którym żyjemy” czy „Prosektorium”. Szczecińska formacja miała do dyspozycji około 40 minut i dobrze je wykorzystała. Grupa zagrała zróżnicowany program i miała dobry odbiór.

Nowy materiał od Zdrajcy

Potem zobaczyliśmy znacznie młodszy stażem, ale już dość doświadczony zespół, także złożony z lokalnych muzyków. Michał (wokal), Skoda (gitara), Elvin (bas) i Taran (perkusja) tworzą grupę Zdrajca, która aktualnie gra na żywo materiał z płyty zarejestrowanej pod koniec ubiegłego roku w Monroe Studio. W półgodzinnym secie, otwartym noise`ową „uwerturą”, umieścili takie numery jak „Szklana pułapka” czy „Łapy precz”, a zakończyli go własną wersją jednego z utworów Black Flag. Michał w międzyczasie powiedział kilka zdań o wspieraniu sceny DIY i antyfaszystowskim przekazie Zdrajcy, zyskując zasłużoną aprobatę publiki.

Wybuchowy wstęp

Czterej muzycy Exploited wyszli na scenę kilkadziesiąt sekund przed 21.00 i rozpoczęli występ wybuchowym kawałkiem „Let's Start a War ”. Jo Oom – niderlandzki perkusista, który dołączył niedawno do zespołu, Stevie Campbell na gitarze i Robert Halkett, czyli Irish Rob na basie, grający w tej grupie od 16 lat, to obecni partnerzy Wattie`go Buchana, który jest jej śpiewającym liderem. To on podobno sprawił, że fryzura z irokezem stała się symbolem buntu i protestu pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Oczywiście nadal jest tak właśnie „uczesany” , bo chyba trudno sobie wyobrazić tego wokalistę w innym image`u…

Seria klasyków bez komentarza

Podczas aktualnej trasy „Disorder Tour” Exploited wykonuje swoje najważniejsze numery takie jak „Fuck The USA”, „Noize Annoys”, „Troops of Tomorrow” czy „Disorder” właśnie. Te klasyki sprowokowały publikę do stworzenia niezłego „młyna” pod sceną. Wattie dopingował do zabawy i czasem wchodził w dialog z widzami, ale nie zdecydował się na jakąś dłuższą „przemowę”. Teksty poszczególnych kompozycji mówiły same za siebie i nie trzeba ich było komentować dodatkowo. Jednym z takich mocniejszych jest ten, który Wattie wykrzykuje w mniej punkowym, a bardziej zmetalizowanym utworze „Beat The Bastards” i jego wykonanie było jednym z lepszych fragmentów wieczoru.

Tłum widzów na scenie

Jednak najbardziej emocjonującym okazał się na pewno „moment”, w którym akurat Buchana na scenie nie było. Irish Rob zaintonował słowa „Sex And Violence”, Jonathan zaczął wybijać rytm na perkusji, a widzowie dostali pozwolenie, by wchodzić na scenę. Po kilku minutach było już na niej tłoczno. Ci, którzy skorzystali z „przepustki” pląsali i chóralnie skandowali wybitnie proste słowa tego utworu, świetnie się bawiąc… W sumie zatem oczekiwania zostały chyba spełnione, o czym świadczą też oceny pytanych przeze mnie widzów.

– Widziałem ich w klubie w Nowym Jorku wiele lat temu, ale dziś też było bardzo mocno i ciekawie. Wattie znów jest w formie i oby tak już zostało! – mówił o swoich wrażeniach po zakończeniu wydarzenia, Tomek, który sam też jest muzykiem, znanym z zespołu Dzicz.

– Koncert petarda! Nie liczyłem na to, że kiedyś grupa takiego formatu dotrze w te okolice, a jednak udało się – stwierdził Michał.

Można to skwitować słowami „Punk nie umarł”, przynajmniej nie w Szczecinie…