Nic nie jest w stanie zastąpić uczestnictwa w kulturze żywej. Tworząca się chemia między siedzącymi na widowni a tym, co dzieje się na scenie, jest przeżyciem jedynym w swoim rodzaju, a każdy spektakl to unikalne doświadczenie. Czy w czasie pandemii chęć obcowania ze sztuką wygra z lękiem?
O tym, że sytuacja instytucji kultury nie jest łatwa, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Obowiązujące obostrzenia sanitarne, które mają zapewnić bezpieczeństwo uczestnikom wydarzeń, potrafią zniechęcić potencjalnych widzów. Jak długo teatry lub opery przetrwają czas pandemii?
Teatry stosują się do zaleceń
W sklepie powinniśmy mieć założoną maseczkę, jadąc komunikacją miejską – zachować bezpieczne od siebie odległości. Nie zawsze jest to możliwe, godziny szczytu pokazują, że dystans społeczny to element trudny do utrzymania.
– Wszystkie teatry zostały zobowiązane do wprowadzenia ścisłych reżimów sanitarnych. Nie znam teatru, który by się od tego uchylił – mówi wiceprezes Stowarzyszenia Dyrektorów Teatru, dyrektor Opery na Zamku, Jacek Jekiel. Mowa o mierzeniu temperatury, zakrywaniu ust i nosa, możliwości obsadzenia połowy miejsc na widowni oraz o składaniu oświadczeń przez widzów. Te ostatnie wydają się być najbardziej odstraszające, ale nie ma się czego bać.
– Oświadczenia są irytujące. Wynikają z przepisów, ale po reakcjach publiczności widzę, że jest z nimi mały problem, ale jesteśmy instytucją publiczną i przechowywanie danych jest kluczowe. Szalenie dbamy o bezpieczeństwo danych osobowych naszych widzów – zawsze tak było, nawet przed pandemią – komentuje Jacek Jekiel.
Kultura żywa jest karana
– Aktorzy, którzy grają bez widzów, grają bezcelowo. Powrót był bardzo oczekiwany. Oczekiwanie było silniejsze niż obawy wobec tego, co może się wydarzyć. Wszystko, co teraz robimy, służy temu, by trwać. Za wszelką cenę nie chcemy rezygnować. To jest zbiorowa chęć przetrwania wspólnie tego trudne czasu. Bo instytucja artystyczna ma rację bytu tylko, gdy tworzy sztukę. Gdy jest zamknięta, traci prawo do funkcjonowania – przyznaje dyrektor Opery na Zamku. – Dlatego robimy wszystko, by stworzyć artystom maksymalnie komfortową przestrzeń. Ograniczamy składy, przebudowujemy ruch sceniczny. Sekcja dęta jest oddzielona od smyczkowej, by można było czuć się bezpieczniej. Ale jednocześnie ogromnie dbamy o jakość spektaklu.
Według dyrektora Opery na Zamku, projekty związane z kulturą w sieci to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę. Z pewnością w jakimś stopniu zajęły one środowisko twórcze, jednak był to rodzaj eksperymentu, który po zakończeniu pokazał, że nie da się przenieść całej działalności artystycznej do internetu, bez względu na to, ile środków byłoby na to przeznaczonych.
– To jest droga donikąd, ślepa uliczka. Kultura może nie przetrwać, jeżeli domena publiczna nie zreflektuje się, że jest pilna potrzeba wsparcia. Myślę, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz instytucje mu podległe uświadomiły sobie, że nie można nie pomóc kulturze. Mam nadzieję, że już za chwilę będziemy mieć rozporządzenie do przyjętej ustawy i fundusz kultury, na który przeznaczono 400 milionów złotych trafi do końca roku do tych instytucji, które mają wyrazisty ubytek w przychodach.
Jest też sporo dobrych sygnałów: dyrektorzy instytucji kultury przekazują, że bilety się wyprzedają. W przypadku szczecińskiej Opery bilety na spektakl „Carmen” zostały wykupione w komplecie, co pokazuje, że powoli widzowie przełamują barierę lęku. Jak mówi Jacek Jekiel, ci, którzy przychodzą, widzą, że jest bezpiecznie.
„Bez kultury nie ma życia”
Spędzenie czasu w takim miejscu jak opera jest teraz bardzo ważne z punktu widzenia psychologicznego, gdzie bez lekarza i kozetki przechodzimy samooczyszczenie i mamy poczucie, że nam to pomogło.
– To jest mój apel do zarządzających, żeby nie szczędzili środków. Bez wsparcia wiele instytucji nie przetrwa. Długi mogą narastać, położyć się cieniem na funkcjonowanie kultury, a ona jest potrzebna tak jak tlen. Bez kultury nie ma życia – mówi Jacek Jekiel.
Z pewnością pandemia zmieniła wszystko. Sposób narracji, budowanie relacji. Inny jest w świat, w którym żyjemy. Artyści są tego świadomi. Za chwilę pojawi się mnóstwo filmów, książek, które w swojej warstwie będą mieć opis rzeczywistości naznaczonej wirusem. Na tym właśnie polega wartość sztuki: nie tylko komentuje, a próbuje odnaleźć głębszy sens. Ale nawet spektakle dobrze już nam znane w czasie pandemii będą zagrane inaczej niż wcześniej, dlatego i na nie warto się wybrać po raz kolejny. Jednak dla spragnionych nowości jest też dobra informacja: ilość premier w Operze na Zamku zostaje utrzymana.
– W styczniu mamy premierę „My Fair Lady”, pod koniec sezonu artystycznego „Don Kichota”. Stawiamy na jakość, nie ilość. Nie zabraknie też Wielkiego Turnieju Tenorów – obiecuje Jacek Jekiel.
Komentarze
7