Przeżyłem kolejny tydzień. Dla was to może był tylko kolejny, zwyczajny tydzień, kiedy nie wydarzyło się nic szczególnego. Ja jednak cieszę się, że udało mi się przetrwać, a to ze względy na pewnego kretyna w tirze, który na moście Długim omal nie skasował mi auta. Gdyby nie szybka reakcja i ucieczka na druga stronę jezdni, pewnie dzisiaj nie pisałbym tego tekstu a z rodziną porozumiewał się jak Stephen Hawking.

Ta „przygoda” spowodowała, że moje serducho zrobiło sobie 5-minutowy postój na kawę i ciastko a następnie wróciło na mniej więcej normalne obroty. Jak można przypuszczać przez to całe zamieszanie zacząłem pewnego rodzaju egzystencjalne rozważania o sensie życia, ale przypomniałem sobie, przez kogo to wszystko się stało. Chciałem go przykuć do skały i codziennie tępym nożem wycinać mu wątrobę. I pewnie bym tak zrobił, gdyby nie panowie z pojazdu o rejestracji HPW, którzy wypisując mandat na parę stówek, bardzo chcieli wiedzieć jak bardzo trzeba być pijanym, żeby zrobić taki manewr.

Mnie to tez interesowało, jednak w tamtym momencie bardziej byłem zajęty cieszeniem się, że nie zostałem przemielony na cielęcinę w pięciu smakach.

Ale do rzeczy. Jako użytkownicy Internetu i posiadacze wszelkiego rodzaju kont musieliście wiele razy czytać i akceptować regulaminy. Osobiście znam tylko jedną osobę, która przeczytała regulamin poczty na Onecie – dzisiaj znajduje się w zakładzie na mącznej i wydziela z siebie niebezpiecznie dużo śliny. Dlatego nie czytamy tych bzdur, bo grozi to utratą zdrowia. Ale są takie sytuacje, kiedy trzeba koniecznie przeczytać te wszystkie paragrafy, punkciki, podpunkciki i wszystko, co jest nabazgrolone drobnym druczkiem. Np. kiedy bierzesz ślub, kredyt albo ślesz smsa do Orange i wygrywasz BMW, tak jak mój sąsiad.

Ja z kolei byłem ostatnio zmuszony czytać regulamin, kiedy zdecydowałem się złożyć wniosek na rozwój przedsiębiorczości przez studentów. Wszystko super. Czytałem zachęty, ile można dostać, że mi pomogą, że wszystko będzie dobrze, że anulują dług Trzeciego Świata i w ogóle, i w ogóle.

Iii jasne...

Przeczytałem, podnieciłem się wizją tego, że może dostane tę kasę i zabrałem się za wypełnianie wniosku, który jest dostępny do pobrania na ich stronie. Wziąłem się za wypełnianie i kiedy już odpowiedziałem na wszystkie pytania dotyczące historii mojej rodziny na 15 pokoleń wstecz, podałem swój rozmiar buta i przyczyny, dla których chcę okraść UE na 30 tys. zł., zauważyłem pewną drobną niezgodność z regulaminem.

Otóż regulamin mówi, że będą akceptowali wnioski, które zawierają tylko i wyłącznie 4 strony. Cztery. A wiecie, ile stron zawierał wniosek ściągnięty z neta?

Pięć.

I w tym momencie masz totalnie przes*ane. Choćbyś miał niewiadomo jaki dobry pomysł na rozkręcenie dobrego biznesu, to uwalą Cię z powodów proceduralnych. Bo oni kazali mieć tylko 4 strony, a wniosek dali na 5 stron. Wszystko dlatego, że nie zwróciłeś uwagi na drobny szczegół podczas czytania regulaminu. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że tam tak naprawdę nie ma za bardzo jak „ściaśnić” tych mikrorubryczek.

Oprócz tego wszystkiego zainteresowała mnie jedna rzecz. Za merytoryczne przygotowanie się do swojego projektu możesz zainkasować 30 pkt. A jak jesteś kobietą, jesteś ze wsi, masz orzeczenie o niepełnosprawności i zostałaś kiedyś zwolniona z nie swojej winy to zdobędziesz dodatkowe 8 pkt.

Hm... Mieszkam na wsi – 2 pkt. Kobietą nie jestem, chociaż to by się dało jakoś załatwić – kolejne 2 pkt. Zawsze twierdziłem, że para uszu to za dużo – w sumie 6 pkt. Tylko z tym zwolnieniem z pracy będę musiał coś pokombinować. O! Chyba wiem.

WOJTKU!!!




PS. A jak się uda, to zapraszam na kawę.