Najpierw była firma Ship Medics, czyli „lekarze statków”, a potem działalność tak się rozrosła, że szczecińską spółką zainteresowała się jedna z najstarszych firm zajmujących się gospodarką morską w Norwegii, czyli Kongsberg. Historia działania Radosława Sochanowskiego, dyrektora zarządzającego firmy, pokazuje, że możliwe jest zbudowanie od zera firmy, która najpierw zatrudniała zaledwie kilka osób, a dzisiaj jest jednym z największych graczy na rynku i zatrudnia ponad 500 pracowników.
Spis Treści

Zaczynali w czasie, gdy upadała stocznia. „Wierzyliśmy w swoje umiejętności”

Radosław Sochanowski jest kolejnym bohaterem cyklu Polskiej Fundacji Przedsiębiorczości i portalu wSzczecinie.pl „Historie sukcesu”. Dyrektor zarządzający firmy Kongsberg ze wspólnikami zaczynał od małej firmy w garażu swojego domu. Dzisiaj przedsiębiorstwo jest częścią składową jednej z największych firm sektora TSL w Europie, a sam Kongsberg w Polsce stał się silnym organizmem gospodarczym będącym filarem działania „spółki matki”.

Początki jednak nie były proste.

– Myśleliśmy sobie, że będziemy jeździć po świecie i „leczyć statki”. Rzeczywistość nie była łatwa, bo startowaliśmy w 2004 roku. Z jednej strony Polska weszła do Unii Europejskiej i stanęliśmy przed szansą gigantycznego rozwoju i otwartego wolnego rynku, ale z drugiej to był początek wielkiego kryzysu w gospodarce morskiej. Stocznia Szczecińska znajdowała się na wirażu i zaczynanie działalności w tym biznesie oceniane było jako ryzykowne – mówi Radosław Sochanowski.

– Otwarcie granic sprawiło, że złapaliśmy dosłownie wiatr w żagle. Część naszego planu biznesowego opieraliśmy na możliwości ekspansji zagranicznej. Byłem wówczas szumnie nazywanym „prezesem zarządu” i zdarzało się, że jednego dnia w garniturze spotykałem się z partnerami biznesowymi, a wieczorem w kombinezonie naprawiałem statki. Pamiętam dzień, gdy wsiadłem w samochód i przejechałem pół Europy z wizytówkami, by rozmawiać z klientami i pokazywać, że jesteśmy i można z nami współpracować. Było w nas wtedy dużo idealizmu – mówi Sochanowski.

Ship Medics, czyli późniejszy Kongsberg, zatrudniał najpierw kilka osób, a siedziba firmy znajdowała się w garażu. Dzisiaj firma ma kilka lokalizacji – w tym obiekt nieopodal Starej Olejarni na Golęcinie czy część biurowca w parku biurowym nieopodal Fabryki Wody. 

Szczecińska firma na celowniku norweskiego giganta

Kongsberg zainteresował się szczecińską firmą i jej ekspansją, ale początkowe relacje nie były łatwe. Jak mówi Radosław Sochanowski, najpierw norweska firma nie chciała współpracować ze szczecińskimi ekspertami, a potem tak bardzo chciała ją kupić, że Ship Medics zastanawiali się, czy to dobry pomysł.

– Nie chcieliśmy tego Kongsberga na początku. Tak nam szło i wychodziło, że nie chcieliśmy się sprzedawać, tylko podbijać świat. Z dzisiejszej perspektywy jednak wiem, że to była jedyna możliwa decyzja, bo tyle się zmieniło przez lata, że nie wiem, w jakim miejscu bylibyśmy dzisiaj – mówi wprost Radosław Sochanowski. – Rozmowy trwały pół roku i udało nam się dojść do porozumienia, jak dalej rozwijać firmę, a jednocześnie być silnym zapleczem dla naszej „spółki matki”. Gdyby nie sprzedaż spółki na pewno skalowanie biznesu na takim poziomie nie byłby możliwe – dowiadujemy się.

Dzisiaj dyrektor zarządzający Kongsberga przyznaje, że praca nie jest w życiu najważniejsza.

– Na początku zakładania firmy widziałem swoich współpracowników częściej niż swoją rodzinę. Przez lata wszystko sobie przewartościowałem i dzisiaj uważam, że nowe pokolenie ma lepsze podejście do pracy. Jesteśmy z pokolenia, że chodziliśmy z taczką, ale nie sprawdzaliśmy, czy ona jest pełna, czy pusta, tylko po prostu z tą taczką chodziliśmy – mówi.

„Historie sukcesu” to cykl Polskiej Fundacji Przedsiębiorczości i portalu wSzczecinie.pl – kolejny wywiad już w marcu, a jego gościem będzie projektantka mody Sylwia Majdan.