Wenecja i Detroit - dwa miasta, których wydaje się nic nie łączyć. Bo przecież mowa jest o legendarnej włoskiej perle na wodzie oraz amerykańskim upadłym centrum motoryzacyjnym. Ale czy aby na pewno?

Vendesi

Naukowcy do dziś się zastanawiają, dlaczego Majowie nagle opuścili swoje miasta w Ameryce Środkowej. Czy za kilkaset lat będą rozważać przypadek Detroit, którego liczba ludności w ciągu zaledwie pięćdziesięciu lat spadła o połowę (z 1,8 mln do 900 tys.), a w samym mieście obecnie trwają specjalne programy, podczas których jego mieszkańcy uczą się sadzić kukurydzę i hodować kury (i mówimy tu o centrum miasta, a nie o peryferiach), bo nie mają co jeść. Kury widziałam, trudno w to uwierzyć, również w Wenecji, na jednej z opustoszałych wysp - Torcelli, gdzie mieszka obecnie tylko 17 osób. Reszta mieszkańców wyjechała wieszając na swoich domach wywieszki z napisem Vendesi, czyli na sprzedaż. Takie afisze są widoczne w całym mieście. Wenecjanie nie chcą już w nim mieszkać. W 1971 roku w Wenecji mieszkało 363 tys. ludzi, trzydzieści lat później było ich o ok. 100 tysięcy mniej (271 tys.). Jeszcze gorzej sprawa wygląda, gdy weźmiemy pod uwagę słynną centralną wyspę, na której znajduje się plac św. Marka. W ciągu pięćdziesięciu pięciu lat liczba jego ludności spadła o 65 procent. To dziwne uczucie spacerować zatłoczonymi uliczkami (turyści!) i oglądać puste domy z nieśmiertelnymi Vendesi. Również w Detroit liczba ludności spadła przede wszystkim w centrum, które robi tak przerażające wrażenie, że aż raper Eminem nagrał na ten temat utwór.

Wsiąść do pociągu byle jakiego

Centra Detroit i Wenecji są opuszczane z różnych powodów. Detroit – bo upadł przemysł, tragicznie wzrosło bezrobocie, które spowodowały zamieszki, również na tle rasowym, dlatego ludzie porzucali swoje domy i ruszali np. do Kalifornii. Wenecja – bo mieszkania kosztują majątek (np. 700 tysięcy euro za dwupokojowe niedaleko placu św. Marka), przez cały rok trzeba znosić tabuny turystów i do tego nie można pozwolić sobie na przejażdżkę samochodem – jedynie w niektórych częściach miasta jest to możliwe (Lido i Mestre).

Puste place

A co do tego wszystkiego ma Szczecin? I w naszym mieście widać, że coś dzieje się niedobrego z naszym centrum. Przy Bramie Portowej znajdują się dwa puste place, które należą do Inter Ikei. Na jednym znajdują się ruiny Grzybka, na drugim sprzedaje się chińskie majtki. Dawna Galeria Centrum stoi pusta i nie wiadomo właściwie, czy i kiedy zostanie w końcu zagospodarowana. Idąc dalej w stronę Galaxy napotykamy strzępy baru Extra, naprzeciwko w końcu zaczęto budować Kaskadę. Za hotelem „Neptun” firma Szarotki Development zwana na wyrost inwestorem pozostawiła po sobie dziurę w ziemi – ulubione miejsce szczurów i komarów, a nie obiecany biurowiec. Jeszcze dalej, już przy al. Wyzwolenia stoi opustoszała Dana, upstrzona bazgrołami, bez okien. Kamienice okalające te miejsca swoją świetność już dawno mają za sobą, niektóre nadal mają toalety na półpiętrach i są ogrzewane piecami kaflowymi. Wielu ludzi tam mieszkających zmaga się z podobnymi problemami, co mieszkańcy Detroit. Każdy, kto może, opuszcza Śródmieście i przeprowadza się, podobnie jak w mieście General Motors, na peryferia: Warszewo, Mierzyn, Wielgowo itd. Sytuację pogarsza jeszcze Centrum Handlowe Galaxy, o wiele mniejsze niż te główne w Detroit, ale jednak to tam szczecinianie spędzają swój wolny czas. Chociaż trzeba podkreślić, że to nie tylko problem szczeciński. Mówi się, że we Włoszech do miejskich parków przychodzą już tylko imigranci. Wracając do Szczecina, galeria Kaskada oraz Mayland w Mierzynie tej sytuacji raczej nie poprawią, ale przynajmniej dadzą ludziom pracę, może nie najlepiej płatną, ale zawsze.

 

Odwróćmy ten trend

Centrum Szczecina nam upada. Czy da się jeszcze ten trend odwrócić? Ciągle z nadzieją patrzy się na Deptak Bogusława, gdzie obecnie wyburzane są oficyny za „Maciusiem”. Po cichu mówi się o stworzeniu tam serca miasta (tylko w przypadku, gdyby zdecydowano o przeniesieniu maciusiowej szkoły podstawowej w inne miejsce), chociaż wydaje się, że koncepcja ta jest o wiele mniej popularna niż pomysł Forum Gryf na wyróżnienie placu Orła Białego czy stworzenie takiego centrum na Łasztowni. Nieważne jaka idea w końcu zostanie wcielona w życie, trzeba wziąć się do pracy i w końcu stworzyć takie centrum i przyciągnąć do Szczecina dużych pracodawców, abyśmy nie obudzili się nagle jak w Detroit – biedni, bez pracy, z upadłym centrum miasta. Na masową turystykę liczyć nie możemy – nie jesteśmy Wenecją.