„Mistrz partyjnych rozgrywek”, „bezwzględnie skuteczny”, „jeżeli upadnie, to po to, żeby wstać”, „lojalny wobec swoich ludzi”, a jednocześnie „politycznie otaczający się tylko tymi, którzy mu nie zagrażają” – Dariusz Wieczorek, były już minister nauki i szkolnictwa wyższego, znalazł się właśnie na politycznym wirażu, którego jeszcze kwartał temu nikt by się nie spodziewał. Czy to koniec kariery polityka? Rozmawialiśmy z wieloma osobami, które ministra i lidera Lewicy znają. Nasi rozmówcy różnie oceniają karierę i sytuację Wieczorka. Co do jednego są jednak zgodni: „Nie jeden raz wydawało się, że to polityczny koniec, a on zawsze wracał”.
Młody dinozaur? W polityce „od zawsze”
Dariusz Wieczorek w maju skończy 60 lat. Jest zaledwie siedem lat starszy od marszałka województwa Olgierda Geblewicza. Dla wielu jednak lider Lewicy zdaje się być politycznym dinozaurem, człowiekiem, który w polityce zachodniopomorskiej jest od zawsze. Trudno nie przyznać racji, że Wieczorek jest jednym z tych polityków, którzy pamiętają jeszcze samorząd lat 90. W wieku zaledwie 33 lat zostaje zastępcą prezydenta Szczecina Mariana Jurczyka. To zaskakujący polityczny mariaż, bo Jurczyk jawił się jako polityk antykomunistyczny, a Wieczorek już wtedy był aktywnym działaczem rosnącego w siłę Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Pierwszy kryzys w karierze przychodzi, gdy jako wiceprezydent z resztą zarządu miasta słyszy zarzuty niedopełnienia obowiązków w związku z wypowiedzeniem umowy sprzedaży terenu pod budowę hipermarketu na Pomorzanach. Z zarzutów zostaje oczyszczony dopiero w 2009 roku. Wcześniej usłyszał wyrok kary pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Czas sprawy sądowej i kryzysu wizerunkowego polityka przypada na prawdziwy renesans lewicy w Polsce. SLD rządzi w latach 2001–2005, a jeden z najlepiej zapowiadających się polityków tej partii w 2006 roku nawet nie zdobywa mandatu sejmikowego. Wieczorek jednak z partii nie wychodzi i pozostaje wierny lewicy, choć ta nigdy już nie odzyskuje popularności, co wiąże się z tym, że polityk nie ma żadnych perspektyw na rozwijanie swojej działalności.
Mandat będzie jeden. Napieralski musi odejść
Szansa na polityczne nowe życie Dariusza Wieczorka pojawia się w 2010 roku, gdy dostaje się do sejmiku i zostaje szefem klubu sejmikowego. Polityk odbudowuje swoją rozpoznawalność w mediach lokalnych. W tym czasie znany jest z dość ostrych wypowiedzi w kierunku np. marszałka Olgierda Geblewicza czy lidera PO w regionie Stanisława Gawłowskiego. W opinii wielu polityków SLD w opozycji w tamtym czasie było ostrzejszym recenzentem tego, jak rządziła PO, niż PiS, na czele którego w sejmiku stali radni Paweł Mucha czy Kazimierz Drzazga.
Lewica w wyborach w 2014 roku wprowadza do sejmiku czterech radnych, w tym Dariusza Wieczorka. Po tych wyborach jednak w partii zaczyna wrzeć. Lewica ewidentnie słabnie i wiele wskazuje na to, że zbliżające się wybory parlamentarne mogą ją dokumentnie pogrążyć.
– Dariusz Wieczorek zawsze marzył o parlamencie. To był jego cel. W 2011 roku startował z trójki, a w 2015 chciał koniecznie dostać się na wysokie miejsce. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie ma szans na to, by wyprzedzić Grzegorza Napieralskiego. Lewica miała w Szczecinie jeden pewny mandat i koniec. Od lat nieoficjalnie mówi się, że intryga polegająca na wyrzuceniu Napieralskiego była spowodowana chęcią przejęcia sterów w partii, która ma ograniczone możliwości zdobywania mandatów – słyszymy.
