Spotkaliśmy się z Władysławem Sikorą- tekściarzem, reżyserem, mistrzem dla całej rzeszy artystów. Rozmawialiśmy zarówno o faramuszkach jak i rzeczach dogłębnie istotnych -o Szpaku, sprawach mniej i bardziej bieżących i kabarecie przez duże i małe k. Każdego fana kabaretu czeka więc prawdziwa uczta. Smacznego!

wSzczecinie.pl:  Już kolejny raz prowadzi Pan warsztaty podczas Szpaka…

Władysław Sikora: Faktycznie, robię to już trzeci raz i chętnie przyjechałem znowu. Co roku jest ciężko, bo mamy tylko dwa dni na szybkie ćwiczenia, podczas gdy koncentracja wysiada już po dwóch godzinach. Tymczasem okazuje się, że przez ten czas można i poćwiczyć, i popisać teksty, i nauczyć się ich, i jeszcze to wszystko wystawić na scenie!

 

Jak się Panu pracuje ze szczecińską młodzieżą?

Część osób przychodzi po raz kolejny, część jest nowa. Jeżeli mówimy o młodzieży, to w zeszłym roku rzeczywiście miałem nieco za dużo MŁODYCH – gimnazjalistów i licealistów. Byłem na to nieprzygotowany, ale było ciekawie. Zmusiło mnie to do pisania szczególnie pod nich. Teraz już wiedziałem, że mogą być młodsi, a ci najmłodsi już się o rok postarzeli.

 

Na co zwraca Pan uwagę w pracy z uczestnikami warsztatu?

Staram się bazować na ich naturalności- nauczyć ich pewnych podstawowych nawyków scenicznych i zasygnalizować, że dobrze takie mieć. Oczywiście dwa dni to za krótko, żeby  nawyki te wyprowadzić poza myślowe zachowanie. Zwracam więc uwagę na to, by jak najbardziej korzystali z tego, co u nich naturalne, a o czym na scenie zwykle każdy początkujący zapomina. Istotne też, że to co w życiu naturalne, na scenie przestaje być już takie oczywiste. Na szczęście w ciągu tak krótkiego czasu udaje się zazwyczaj doprowadzić do stanu, w którym podczas występu ciało przestaje przeszkadzać.

 

Czy mimo tak krótkiego czasu udaje się wyłapać kto ma potencjał?

Tak,  to widać! Niektórzy mają tę naturalność i vis comica wpisaną w siebie, a niektórzy są troszeczkę bardziej kwadratowi - w pewien sposób nieporadni w tym wszystkim. Jednak to też potrafi być urocze i można to wykorzystywać scenicznie.

 

Jeśli widzi Pan rozwój młodzieży szczecińskiej, to kiedy możemy liczyć na szczeciński kabaret na Szpaku, oprócz Szarpaniny?

Oprócz Szarpaniny… aż taką wróżką to nie jestem [śmiech].

 

A kto się nadaje do gry w kabarecie?

Mało jest ludzi, którzy by się nie nadawali. Prowadząc warsztaty już od bardzo długiego czasu stwierdzam, że rzadko się to zdarza.  Niektórym chętnie bym to powiedział, ale nie mówię [śmiech]. Każdy powinien spróbować, bo samo ośmielenie się i to, czego można się podczas występu nauczyć, może pomóc w bardzo wielu sytuacjach w życiu. Oczywiście są też osoby, po których od razu widać, że mają talent - bo to i vis comica, i naturalność, z temperamentem lub też z takim jego brakiem, że zaczyna być to interesujące.

 

Czyli pewna charakterystyczność osoby? Albo w jedną, albo w drugą stronę?

Tak, bo jeżeli aktor daje się zauważyć  to od razu się go lubi lub też nie lubi.

 

Ale wie się że jest…

Tak- wie się, że jest [śmiech]. Natomiast są też ludzie, którzy nie są na początku widzialni, ale np. dobrze czują tekst i potrafią go podać ze zrozumieniem - oni sami nie błyszczą, natomiast cała sytuacja staje się dzięki nim klarowna.

 

A jak według Pana jest w naszym kabarecie z wyszkoleniem artystycznym?

Ale o którym kabarecie mówimy ? Medialno- estradowym, młodym czy jakimś innym?

 

Czyli rozumiem, że dokonujemy pewnego podziału?

Ja osobiście dokonuję, ponieważ zupełnie inna jest specyfika gry w teatrze czy w klubie, a zupełnie inna na estradzie. Na estradzie trzeba podawać żarty szybko, nie można długo do nich dochodzić - riposta za ripostę, tekst za tekst, bez pauz i bez rozgrywania. Natomiast w małych pomieszczeniach klubowych czy warunkach teatralnych można rozgrywać skecz i tworzyć napięcie. Te dwa sposoby robienia kabaretu rządzą się zupełnie innymi prawami.

 

To może odnieśmy się do kabaretów młodych.

Jest różnica pomiędzy tymi najlepszymi, którzy potrafią świadomie stosować środki wyrazu a tymi, którzy są jeszcze niepewni swojej scenicznej wartości. Ważne jest, by występujący miał pewność tego co chce powiedzieć i czym chce bawić. Obecnie parę zespołów posiada taką pewność i można oglądać ich występy w sposób niezakłócony. Jest też parę zespołów, które ogląda mi się dobrze np. ze względu na ich urodę – i to nie osobistą, ale polegającą na byciu szczerym, w tym co robią.  

 

Nie silą się na warsztat i są po prostu spontaniczni?

Tak. To jest bardzo duża wartość w kabarecie, który moim zdaniem powinien mieć w sobie przede wszystkim szczerość. Powinien być formą dialogu z widownią. Wtedy kabaret jest najfajniejszy.

 

A czy ta naiwność i spontaniczność przestaje być w końcu interesująca?

To nigdy nie przestanie być interesujące. Gdyby występujący potrafili to zachować wówczas interesowaliby mnie zawsze. Problem w tym, że człowiek dorasta, gubi gdzieś naiwność a spontaniczność po wielu występach zaczyna być sterowana i wyuczana. W tym momencie istotne zaczynają być sprawy warsztatowe. Ważne by artysta potrafił to zagrać. Niestety jest to bardzo trudne, bo osobiste i wewnętrzne.

 

 

Rozmawiali:

Piotr Machyński

Aleksandra Znamierowska