Na targowisko w Dołujach/Lubieszynie udajemy się w sobotę około godziny 11 i spędzamy tam ponad dwie godziny, starając się porozmawiać z wieloma handlowcami. Co ważne, większość z ochotą mówi o trudnej sytuacji targowiska i genezie problemów, ale… nikt nie chce wypowiedzieć się do kamery. Unikają pokazywania twarzy, bo „nie chcą problemów”, a targowisko jest hermetyczną grupą handlowców, którzy od lat spędzają w tym miejscu sześć dni w tygodniu.
Patrzą i mówią "wenig geld, wenig geld"
Targowisko jest wyraźnie draśnięte zębem czasu, ale dotychczas mówiło się, że Niemcy szukający np. tanich papierosów, fajerwerków czy żywności z Polski odwiedzali je regularnie.
Czy wprowadzone 7 lipca kontrole na pograniczu coś zmieniły? Zdania są podzielone.
– Kontrole nie mają żadnego znaczenia. Upadek zaczął się już w czasie pandemii. Nie podnieśliśmy się po tym, jak zamknięte były granice, a Niemcy odzwyczaili się od zakupów tutaj. Teraz to jest wegetacja. W tygodniu nie ma gości. Ruch jest w sobotę, a dzisiaj pan widzi, pusto – mówi jedna ze sprzedawczyń.
– Nie mogę narzekać, bo jestem blisko wejścia na targ, mam papierosy i akcesoria. Ludzie tutaj przyjeżdżają nie tylko z Niemiec, ale im głębiej w targ, tym coraz więcej pustostanów i gorsze nastroje. Te kontrole to jest jakiś głupi wymysł. Jakby pan nagrywał, to musiałby pan wszystko skasować, bo byłyby same przekleństwa – słyszymy.
– To żadna wina kontroli. Ludzi nie ma, Niemcy mają kryzys i oszczędzają. Przychodzą, patrzą i mówią: „wenig geld, wenig geld” (mało pieniędzy, mało pieniędzy – red.) i wiemy, że nic z tego nie będzie. Odczuwamy to od pandemii, a najbardziej od roku, gdy jest taki mocny kryzys w Niemczech. Oszczędzają i nie chcą już jechać taki kawał, żeby kupić coś u nas – słyszymy. – Sprzedaję ubrania i są dni, kiedy nikt nic nie kupuje. Papierosy tylko idą – mówi kolejny handlowiec.
"Łudzę się, że to kwestia lipca i wakacji, a nie kontroli na granicy”
Klientów traci nie tylko targowisko.
– Moimi klientkami są głównie Polki mieszkające w Niemczech i panie z Niemiec z pogranicza. W ubiegłym tygodniu miałam pusty kalendarz. Łudzę się, że to kwestia lipca i wakacji, a nie kontroli na granicy, ale boję się, że to właśnie przez kontrole – mówi nam jedna z fryzjerek prowadzących stanowisko na pograniczu.
– Sprzedaję kwiaty i sadzonki. Klientów miałem dzisiaj najwięcej od maja. Jest trochę deszczu, to ludzie jadą na zakupy, a nie na wakacje – to jedyny optymistyczny głos, jaki usłyszeliśmy w sobotę.
Niektórzy kupcy w rozmowie z portalem wSzczecinie.pl przyznają, że sytuację konsultowali z prawnikami.
– Trudno sobie wyobrazić, by była płaszczyzna do roszczeń ze strony kupców. Przepisy wprowadzają obowiązek poddawania się kontrolom granicznym. Treść i sposób uchwalenia jest zgodna z porządkiem prawnym, więc nie można tutaj mówić o roszczeniach. Gdy nastąpią komplikacje handlowe i udokumentowany spadek dochodów, to jest możliwość wprowadzenia np. klauzuli nadzwyczajnych stosunków względem np. administratora targowiska czy właściciela nieruchomości. Należy udowodnić, że wskutek niezależnych od przedsiębiorcy sytuacji doszło do naruszenia jego bezpieczeństwa finansowego i płynności finansowej – mówi mecenas Marek Jarosiewicz, partner w kancelarii Wódkiewicz Sosnowski Jarosiewicz.
Kontrole na granicy mają potrwać do 5 sierpnia. Nie jest jednak wykluczone, że będą przedłużone.
Hej Szczecin! Jest Piątek! Program śniadaniowy wSzczecinie.pl 5.12.2025
Komentarze