Kiedyś gościła w mieszkaniach, dziś niewielu wie o jej istnieniu – mowa o fisharmonii, która zabrzmi podczas wtorkowego koncertu rozpoczynającego nowy cykl koncertowy w Willi Lentza. „Ten instrument na pewno ma więcej niż 100 lat”, zaznacza Jakub Stefek, kurator cyklu.
Już 4 lutego w Willi Lentza pierwsze spotkanie w ramach nowego cyklu „Dziedzictwo. Festiwal Instrumentów Historycznych. F jak Fisharmonia”.
– W ramach szerokiego spektrum prezentacji instrumentów historycznych będziemy mieli mały cykl, którego bohaterem będzie wyłącznie fisharmonia. Fisharmonie przez ostatnie lata były mocno niedoceniane i w Szczecinie mamy ich tylko kilka. Ale po renowacji i w takim stanie, by organizować koncerty, jest tylko ta jedna ze szczecińskiego warsztatu – zaznacza Jakub Stefek, dr sztuki i ekonomii, kurator cyklu. – Na inaugurację poprosiłem Jana Bokszczanina, aby zaprezentował jak najszersze spektrum utworów, tak żebyśmy mogli usłyszeć pełny zakres brzmieniowy fisharmonii.
Fisharmonia wyglądem przypomina pianino, natomiast w dźwięku – akordeon. W środku ma języczki i żeby na niej grać, trzeba pompować nogami powietrze, które przepływa przez te języczki. Fisharmonie dysponują wieloma możliwościami, od bardzo cichych do bardzo głośnych.
Kolejne koncerty w ramach cyklu mają być bardziej monograficzne, skupiające się na konkretnym stylu, kompozytorze czy okresie. Jednak jak zaznacza Stefek, chciałby prezentować muzykę nierozerwalnie związaną z naszymi terenami.
Z Ostrołęki do Szczecina
Fisharmonia „Ernst Bartholdt, Stettin” została odrestaurowana i pozyskana z powrotem do Szczecina dzięki działalności Willi Lentza.
– Lubię poszukać, co ludzie sprzedają z tzw. staroci. Instrumenty są wystawiane za zupełny bezcen. Pewnego dnia znalazłem fisharmonię Ernst Bartholdt Stettin i od razu z panią dyrektor Jagodą Kimber stwierdziliśmy, że będzie to instrument, który wspaniale uzupełni zbiory Willi Lentza – wyjaśnia Stefek. – Samo pozyskanie nie było drogie, skomplikowane było przewiezienie. Instrument, jak opuszczał garaż pod Ostrołęką, to grał. Kiedy przyjechał do nas, miechy odmówiły już posłuszeństwa, ale i tak zaplanowaliśmy generalną konserwację, więc to nie był problem.
Odkryta fisharmonia pochodzi ze szczecińskiego zakładu funkcjonującego w latach 1886-1936. – Wiemy na podstawie datowania różnych elementów, które są w środku, że powstała przed 1925 rokiem, a zatem na pewno ma więcej niż 100 lat – wskazuje Stefek. – Gdybym miał powiedzieć, bazując nie tylko na swojej wiedzy, jaki instrument stał kiedyś w Willi Lentza, to powiedziałbym, że była to fisharmonia.
Kiedyś gościła w mieszczańskich domach
W XIX i na początku XX wieku fisharmonia była jednym z najpopularniejszych instrumentów, obowiązkowo obecnym w każdym salonie artystycznym. W dawnych czasach fisharmonie naśladowały brzmienie organów, tak że i w wielu kościołach można było je spotkać.
– Praktycznie rzecz biorąc w mieszczańskich domach każdy na czymś grał i to bez wyjątku, łącznie z panem domu – wskazuje Stefek. – Mówiło się, że kobiecą formą muzykowania było trio, czyli fortepian plus instrumenty, a męską – kwartet. Mówi się, że wspólnota przyjaciół zawiązywana przy kwartecie zastępowała tę zawiązywaną w knajpie. To była więc niezwykle popularna rozrywka. A fisharmonia najlepiej nadawała się do akompaniowania śpiewowi, a wtedy często śpiewano. Co ciekawe, to muzykowanie nie było tylko w domu. Źródła wskazują, że popularne było wychodzenie na łódki i śpiewanie, spływając Odrą. Określane jest to jako stara szczecińska tradycja.
Program „Studio Kultura” powstaje we współpracy radia SuperFM i portalu internetowego wSzczecinie.pl.
Komentarze
2