Już po sesji, mistrzostwa też już na finiszu, przyszedł więc czas na napisanie następnej porcji radosnej twórczości. Dzisiaj będzie to typowe narzekanie i wydaje mi się, że trudno będzie znaleźć jakieś pozytywne aspekty.

W ten weekend odbyły się Dni Odry, w tym rajd kajakowy na orientację. Postanowiłem wystartować ale żeby nie iść kompletnie nieprzygotowanym uznałem, że trzeba troszkę potrenować. Pojechałem więc na Lubczynę i zrobiłem sobie wycieczkę na Wały. Było super, jednak jest to dość długa trasa i stwierdziłem, że trzeba wypożyczyć kajak gdzieś w Szczecinie.

Wydawało mi się, że kąpielisko w Dąbiu musi posiadać wypożyczalnię kajaków. O słodka naiwności. Moje pytanie o wypożyczalnie kajaków tak bardzo rozbawiło panią w kasie, że zacząłem się zastanawiać, czy nie zadałem pytania po czesku. Gdy po chwili pani przestała się rechotać, wyjaśniła mi, że JEDYNE kajaki w Szczecinie są na Dziewokliczu. Heloł!!! 400 tys. ludzi w mieście, Odra, duże jezioro, zalew a my mamy jedną zapyziałą wypożyczalnię na Dziewokliczu.

W tym wypadku słowo „ zapyziała” zakrawa na kpinę. Ona jest po prostu tragicznie żałosna. Wchodzę na kąpielisko - 3 zł (nieważne, że nie mam zamiaru korzystać z uroków tej przepięknej plaży), kajak na 3 godziny – 30 zł. Na Lubczynie godzina to 8 zł, a jak wezmę 3 to kosztuje mnie to tylko 20. Widać utrzymanie kajaków w mieście jest dużo droższe. Jak przyjechałem tam pierwszy raz to aż przysiadłem z wrażenia. Teren przy wypożyczalni mógłby spokojnie służyć jako teren testowy samochodów terenowych- ilość błota i ogólnego syfu jest porażająca. Ale zauważyłem, że panu który obsługuje cały ten biznes kompletnie to nie przeszkadzało. Mi też by to nie przeszkadzał, gdybym miał gumofilce. Miałem jednak sandały i przyjemność z brodzenia po kostki w błocku była dla mnie bardzo średnią atrakcją.

Tak, wiem, cały czas narzekam, ale ktoś musi. Kolejna sprawa – same kajaki. Kosmicznie niewygodne, bez oparć – napis „Zachodniopomorskie morze przygody” odbierałem jako taką perfidną szyderę właścicieli tych kajaków.

Ale koniec końców potrenowałem trochę i razem z moją dziewczyną wystartowaliśmy w rajdzie. Nie osiągnęliśmy jakiegoś dobrego wyniku ale zabawa była niezła. Czekając na ogłoszenie rezultatów oraz nocny etap rajdu mogłem poobserwować całe Dni Odry. I znowu będą narzekania…

Najważniejsze: frekwencja mieszkańców Szczecina była poniżej jakiegokolwiek poziomu. ŻENADA, ŻENADA!!! Miasto wydało dużą kasę na organizację tego wydarzenia, przyjechali sklepikarze, gastronomicy, przypłynęli flisacy, zagrały różne zespoły a mieszkańcy wypięli się na to. Dlaczego?

Temperatura? No tak, było gorąco ale to były Dni Odry i woda skutecznie by ochłodziła całą gawiedź. A gdyby to były „tolszipy” to co? Też byście nie przyszli? Piszę do was, w tym do załogi tego portalu. Podjęliśmy się patronatu, tak? To gdzie był nasz namiot? Albo jakikolwiek banner? Bo jeżeli był, to bardzo skutecznie zakryty. Dlaczego tak bardzo szczecinianie olali tę imprezę? Na dożynkach w każdej zapadłej dziurze można zobaczyć więcej ludzi.

Dlatego, jeżeli chcemy tworzyć klimat tego miasta to musimy brać aktywny udział w tych imprezach. Osobiście odczuwałem niesamowity wstyd. Szczególnie przed gośćmi z Opola. Śmiali się w twarz, że nie umiemy się bawić i nie korzystamy z tego co dają nam władze miasta. W innych miejscowościach włodarze niechętnie inwestują w takie rzeczy. A szansą na promocję naszego miasta jest rzeka. I Dni Odry są naszą szansą. Smutne, że nie potrafimy tego wykorzystać.