Jeżeli intryga miała dać Wieczorkowi funkcję lidera sztafety, to trzeba przyznać, że się udało, bo zaprzyjaźniony z Włodzimierzem Czarzastym polityk stał się po odejściu Grzegorza Napieralskiego liderem. Jego pozycja wzrosła jeszcze mocniej, gdy szefem przestał być Leszek Miller, a przywództwo objął Czarzasty. Wcześniej jednak miały miejsce katastrofalne dla SLD wybory prezydenckie i parlamentarne.
– Z jednej strony był zły, że musiał ustąpić jedynkę na liście politykowi Zielonych, ale z drugiej robił dobrą minę do złej gry, bo wiedział, że przeskoczy go z dwójki. Tutaj podział był jasny: sejmik bierze Wieczorek, miasto Krystek i ten układ jest zabetonowany do dzisiaj – słyszymy.
Dariusz Wieczorek z dwójki pokonuje Adama Ostolskiego z Zielonych, ale do sejmu się nie dostaje, bo Zjednoczona Lewica nie przekracza progu wyborczego.
Na kolejne lata polityk utyka w sejmiku, a w 2018 roku dopełnia się jego polityczna katastrofa, bo nie odnawia mandatu. Na rok Dariusz Wieczorek zostaje politykiem, który nawet nie jest radnym. Politycy z otoczenia Grzegorza Napieralskiego wchodzą do sejmiku z list KO, a sam Napieralski, choć wycięty z „wielkiej polityki”, znajduje miejsce na przeczekanie w senacie.
Kariera nabiera rozpędu
Nowe rozdanie w karierze to wybory parlamentarne w roku 2019. Jako lider listy, która ma szansę nawet na 10% poparcia, może być pewny mandatu. Podczas debaty portalu wSzczecinie.pl w galerii Kaskada jest pewny siebie i krzyczy z mównicy: „Lewica wraca do sejmu!”. I wróciła. Co więcej, ze Szczecina mandat otrzymała także ministra Katarzyna Kotula. Wieczorek drogę po mandat miał wręcz usłaną różami. Za jego plecami był spadochroniarz, przyjaciel Roberta Biedronia, Arkadiusz Czarnecki, a trójką mało charyzmatyczny lider partii Razem Sebastian Bednarski. Mandat Katarzyny Kotuli był zaskoczeniem dla wszystkich obserwatorów lokalnej sceny politycznej, a dla Wieczorka i Krystka powodem do niepokoju, bo polityczka szybko zaczęła brylować w ogólnopolskich mediach.
Lewica spędziła cztery lata w opozycji. Jej poparcie ustabilizowało się na poziomie około 10% bez szans na wzrosty. Jasne stało się, że w 2023 roku w Szczecinie do sejmu nie dostanie się już dwójka polityków z listy Lewicy.
– Wieczorek obawiał się Kotuli. Wiedział, że wyprzedzi go z dwójki i tak zakończy się jego bycie w parlamencie. Stąd też najpierw rozpuszczanie plotek, że Kotula jest nielojalna i idzie do PO, a potem fortel z eksportem groźnej polityczki do Trójmiasta. Przewidywania się sprawdziły. W Szczecinie Lewica dostaje jeden mandat, a Wieczorek dostaje się do sejmu, bo druga na liście Jolanta Tryszkiewicz nie zbudowała wystarczającej popularności, by mu zagrozić – słyszymy.
Świetny, ale zaprzepaszczony start. „Dużo samozachwytu, mało czujności”
Dariusz Wieczorek we wspólnym rządzie PO, PSL, Lewicy i Polski 2050 jest jednym z delfinów. Nic dziwnego. Jest przyjacielem i najbliższym współpracownikiem Włodzimierza Czarzastego. Negocjuje w jego imieniu podział ministerstw, walczy o pozycję Lewicy, a jednocześnie jest pewny, że będzie ministrem. Najpierw mówi się, że funduszy regionalnych, potem infrastruktury. Nauka wydaje się być tak karkołomnym pomysłem, że wszyscy zastanawiają się, jak to możliwe, że absolwent Politechniki Szczecińskiej nieznany zupełnie z naukowych osiągnięć będzie stać na czele tego resortu.
Szaleńcza sytuacja okazuje się jednak pewnego rodzaju sukcesem. Wieczorek bryluje w mediach, gdy udaje się uratować akademiki „Jowita” w Poznaniu. Nawiązuje dobre relacje z rektorami, mówi sprawnie, zyskuje sympatię.
– Miał świetny start. Ludzie nauki byli nim zachwyceni, studenci także. Udało mu się odkleić wizerunek poważnego człowieka od nauki – słyszymy. – Do tego jeszcze to, że gra w zespole rockowym. Nawet był taki plan, by zagrać na juwenaliach w Szczecinie – słyszymy.
