Archidiecezja, boromeuszki i inne diabły – rzekłby ateistyczny antyklerykał, po czym ugryzłby się w język i powiedział: Kurczę, przecież w diabły też nie wierzę. Szczeciński Urząd Miejski stanął przed iście diabelską alternatywą: dać boromeuszkom Szpital Miejski czy nie? Przed Państwem kolejna odsłona Szczecinianki we Włoszech.

Wielki Przyjaciel Opus Dei i boromeuszki

Długo zastanawiałam się, co sądzić o tym całym zamieszaniu. Najpierw mając problemy z włoską i polską biurokracją, dotyczące mojego stypendium, myślałam sobie: Cholera, ja muszę wszystkim udowadniać, że wyjeżdżam do Włoch zbierać materiały do pracy doktorskiej, a nie na Karaiby opalać tyłek (bez tego by mi nie dali stypendium), a boromeuszki bez specjalnej walki z urzędami dostaną prawie za darmo Szpital Miejski wart 20 – 30 mln zł. Mi po nocach śnił się włoski urzędnik z Warszawy sympatyczny, aczkolwiek niesamowicie roztrzepany Pan G., który zapomniał powysyłać moje dokumenty, a boromeuszki przyszły sobie do prezydenta Piotra Krzystka, a ten Wielki Przyjaciel Opus Dei, zgodził się dość szybko na oddanie tak atrakcyjnej nieruchomości. Siostry oświadczyły, że chcą utworzyć tam ośrodek dla starszych, schorowanych ludzi, których nikt nie chce. Ani szpitale, bo osobodzień kosztuje całkiem sporo, ani rodziny, bo ich emerytury bądź renty są za niskie, by takiego biedaka brać do siebie.

Długi, nikomu niepotrzebny proces sądowy

By jeszcze bardziej skomplikować sprawę, należy wspomnieć, że dawny Szpital Miejski był niegdyś własnością zakonnic, ale został boromeuszkom zabrany przez „podłych” komunistów kilka lat po wojnie. A kto nałogowo czyta Onet (niestety ja), mógł ostatnio dowiedzieć się, że kolejna warszawska/gdańska kamienica po długim procesie trafiła do Polaków, którym również wiele lat temu te nieruchomości zabrali „pachołkowie Moskwy”. I jeszcze ta sprawa z Agnes Trawny, która wyjechała z Polski w ramach łączenia rodzin, a niedawno odzyskała swój dawny dom… Zatem jest prawie pewne, że jeśli miasto nie odda za 20 tys. Szpitala Miejskiego, siostry razem z całą Archidiecezją pójdą do sądu i zafundują Szczecinowi długi, nikomu niepotrzebny proces. Już są takie zapowiedzi. W tym czasie Szpital Miejski zamieni się w ruderę dzięki aktywności wielbicieli złomu, okien, drzwi itd., no chyba, że Urząd Miejski będzie dalej wydawał tysiące, a potem miliony na ochronę obiektu. A Szczecin w Polsce, tak jak Bolonia we Włoszech, dostanie nalepkę „czerwonego miasta”, które nie szanuje prawa własności i nie lubi kleru.

Byle nie pod prąd

Jak już kiedyś pisałam, oddając taką nieruchomość nawet zakonnicom, należy zabezpieczyć się, aby obiekt został zagospodarowany tak jak obiecują siostry. Do tego służą umowy, a w niej specjalne zapisy, aby zabezpieczyć interes miasta i jego mieszkańców. Jeżeli faktycznie powstanie taka placówka, to pomoże ona wielu ludziom, którzy jak już wcześniej wspomniałam, są za biedni, aby chciał ich szpital bądź wyrodni bliscy. Jeżeli nie, to będzie identyczna sytuacja jak w przypadku długiego, niepotrzebnego procesu, ale tu przynajmniej jest jakaś nadzieja, że skorzystają na tym mieszkańcy. Tym razem to Piotr Krzystek w tej całej awanturze ma rację i nie ważne czy jego bratem jest ksiądz czy sam diabeł. A Sławomir Nitras niech lepiej wraca do Brukseli. Byle nie pod prąd.