Dziś możemy tutaj oglądać potężne mamutowce, niespotykane na co dzień dawidie chińskie i metasekwoje oraz liczące nawet 200 lat klony, jawory, wiązy. Historia Ogrodu Dendrologicznego w Przelewicach sięga 1933 roku, ale to w latach 70. i 80. XX wieku arboretum przeszło wizerunkową rewolucję. „Wtedy dostępne były tylko kosy ręczne. Pamiętam, kiedy na rynku pojawiła się podkaszarka żyłkowa. To było dla nas prawie jak cud” – wspomina ze śmiechem Łucja Swiłło.
– Kiedy przyszłam tam do pracy, w oczy rzuciło mi się nadmierne zagęszczenie samosiewów. To były rodzime gatunki jak jesiony, jawory, wiązy. Wypierały inne rośliny, które miały tam rosnąć. Było ich bardzo dużo, ale to nie oznacza, że nic z tym nie robiono. Prowadzona była bardzo silna wycinka – opowiada Łucja Swiłło. W 1980 roku rozpoczęła pracę w przelewickim arboretum.
Gatunki z Kórnika i współpraca z profesorem Tumiłowiczem
Do 1975 roku istniał tutaj pewien rozdźwięk między zaleceniami opiekunów naukowych a działaniami administratorów. „W efekcie nie dochodziło wprawdzie do dewastacji na dużą skalę, ale jednocześnie brak właściwych zabiegów ogrodniczych spowodował duże straty w kolekcji” – czytamy w historii arboretum.
Wówczas rewaloryzacji historycznej części ogrodu podjął się doktor habilitowany Henryk Chylarecki. Stopniowo usuwano samosiewy i nasadzenia zastępcze przy jednoczesnym wprowadzaniu wartościowych gatunków i odmian. Duża część z nich pochodziła z Instytutu Dendrologii Polskiej Akademii Nauk w Kórniku.
– Były jaśminowce, forsycje, żylistki. Wprowadziliśmy również metasekwoje i trochę magnolii. Gatunki z Kórnika nie tylko wzbogaciły kolekcję, ale były też dendrologicznymi osobliwościami – podkreśla Łucja Swiłło. – Z Arboretum w Rogowie otrzymaliśmy 0,5 metrowe mamutowce olbrzymie. Dziś największy z nich ma 2,8 metra w obwodzie i około 30 metrów wysokości. Przekazał nam je profesor Jerzy Tumiłowicz. Wspaniały człowiek. Jego kontakty były rozległe, współpracował z ogrodami na całym świecie. My, jako ogród wiejski, nie mieliśmy takich możliwości – wspomina.
Własna szkółka i cenne kontakty
Przez ponad 20 lat Łucja Swiłło zajmowała się pielęgnacją roślin i wprowadzaniem nowych gatunków.
– Ta praca sprawiała mi ogromną przyjemność. Trudno powiedzieć, ile nowych gatunków wprowadziłam. Prób jest wiele, ale nie zawsze się udają. Czasami przyjdzie ostra zima, niekorzystne warunki atmosferyczne, które powodują wypadanie roślin. Ale myślę, że od kiedy zaczęłam pracę, to arboretum zyskało około 30 procent z obecnych gatunków obcych – szacuje.
Ogród Dendrologiczny w Przelewicach otrzymał także sporo okazów od ogrodów botanicznych. Jak podkreśla nasza rozmówczyni, „wtedy o nowe okazy było bardzo trudno, ponieważ nie było szkółek i centrów ogrodniczych z setkami roślin”.
– Była jedna szkółka w Kórniku i dwie prywatne, ale już kawałek dalej. W pewnym momencie i my założyliśmy własną. Szło nam nawet całkiem nieźle – w latach 90. Ogród Dendrologiczny w Przelewicach utrzymywał się głównie dzięki niej. Ale co tu dużo mówić, wyrosła konkurencja, która nas wykosiła i musieliśmy ją zamknąć – opowiada żartem nasza rozmówczyni.
Podkaszarka żyłkowa prawie jak cud
Ile osób potrzebnych jest do opieki nad takim arboretum? Kiedy Łucja Swiłło przyszła do pracy, ekipa składała się z 6 kobiet i 4 mężczyzn.
– I taka załoga w miarę sobie radziła, ale trzeba pamiętać, że w tamtych czasach dostępne były tylko kosy ręczne. Pamiętam, kiedy na rynku pojawiła się podkaszarka żyłkowa. To było dla nas prawie jak cud – śmieje się pani Łucja. Choć jak przyznaje, były takie momenty, kiedy pracowników brakowało.
– Wtedy pielęgnacja nie była dobrze prowadzona. Czasem korzystaliśmy z sezonowych pracowników, potem kierowano do nas zarejestrowanych w Urzędzie Pracy. Mogliśmy im dawać prace proste, do których nie było potrzebne specjalne przygotowanie – opowiada.
Rewaloryzacja podjęta przez doktora Chylareckiego i powiększenie arboretum według projektu Łucji Swiłło przyniosło wiele korzyści. Nasza rozmówczyni obecnie jest już na emeryturze, ale nadal współpracuje z przelewickim arboretum.
– Pracuję jako konsultantka. Mam wiedzę historyczną o tych roślinach, dobrze je znam, wiem skąd pochodzą i kiedy były sadzone. Taka wiedza jest tutaj cały czas potrzebna – podkreśla pani Łucja. – Pierwsze założenia parkowe to głównie gatunki rodzime. Mamy ich jeszcze trochę, to stare buki, jesiony, klony, przepiękne wiązy. A z gatunków obcych najbardziej okazałym jest platan klonolistny o obwodzie 650 centymetrów. Przypuszczam, że ma już około 200 lat.
Jeden z najpiękniejszych terenów zielonych na Pomorzu Zachodnim
Ogród Dendrologiczny w Przelewicach został założony w 1933 roku, choć pierwszy park przypałacowy w tym miejscu powstał już około 1914 roku. Przez pewien czas istniała tutaj także szparagarnia, uprawy sadownicze i warzywniki.
W latach 1933-1938 ówczesny właściciel terenu Conrad von Borsig, członek Niemieckiego Towarzystwa Dendrologicznego, przekształcił zielony teren w kolekcję dendrologiczną. Po II wojnie światowej ogród był administrowany przez różne instytucje, w tym przez PGR. Po likwidacji przedsiębiorstwa arboretum przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa, która w 1993 roku przekazała je gminie Przelewice.
W 2020 roku rada gminy podjęła decyzję o likwidacji ogrodu i przekazaniu samorządowi województwa. Powodem był brak pieniędzy (25 mln zł) na utrzymanie i pensje dla pracowników. W kwietniu 2021 roku marszałek zachodniopomorski utworzył Ogrody Przelewice. Zachodniopomorskie Centrum Kultury Obszarów Wiejskich i Edukacji Ekologicznej.
W tym roku przelewickie arboretum świętuje 90-lecie istnienia.
Komentarze
6