Mieszkam na wsi. Generalnie jednym z pierwszych skojarzeń ze wsią są zwierzęta. I picie piwska pod sklepem. Mówi się nawet nie rób wiochy, czyli w naszym pojęciu wieś jest postrzegana jako coś gorszego, miejsce, do którego nie zabrałbyś dziewczyny na randkę, bo to istny strzał w kolano.
Jednak, mimo, że jest to wieś, to jeszcze nigdy nie spotkałem się z problemem, który zaczyna się przy... ekhm... wypróżnianiu się zwierząt. Serio. To dziwne, zważywszy na to, że prawie każdy ma tutaj psa, kota czy innego warchlaka. Psy robią swoje i nikt po nich tu nie sprząta. I mimo to nie ma problemu smrodu po przyjściu do domu i wiecznego tekstu: Cholera, znowu wdepnąłem!
I tu przechodzę do tego, co mnie boli. W pierwszy dzień świąt pojechałem w odwiedziny do rodziny, która mieszka niedaleko Turzynu. Moim oczom ukazało się coś, przy czym stajnie Augiasza to była mała rozgrzewka. Na dość szerokim chodniku było tyle g****, że moja starszyzna plemienna miała odruchy wymiotne. Wiem, że to dość obrzydliwe, ale musze wam powiedzieć, że największa kupa byłą na pewno ludzka. No chyba, że pies, który ją zrobił opanował wycieranie się chusteczkami velvet. Po prostu paranoja.
Żeby było jasne – za ten stan rzeczy nie odpowiadają władze
miejskie. Za to odpowiadają sami mieszkańcy Szczecina. Ile razy można zobaczyć
widok pani z pieskiem. Piesek zrobił swoje – to wracamy do domku na kolejny
odcinek „M jak plebania”. Czy naprawdę tak trudno jest raz dziennie schylić się
do poziomu chodnika i zebrać to, co nie wygląda zbyt pięknie i jeszcze gorzej
śmierdzi? Po to są postawione te metalowe pieski na psie odchody. Woreczki
foliowe tez nie wydają się jakimś wielkim wydatkiem, szczególnie, że kupując
cokolwiek na rynku dostajemy ich miliardy. Zatem gdzie jest problem?
Śmierdzi? Jest ciepłe i nieprzyjemne? To po jaką cholerę braliście psa do domu,
jeżeli nie jesteście w stanie zapewnić mu miejsca na chwileczkę ulgi. Jestem w
sumie już do tego przyzwyczajony, ale do szału doprowadzają mnie ludzi, którzy
kompletnie nie reagują na zwrócenie im uwagi. Do dziś pamiętam jak Straż
Miejska w Parku Kasprowicza namierzyła starszą panią z pieskiem, który zrobił
swoje a właścicielce nawet przez myśl nie przeszło, że psia kupa w tym miejscu
może wielu osobom zepsuć humor. Tłumaczyła się tym, że to taki mały piesek i
taka kupka się szybko wchłonie. Widzieliście kiedyś wchłaniającą się kupę? Ja
nie. Strażnicy chyba też i dali pani torebeczkę by posprząta. O dziwo taka miła
i starsza pani powiedziała, że godność jej nie pozwala na zbieranie psiej kupy
z chodnika. A na sranie w miejscu publicznym jej pupilka to godność jej
pozwala?
Na krótko przed świętami jechałem tramwajem Al. Piastów i zobaczyłem, że jednak można sprzątać po swoim psie. Chłopak idąc z 2 psami nie miał problemu schylić się i pozbierać to, co tak szpeci wszelkie zielone tereny Szczecina. Dba o to, co powinno być czyste i zadbane. Pewni ludzie, których nie wymienię tutaj z imienia i nazwiska, chcieli zbierać podpisy pod tym, aby Piastów zmienić na Al. Stolca. Tak swoją drogą ciekawe, czy mieli pomysł na zmianę nazwy Piłsudkiego?
Jestem za tym, żeby surowo karać tych, którzy nie wywiązują się z obowiązków właścicieli czworonogów i nie sprzątają po nich. Jeżeli kary pieniężne nie będą skutkować to trzeba by było poszukać innej metody mobilizacji i przykładu. Jako sołtys wiem, co skutkuje najlepiej. Prace społeczne. Jak nie posprzątasz, to masz zapewniony miesiąc prac na rzecz miasta. Najlepiej miesiąc sprzątania psich gówienek, które jakimś cudem się nie wchłonęły. Jakby to powiedział mój tata: widły i do gnoju!
O autorze:
Jakub Strugielski, 21-letni student Transportu na ZUT, jest sędzią piłkarskim. Od 2007 roku najmłodszy sołtys w Polsce - w momencie wyboru miał tylko 18 lat.
Komentarze
14