Wszystko jednak miało miejsce do czasu.
Pierwsza wpadka Wieczorka to nieudane porządkowanie Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Potem zwalnianie naukowców sieci Łukasiewicz. Następnie fatalny wywiad Wieczorka w Radiu Zet, gdy złapany za słówko przyznał, że „akademiki za złotówkę” były polityczną ściemą. .
– Środowisko polityka zupełnie nie zdało egzaminu – mówi jeden z młodszych polityków Lewicy. – Jak pisaliśmy im, że na TikToku od rana wszyscy grzmią, że Wieczorek rechocze z tanich akademików, to usłyszeliśmy, że to „prawacka bańka” i nikogo to nie obchodzi. Po paru godzinach poszedł viral, temat podjęły Onet i Wirtualna Polska i okazało się, że jest kompromitacja – słyszymy.
Żona dyrektorka i afera z sygnalistką
Najpoważniejsze kryzysy przyszły jednak później. Najpierw skandal związany z zatrudnieniem żony Wieczorka na stanowisku dyrektorki w Centrum Edukacji Medialnej i Interaktywności Uniwersytetu Szczecińskiego. Z ustaleń Wirtualnej Polski wynikało, że zatrudnienie na tym stanowisku Beaty Mikołajewskiej-Wieczorek było możliwe, gdy zmieniono regulamin.
– To był cios medialny między oczy i myślę, że to zatrudnianie żony jest dla społeczeństwa bardziej czytelne niż afera z sygnalistką. Jak można rozliczać PiS z nepotyzmu, jak ustawia się regulaminy konkursów tak, by żona ministra była dyrektorką. I to na uniwersytecie. Żona ministra nauki na uniwersytecie. Paranoja i brak instynktu samozachowawczego. Takie małe kombinowanie może przejść, jak się jest radnym w sejmiku, ale nie ministrem – słyszymy.
Nasi rozmówcy o Beacie Mikołajewskiej-Wieczorek nie chcą mówić zbyt wiele. Jeżeli jakieś opinie się pojawiają, to raczej krytyczne.
Dymisja nieuchronna
Afera z sygnalistką na Uniwersytecie Szczecińskim wywołała lawinę i sprawiła, że Dariusz Wieczorek został zarówno najbardziej rozpoznawalnym politykiem Lewicy, jak i tym, który staje się dla niej wielkim obciążeniem. W jego sprawie miał naciskać sam premier Donald Tusk. Dymisja została ogłoszona w czwartek przed świętami i wydaje się, że powrót Wieczorka do wielkiej polityki będzie trudny. Krytycznie oceniane jest „pożegnanie” polityka ze stanowiskiem, kiedy mówił o hejcie i „sprawach”, a nie konkretnych sytuacjach opisanych przez dziennikarzy.
– Włodek nie odpuści i albo będzie bronić Darka do końca, albo wynegocjuje takie warunki, że on odejdzie, ale w takim tonie, jakby to był sukces zakończonej misji – tak w środę przed ogłoszeniem dymisji sytuację opisywał nasz rozmówca. I trzeba przyznać, że miał rację, bo odejście Wieczorka nie zostało przedstawione jak porażka.
– Żeby zrozumieć te relacje, trzeba sięgnąć lata wstecz. Wieczorek to zaufany człowiek Czarzastego od lat. Nie wiem, czy w obecnej polityce jest stawka, która byłaby warta tego, by bez litości poświęcić Wieczorka, przynajmniej z punktu widzenia Włodka. Inaczej wygląda jednak sprawa, jeżeli chodzi o Roberta Biedronia. To on poprosił Wieczorka, by nie pokazywał się w czasie konwencji Magdaleny Biejat – słyszymy. – Był nawet pomysł, by ministrem nauki był prof. Bogusław Liberadzki, ale to chyba plotki – słyszymy.
– Dariusz Wieczorek jest politykiem sprawnym, ale sam chyba nie wie do końca, co się dzieje. Taka sława, takie zamieszanie, taki balast. Nie do końca przewidział, że bycie ministrem to nie to samo co bycie wiceprezydentem. Tutaj skala działania i skala odpowiedzialności są zupełnie inne. Jednego jestem pewna. To nie jest jego koniec, choć z takim kryzysem wcześniej nie miał do czynienia… – słyszymy.
Komentarze
20