Debiut reżyserski znanej wokalistki jazzowej Marii Sadowskiej zatytułowany „Dzień Kobiet”, choć nie jest dziełem pozbawionym wad, udowadnia, że można połączyć przyjemne z pożytecznym. Pokazać ważny problem nie zanudzając jednak przy tym widza. W szczecińskim Multikinie można ten film zobaczyć od 8 marca.

Przeciwko gigantowi

Procesów przeciwko bardzo znanej korporacji, będącej właścicielem sieci marketów, było w ostatnich latach w Polsce wiele. Powstało nawet stowarzyszenie „Stop Wyzyskowi”, które pomaga pracownikom, którzy na drodze sądowej dochodzą swych praw do wynagrodzenia lub niesłusznie zwolnionych. W „Dniu Kobiet” możemy zobaczyć sfabularyzowaną  historię kobiety, która tę małą lawinę sprowokowała. Zdecydowała się na to by wystąpić z pozwem o wypłacenie należnych jej pieniędzy za przepracowane nadgodziny, choć praktycznie nikt nie wierzył, że ma jakiekolwiek szanse w walce z wszechmocnym korporacyjnym gigantem, dysponującym najlepszymi prawnikami i wyszkolonymi przez nich świadkami.

Pod presją

Sadowska, która jest także współautorką scenariusza filmu, nie odtwarza w faktycznych wydarzeń tworząc paradokumentalny dramat, a jedynie posługuje się nimi by przekazać  prawdę o człowieku, który pod presją  ekonomicznej zależności, jest zmuszony do zanegowania wartości, wcześniej dla niego najważniejszych.

Halina (w tej roli Katarzyna Kwiatkowska) to zwykła kasjerka w markecie „Motylek”, która otrzymuje awans na kierowniczkę sklepu. Wyższe zarobki, które się z tym wiążą, to na pewno pozytywna zmiana, ale to nie wszystko... Oprócz tego Halina ma teraz więcej obowiązków, które zaczynają jej coraz bardziej ciążyć. Koleżanki z pracy stały się bowiem podwładnymi, a dla firmy najważniejsze słowo to produktywność, a zatem trzeba tak zarządzać personelem by uzyskać najlepsze efekty. W dodatku jej córka Misia, lekceważy szkołę, grając prawie non-stop w gry komputerowe, a matka Haliny jest chora na raka.  

Mimo wszystko dość łatwo podporządkowuje się systemowi, który ją karmi i szkoli. Nawet gdy musi zwolnić z pracy swą dobrą znajomą, decyduje się na nieczyste zagranie, ułatwiające ten krok. Wie, że tylko będąc twarda, sprosta wymaganiom szefów i dlatego dawne układy i przyjaźnie muszą zostać zastąpione nowymi... Kiedy jednak i ona staje się ofiarą skrajnie eksploatacyjnej polityki dotyczącej personelu, wówczas postanawia wnieść sprawę do sądu, nie poddając się nawet wobec gróźb i prób zastraszenia...

Więcej plusów

 Choć w „Dniu kobiet” jest kilka scen dość schematycznych (m.in. finał na korytarzu sądowym), a doklejony do całości wątek romansu z szefem (Eryk Lubos)  może irytować, to  na szczęście więcej w tym filmie  plusów. Ważny temat nie utonął bowiem w jakichś melodramatycznych sekwencjach, a Kwiatkowska wykreowała postać na tyle wyrazistą, że jest ona mocnym punktem całości. Być może teraz zyska większe zaufanie ze strony polskich reżyserów, dotąd obsadzających ją w mniej znaczących rolach.