Willa przy ul. Niklowej 11 mogłaby być dzisiaj pięknym świadectwem przemysłowej historii Podjuch. Mogłaby, gdyby nie była zrujnowana. TBS Prawobrzeże przygotowuje tę nieruchomość do sprzedaży, trudno liczyć, że budynek uniknie rozbiórki.
- Jeszcze niedawno mieszkali tutaj ludzie. Budynek nie był wtedy tak bardzo zniszczony jak teraz – mówi Jakub Olszewski, autor książek o Podjuchach, pokazując nam willę.
Dziś to ruina
Obiekt jest wpisany do gminnej ewidencji zabytków. Taki rodzaj opieki konserwatorskiej nie uchronił go jednak od dewastacji. Elewacja jest mocno zniszczona, powoli odpadają jej kolejne elementy. Jak informuje zarządca budynku – TBS Prawobrzeże - wewnątrz nieruchomość jest w jeszcze gorszym stanie.
- Na zły stan techniczny budynku pochodzącego z 1860 r. nałożyło się na pewno jego usytuowanie. Budynek jest w odległości 5 metrów od osi toru kolejowego. Bliskość torów, regularny ruch pociągów powodowały znaczne obciążenie budynku, dodatkowo wieloletnie użytkowanie stopniowo powodowało przemieszczenie i spękanie ścian nośnych – tłumaczy Tomasz Klek, rzecznik prasowy spółki miejskiej TBS Prawobrzeże.
Wina pociągów, czy braku remontów?
Willa stoi tuż przy jednotorowej linii kolejowej w kierunku Zdrojów. Zdaniem Adama Kopcińskiego-Galika, lokalnego społecznika, który zaangażował się w ratowanie budynku, ten fakt nie jest jednak bezpośrednim powodem dewastacji nieruchomości.
- To brak remontów zabytku jest zasadniczą przyczyną doprowadzenia go do ruiny – mówi. - W Polsce jest szereg zabytków położonych w pobliżu linii kolejowych czy tramwajowych, obok których przejeżdża kilkaset tramwajów dziennie a zabytki stoją nienaruszone. Miasto miało możliwość zapobiec degradacji zabytku m.in. poprzez wprowadzenie wibroizolacji na odcinku ok. 175 m. pod torowiskiem, a ponadto umieszczenie takiej izolacji w gruncie. Takie metody z powodzeniem stosuje się w Polsce w przypadku szeregu innych zabytków. O ile celowo nie zamierza się ich doprowadzać do ruiny.
Jak informuje TBS Prawobrzeże, gdy budynek był jeszcze zamieszkany prowadzone były w nim remonty bieżące i zabezpieczające, usuwano awarie instalacji elektrycznej, gazowej oraz wodociągowej. O większych pracach renowacyjnych zarządca nie wspomina.
Niezabezpieczone okna
Ostatni lokatorzy wyprowadzili się stąd w maju 2017 r. Wysiedlono ich do mieszkań zamiennych ze względu na zły stan techniczny nieruchomości. Od tamtego czasu willa stoi pusta. Część drzwi i okien została zabezpieczona (zamurowana), ale niektóre okna na piętrze do dzisiaj są szeroko otwarte.
- Nie można oprzeć się wrażeniu, że z premedytacją doprowadza się ten zabytek do ruiny, nie zabezpieczając go przed degradacją chociażby zabiciem okien deskami a dachu chociażby folią. Przedostająca się do wnętrza woda w oczywisty sposób przyspiesza dzieło dewastacji i ostatecznego zniszczenia – uważa Adam Kopciński-Galik, który pisma w sprawie zabezpieczenia budynku wysyłał do miasta i wojewódzkiego konserwatora zabytków.
- Otwory okienne w górnych kondygnacjach zabezpieczymy przed okresem zimowym – zapowiada Tomasz Klek.
Zabytkowy budynek przygotowywany jest przez miasto do zbycia. Już kilka miesięcy temu został on przeznaczony do wyburzenia, ale wciąż nie podjęto ostatecznej decyzji, czy nieruchomość będzie sprzedawana w istniejącym stanie, czy po rozbiórce.
Biuro projektowe szamotowni
Zanim budynek przy ul. Niklowej 11 został po wojnie przeznaczony pod mieszkania, zdążył zapisać się w przemysłowej historii Podjuch. Był siedzibą biura projektowego fabryki wyrobów szamotowych, czyli ogniotrwałych materiałów budowlanych (np. cegieł sygnowanych napisem Podejuch, żeby każdy wiedział gdzie powstały). Według informacji przekazanych nam przez TBS Prawobrzeże, budynek postawiono w 1860 r., choć w niektórych źródłach można znaleźć informację, że powstał kilkanaście lat później, w czasie rozbudowy zakładu. Fabryka wyborów szamotowych była pierwszym nowoczesnym zakładem przemysłowym w Podjuchach.
- Założył ją w 1834 r. Ferdinand Didier, potomek francuskich hugenotów, osiadłych na pruskiej ziemi. Była to pierwsza fabryka w Prusach produkująca wyroby szamotowe dla gazowni. Zapotrzebowanie na takie produkty było wówczas duże, więc zamówień nie brakowało. Wyroby transportowano drogą wodną, szamotownia posiadała własne nabrzeże nad Regalicą, gdzie ładowano gotowe produkty na barki – opowiada Jakub Olszewski, który historię fabryki opisał w książce „Podjuchy i Regalica” (wspólnie z Lilianą Gierczak).
Lata świetności zakładu
Gdy w 1861 r. na wyczerpaniu były już okoliczne źródła kwarcu, niezbędnego w procesie produkcji, Didier sprzedał zakład. (trzy lata później wybudował nową szamotownię przy dzisiejszej ul. Tama Pomorzańska). Pod nowymi rządami fabryka w Podjuchach przeżywała trudniejsze czasy, aż w 1875 r. doczekała się gospodarza z prawdziwego zdarzenia.
- Wtedy współwłaścicielem fabryki i jej dyrektorem zarządzającym został kupiec Otto Hoerning. Postawił on upadającą fabrykę na nogi i kierował nią z powodzeniem przez blisko 60 lat. Przeprowadził zakład przez trudne lata I wojny światowej i okres hiperinflacji – podkreśla Jakub Olszewski.
Hoerning na emeryturę przeszedł w 1933 r. Teren fabryki kupiła Gmina Podjuchy. Urządzono tam obóz Służby Pracy Rzeszy, a później klub sportów wodnych. Po wojnie budynek biura projektowego przeznaczony został na cele mieszkaniowe. Do dziś przetrwały również trzy budynki fabryczne, w których działa kilka firm.
Zobacz też:
Przedwojenny wystrój sklepu mięsnego niszczeje. Co dalej z tym zabytkiem? [wideo]
Miasto wystawi na sprzedaż drewniany dom z czasów szczecińskiej twierdzy
Komentarze
19