Miało być miło i spokojnie – jak zawsze. Nowa porcja historii regionu, chwila na kanapie i zanurzenie w przeszłości – tej wstrząsającej jak obozy pracy, ujmującej jak wspomnienia z początków w Szczecinie czy przepełniające dumą jak ta Ireny Szydłowskiej. Było inaczej. Zaś zakończenie to istny kubeł wody, po którym człowiek ma ochotę się zapytać: być Szczecinerem – dobrze czy źle?

Na fali bieżących wydarzeń powstał taki dowcip: - a pamiętacie ten rok, gdy Wielka Brytania postanowiła wyjść z Unii Europejskiej? - Trudno nie pamiętać roku, gdy Polska została Mistrzem Europy w piłce nożnej. Może za cztery lata, ale do rzeczy. Zatrzymaliście się kiedyś i pomyśleliście, że historia dzieje się właśnie tu i teraz - że za chwilę to wszystko przejdzie do przeszłości?

 

Małe kroki historii

 

To oczywiste, ale bardzo często pomijane. Przypomniał mi o tym najnowszy numer Szczecinera - mogłabym powiedzieć nie ma żadnego przełomu, nic się nie wydarzyło, Szczeciner taki był zawsze. Jaki? Szczegółowy, skupiony na najdrobniejszych elementach, ukazujący historię przez pryzmat konkretnych postaci, konkretnych, małych wydarzeń. Co w tym numerze?

 

Już tradycyjnie rozpiętość tematyczna jest imponująca - znajdziemy tutaj obszerny materiał o modzie kobiecej do 1914 roku, jest kilka przejmujących słów o Irenie Szydłowskiej, obszerny tekst o zapomnianych torach tramwajowych czy ujmujące wspomnienia Jana Cieślukowskiego o jego początkach w Szczecinie. Co ciekawe numer siódmy był zapowiadany jako ten policki (premiera odbyła się w Policach, dołączony jest policki dodatek), ale nasz nieco mniejszy sąsiad nie dominuje, nie "zawłaszcza" Szczecinera - jest tak, jak napisał redaktor naczelny we wstępie: „Szczeciner jest Magazynem Miłośników Szczecina. Od początku jednak jego łamy otwarte są również dla wszystkich piszących o Policach i okolicach, które to przez kilka lat znajdowały się w granicach naszego miasta. Współpraca ta układa się świetnie [...]”.

 

Większa częstotliwość niższa jakość?

 

Nie mogę się przyzwyczaić do tego, że Szczeciner nie jest już rocznikiem. Jasne, gorąco kibicowałam twórcom, by udało się zwiększyć częstotliwość numerów. Ale z drugiej strony obawiałam się, że wraz ze skróceniem czasu oczekiwania na kolejne wydanie poziom czasopisma zacznie się obniżać. Na szczęście, na tę chwilę nie ma o tym mowy. Z punktu merytorycznego cały czas trudno cokolwiek zespołowi Szczecinera zarzucić (może poza literówką – sztuk jeden :)) . Jeżeli chodzi o dobór tematów – tradycyjnie, jest różnorodnie, ciekawie i na poziomie. A najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że na łamach magazynu znajdziemy artykuły amatorów - pasjonatów, a także profesjonalistów, takich jak Roman Czejarek, czy debiutujący w Szczecinerze, ale przecież dobrze znany Andrzej Kraśnicki jr.

 

Małe elementy wielkiego obrazu

 

A teraz przejdźmy wielkich dat - bo to co mnie naprawdę urzeka w Szczecinerze i co sprawia, że sięgam po niego z wypiekami na policzkach to... tak jakby ich brak. Nie chodzi o to, że nie ma potrzeby pisania o wielkich wydarzeń, czy o to, że Szczeciner „wielkich” tematów nie porusza (bo porusza), ale o fakt wyciągania na światło dzienne z pozoru małych spraw. I tak można tutaj przeczytać o brakach dostawy ciepła podczas srogich zim w Szczecinie, tragedii podczas obchodów Dni Morza w 1972 roku, losach więźniów obozu pracy, czy o pewnej szkole w Policach, która właśnie kończy 30 lat. Zebrane w całość budują obraz czasów II wojny światowej, działalności podziemnej czy starań w wychowanie przyszłych pokoleń.

 

Krok w stronę najmłodszych

 

Z numerem siódmym Szczeciner chciał się otworzyć na nieco młodszych czytelników, a także na twórców, którzy dla nieco młodszych czytelników lubią pisać. Nie do końca udało się to zrealizować (dodatek został stworzony tylko przez dzieci Polic), ale wierzę, że z czasem "Szczecinerek" będzie stałym dodatkiem - to świetny pomysł na poszerzenie świadomości wśród młodych o lokalnej historii.

 

Tyle dobrego – czas na kubeł zimnej wody.

 

Dobra inicjatywa czy tęsknota za Niemcami?

 

Mój serdeczny kolega, miłośnik Szczecina w luźnej pogadance o przeszłości i przyszłości naszego miasta rzucił kiedyś „a może byłoby lepiej dla Szczecina, gdyby był niemiecki….” - z miejsca, trochę egoistycznie, oburzyłam się. Jak to lepiej? Gdyby Szczecin był niemiecki nie byłoby w nim mnie, a ja przecież kocham to miasto! I uwielbiam odkrywać przeszłość, czytać o tym jaki Szczecin był. Lubię wątki polskie, niemieckie, francuskie, szwedzkie… nie zamykam się i akceptuję to, że losy naszego miasta były naprawdę pokręcone. Moja fascynacja miastem i jego przeszłością jak się okazuje sprowadziła mnie do tego, że ważniejsze jest dla bycie „ Stettinerem niż… Polakiem”. Nie mogłam uwierzyć w to co czytam.

 

Ostatni tekst, który rozpala do czerwoności

 

Nie oburzył mnie sam tekst, który został zamieszczony na samym końcu, ba, dobrze wiem, że są w Szczecinie ludzie, którzy nie „kibicują” Szczecinerowi. W porządku, nie ma w tym nic złego. Nie sądziłam natomiast, że ten swoisty, internetowy bój (w Internecie zawsze pozwalamy sobie na więcej) przerodził się w tak niedorzeczny konflikt. Konflikt, pośrodku którego stoją czytelnicy, którzy po prostu interesują się swoim miastem, autorzy Szczecinera, którzy pewnego dnia postanowili na łamach czasopisma podzielić się swoją pasją. Czuję uderzające ciepło na twarzy – jak po spoliczkowaniu, bo to właśnie się stało. Miłośniku Szczecina – nie jest dla Ciebie ważne bycie Polakiem. I to mówi radny mojego miasta. Wspaniale!

 

Po najnowszy numer Szczecinera warto sięgnąć, by oderwać się na chwilę od wydarzeń bieżących. Od lepkości lata, napięcia Mistrzostw Europy w piłce nożnej, Brexitu czy kolejnych ustaw i pomysłów władz. Warto sięgnąć by poznać kolejne karty historii naszego miasta – wątki przedwojenne i powojenne. Rada ode mnie? Ostatniego tekstu, autorstwa Pawła Knapa, pt. „U źródeł lizactwa” nie czytajcie przed snem. Jeśli jesteście Miłośnikami Szczecina – nie zaśniecie.

 

W Internecie i księgarniach

 

Numer siódmy znajdziecie w księgarniach, a także na stronach internetowych. Koszt magazynu to 33 zł. Portal www.wSzczecinie.pl objął magazyn patronatem medialnym.