Sławomir Fabicki nie ma dużego dorobku twórczego, ale każde jego dzieło jest wydarzeniem w świecie polskiego, ale także europejskiego kina. Najnowszy obraz tego reżysera nosi tytuł „Miłość” i od piątku można go zobaczyć w szczecińskim „Pionierze”.
Twórca ten, pisząc scenariusz (wraz z Markiem Pruchniewskim) inspirację znalazł w doniesieniach na temat afery w olsztyńskim urzędzie miejskim. Główne role w tym dramacie zaproponował, bardzo ostatnio cenionemu, Marcinowi Dorocińskiemu oraz Julii Kijowskiej, którą można było zobaczyć dotąd m.in. w serialu „Głęboka woda” oraz w „Drogówce” Wojtka Smarzowskiego. Rola w „Miłości”, która już dała jej nagrodę dla najlepszej aktorki MFF w Salonikach, spowoduje zapewne, że zainteresowanie reżyserów jej osobą jeszcze wzrośnie.
Fabuła tego obrazu to opowieść o małżeństwie trzydziestolatków z klasy średniej, którzy wiodą spokojne, uporządkowane życie, oczekując na pierwsze w ich związku, dziecko. Ta mała idylla zostaje jednak zakłócona przez zdarzenia, które nie pozwolą im na to by zrealizować pozornie prosty plan. Nieoczekiwana wizyta szefa Marii (w tej roli Adam Woronowicz) w jej domu, spowoduje że ona i jej mąż zostaną zmuszeni do zmierzenia się z traumą, która może zniszczyć ich związek...
„Miłośc” to nie tylko film o (rzekomej) zdradzie i granicach wytrzymałości związku kobiety i mężczyzny. Fabicki dotyka w swym scenariuszu takich tematów jak tolerancja, zaufanie, ofiara. Przeprowadza swoistą wiwisekcję małżeństwa, które poddane zostaje bardzo poważnej próbie, doszukując się przyczyn takich a nie innych zachowań obojga. Tomasz mówi Marii, że kiedy ją poznał nie mógł uwierzyć, że zostanie zaakceptowany. To poczucie niższości ma zapewne wpływ na to jakie decyzje podejmuje w chwili zagrożenia związku. Tym bardziej, że w tym samym czasie doświadcza dodatkowego bólu z powodu pogarszającego się stanu zdrowia matki chorej na raka (Dorota Kolak) i choć Maria wspiera go w tych chwilach, on traktuje ją z dystansem i nieufnością.
Sprawca złego, za pośrednictwem swej żony (Agata Kulesza), zrzuca z siebie niemalże całą odpowiedzialność, natomiast oni zostają obarczeni wszystkimi konsekwencjami tego, co się stało. Rozmawiają ze sobą, ale słowa ranią, a milczenie jest jeszcze bardziej wymowne i okrutne. W poszczególnych scenach jest tyle napięcia, że przypominają mi sytuacje znane z „Rysy” Michała Rosy, filmu również poświęconego małżeńskiemu kryzysowi spowodowanemu nagle ujawnioną, nie do końca sprawdzoną informacją.
„Miłość”, podobnie jak tamten obraz, jest dziełem ważnym, wywołującym wiele emocji i będzie zapewne kandydować do najważniejszych nagród tegorocznego się festiwalu polskich filmów w Gdyni.
Komentarze
0