Ostatni dzień festiwalu Spoiwa Kultury dobiegł końca. Przez trzy dni Szczecin był oddany w ręce artystów, którzy zamienili przestrzeń miejską na sceny, opanowali dziedzińce Zamku oraz tereny Łasztowni.

Dokładnie o godzinie 12.00 w sobotę rozpoczęły się festiwalowe atrakcje, którym nie przeszkodziła nawet burza. Pasjonat Szczecina - Przemysław Głowa wcielił się w rolę przewodnika i pokazywał w trakcie wycieczki nowe spojrzenie na nasze miasto. Także o 12.00 rozpoczął się cykl warsztatów. Uczestnicy festiwalu mieli okazję poznać przybyłych artystów z innej strony i razem z nimi tańczyć, śpiewać i grać. Inną propozycją były warsztaty pt "Malowanie duchem", na których można było poznać specyficzne, autorskie podejście Andrzeja Boja Wojtowicza do sztuki plastycznej. Ciekawie przedstawiał się także warsztat dla dzieci, na których najmłodsi zostali oczarowani sztuką fotografii.

Podróże w kontenerze

Przy dawnej Pleciudze stanął ogromny kontener robotniczy, a przy nim kilku pracowników fizycznych. Zaciekawieni przechodnie wchodząc do środka mieli okazję obejrzeć film. Film składał się z przeróżnych wypowiedzi i przeróżnych miejsc. Na ekranie w kontenerze wyświetlano też twarze mieszkańców Szczecina i ich wypowiedzi, przesłania do publiczności. Warto więc było wejść chociażby po to, aby obejrzeć znajome twarze. Była to akcja teatralna Teatru Rondo ze Słupska, pt. "Handle with care".

Awangarda i poetyckość na podwórku

O godzinie 16.00 dwa podwórka w okolicach placu Grunwaldzkiego zamieniły się w miejsca akcji. Zupełnie przeciwne. Na jednym z nich królował znany performer - Arti Grabowski, który czytał fragmenty "Polowania na Czerwony Październik". Ukazuje przy tym wzrost ciśnienia współczesnego człowieka. Czyni to w przewrotny, awangardowy sposób, który bawi widzów. Cała akcja kończy się spektakularnym pęknięciem ogromnego balona, który artysta miał na głowie.
Kilka kroków dalej na podobnym podwórku odbył się zupełnie inny pokaz pt "Na krańcach świata" przygotowany przez Teatr Nowy z Łodzi. Przy użyciu muzyki, wyobraźni, minimalistycznych rekwizytów i świetnej gry aktorskiej artyści wyczarowali nowy świat.

Sakralne śpiewy, japoński taniec i szaleni muzycy

Na Łasztowni w tym samym czasie odbywały się dwa pokazy. Pierwszy z nich to przepełniony pięknymi ukraińskimi pieśniami mroczny spektakl opowiadający o śmierci Gogola. Ukraiński Teatr Dakh przy użyciu wody, ognia, śpiewu, tańca, mrocznych masek i kilku ławek stworzył spektakl robiący wrażenie.
Kilka budynków dalej w równie niesamowity nastrój wprowadzał tancerz butoh - Atsushi Takenouchi wraz z towarzyszką, która na bieżąco czarowała dźwięki. Japoński tancerz niejednokrotnie bywał w Szczecinie, a każdy jego przyjazd cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Artysta przyjmuje filozofię tańca z miejscami i podczas swojego występu wytańczył Łaszownię, publiczność wraz z ich emocjami i wspomnieniami.
Także o tej samej porze na Zamku odbywały się działania muzyczno-performatywne grupy La Caravane du Zoublistan. Niezwykle charyzmatyczni ludzie w oryginalnych strojach przywołujących tradycje szamańskie wykonywali wymyślne tańce. Do tego przygrywali na własnoręcznie robionych, oryginalnych instrumentach.

Szczecin kocha Afrykę

Ze szczególnym entuzjazmem spotkała się grupa z Tanzanii – Wagogo MIrungu. Dziewięciu niezwykle charyzmatycznych Afrykańczyków w swoich oryginalnych, plemiennych strojach zajęło dziedziniec Zamku. Były tańce, śpiewy (których wcześniej można było nauczyć się na warsztatach) i dużo dobrej zabawy. Przedstawiano obrzędy, w których proszono o pomyślność dla uczestników festiwalu oraz zaprezentowano pieśń śpiewaną przez młodych chłopców jako ostatni etap procesu męskiej szkoły inicjacji.

Francuskie rytmy

Przedfinałowy koncert zaprezentowała grupa z Francji – Rassegna. Zespół zyskał przychylność festiwalowej publiczności, nie tylko dzięki melodyjnym połączeniom rytmów śródziemnomorskich, ale także przez utrzymanie stałego kontaktu z widzami. Były więc próby mówienia po polsku ,a no koniec… zaproszenie pary do tańczenia na scenie. 

Finałowy wybuch

Długo zapowiadany i promowany plenerowy spektakl finałowy nie zawiódł. Teatr Antagon zaprezentował spektakl „Ginkgo”, w którym przedstawiał futurystyczną, przerażającą wizję świata, która jednak kończy się optymistycznym przesłaniem. Spektakl zrobił na widzach ogromne wrażenie. Szybko i zaskakująco zmieniały się obrazy i utrzymywały ciągłe napięcie. Całość toczyła się wokół ogromnej i nowoczesnej konstrukcji. Aktorzy nie bali się jednocześnie śmiałych wejść w zgromadzoną wokół widownię. Był ogień, fajerwerki, dużo dymu, efekty świetlne, pomysłowe projekcje i zaskakujące rozwiązania. Przykładowo, bardzo efektownie została skonstruowana scena porodu. Wysoko na konstrukcji w worku z wodą znajduje się człowiek. Porusza się niespokojnie, przebija z worka jedną rękę, następnie drugą i nagle… worek strzela, wylewa się woda, a aktor spada w dół, by za chwilę zawisnąć na kilku linkach, a na końcu tylko na jednej. Potem wychodzą matki z małymi zawiniątkami i już za chwilę widzimy aktorów w ogromnych kostiumach przypominających zawodników sumo z wodogłowiem w pieluchach. Na uwagę zasługuje doskonale zgrana i brawurowo wręcz wykonywana muzyka na żywo.

To już jest koniec

Po wszystkich wydarzeniach jeszcze długo trwała zabawa w klubie festiwalowym – Piwnicy Kany. Tam, już po raz ostatni, można było porozmawiać z aktorami czy potańczyć do muzyki prezentowanej wcześniej na koncertach. Faktem jest, że już oficjalnie i nieodwołalnie X edycja festiwalu Spoiwa Kultury dobiegła końca. Następne spotkania, nie mniej ciekawe, już za rok. Tymczasem miasto musi wyjść z nowego świata stworzonego przez artystów.