Jozef Kovalik zwyciężył w tenisowym Pekao Szczecin Open, pokonując w finale Argentyńczyka Guido Adreozziego 6:7, 6:2, 6:4. Słowak przez wcześniejsze problemy zdrowotne spadł w rankingu ATP aż na 346. miejsce i nie był wymieniany przed turniejem w gronie faworytów.

Niewiele brakowało, a Kovalik pakowałby się już po drugiej rundzie. W starciu z Włochem Lorenzo Giustino musiał bronić meczbole, ale przetrwał trudne chwile i w trzecim secie rozbił rywala 6:1. W kolejnych meczach takich problemów już nie miał. Udowodnił, że wraca do formy sprzed urazu, gdy był 80. rakietą na świecie. Grał precyzyjnie i mocno, dobrze poruszał się po korcie. W półfinale swoją regularnością do frustracji doprowadził mocnego Włocha Marco Cecchinato (półfinalista French Open sprzed roku), który po jednej z przegranych wymian ze złością wybił piłkę daleko poza korty.

- Jestem szczęśliwy z każdego wygranego meczu po powrocie po kontuzji i operacji prawego nadgarstka. Grałem turnieje ATP, Wielki Szlem, ale było bardzo ciężko. To mój pierwszy finał od roku, ten tydzień jest naprawdę udany – tłumaczył Kovalik przed decydującym starciem.

Tenisowy maraton dla Słowaka

Finał trwał blisko 3 godziny. Nie brakowało pięknych zagrań, ale też wielu błędów. Wystarczy powiedzieć, że impulsywny Kovalik kilkukrotnie rzucał rakietą o ziemię. Bardzo dziwny był zwłaszcza pierwszy set, gdy obaj panowie mieli kłopoty z utrzymaniem swojego serwisu. Ostatecznie w tie-breaku triumfował Andreozzi.

Ale kolejne partie należały już do Kovalika. W drugiej był zdecydowanie skuteczniejszy i wygrał gładko, 6:2. Decydujący set był bardzo nerwowy, wiele gemów rozgrywano na przewagi. Andreozzi osiągnął przewagę, ale Kovalik odrobił straty i wygrał 6:4. Tym samym został pierwszym Słowakiem, który zwyciężył w Pekao Szczecin Open.

na zdj. Andreozzi i Kovalik

Debel na pocieszenie

Natomiast Andreozzi nie wykorzystał szansy, aby jako pierwszy tenisista w historii szczecińskiego turnieju triumfować po raz drugi. Bronił tytułu wywalczonego przed rokiem i szło mu świetnie. Do finału stracił tylko jednego seta. W półfinale pokonał turniejową „jedynkę”, Hiszpana Alberto Ramosa-Vinalosa. Kovalik okazał się jednak zbyt mocny.

Argentyńczykowi na pocieszenie pozostało zwycięstwo w deblu, wspólnie z rodakiem – Andresem Moltenim. W finale wygrali z Holendrem Matwe Middelkoopem i Chilijczykiem Hansem Podlipnikiem-Castillo 6:4, 6:3.

Hiszpańska klątwa wciąż trwa

Hiszpańscy tenisiści słyną ze świetnych występów na kortach ceglanych. Na tej nawierzchni wielokrotnie zwyciężali w najbardziej prestiżowych turniejach. Na kortach przy al. Wojska Polskiego powinni więc czuć się świetnie. Tymczasem jeszcze nigdy w historii Pekao Szczecin Open po końcowe zwycięstwo nie sięgnął Hiszpan. A przecież przyjeżdżali u naprawdę mocni tenisiści, jak Albert Montanes, Juan Carlos Ferrero, David Ferrer czy Alex Corretja.

W tym roku turniejową „jedynką” też był Hiszpan - Alberto Ramos-Vinalos. W ostatnich tygodniach pokazywał, że jest w wysokiej formie, ale w Szczecinie musiał się zadowolić półfinałem, w którym przegrał z Andreozzim. Hiszpańska klątwa wciąż więc działa.

Z innych gwiazd turnieju najbardziej zawiódł Niemiec Philipp Kohlschreiber. Triumfator ośmiu turniejów rangi ATP przegrał już w pierwszym meczu. W trzech setach uległ szerzej nieznanemu Włochowi Riccardo Bonadio.

Polacy obiecująco, choć bez sukcesów

Nie tylko Hiszpanie czekają na triumf w Pekao Szczecin Open. Od czasu, gdy szczeciński turniej ma rangę challengera (od 1996 r.) w singlu nigdy nie wygrał Polak, Ba, żaden z biało-czerwonych nie zdołał dotrzeć nawet do finału. Nie pomaga w tym tenisowy kalendarz. Co roku równolegle rozgrywane są mecze Pucharu Davisa i najlepsi Polacy zazwyczaj otrzymują powołania do reprezentacji narodowej. Dlatego w Szczecinie zabrakło Huberta Hurkacza i Kamila Majchrzaka, którzy w obecnej formie byliby jednymi z faworytów turnieju.

Mimo ich braku, szczecińscy kibice mieli komu kibicować. W rozszerzonej w tym roku stawce turnieju głównego (z 32 graczy do 48) znalazło się aż siedmiu graczy znad Wisły (czterech z dzikimi kartami i trzech z kwalifikacji). Głównie tenisiści bardzo młodzi, dopiero pracujący na swoje nazwisko. Najlepiej spisali się Paweł Ciaś i 19-letni Daniel Michalski, którzy dotarli do trzeciej rundy.

– Występ w Szczecinie był dla mnie superdoświadczeniem. Wygrałem z zawodnikiem z drugiej setki, takie rzeczy tylko cieszą i motywują do dalszej pracy. Pokazują, że ten najwyższy poziom wcale nie jest tak daleko – podkreślał Michalski.

Po raz pierwszy od kilku lat w turnieju zameldował się szczecinian. 18-letni Piotr Galus wygrał swój mecz w kwalifikacjach i awansował do głównej drabinki turnieju. Rywal w pierwszej rundzie, notowany w trzeciej setce rankingu ATP Niemiec Daniel Masur, był jednak zbyt silny.

Nieco inna formuła

Największą zmianą w rywalizacji sportowej było wspomniane już zwiększenie liczby zawodników w turnieju głównym. Zgodnie z zaleceniami ATP zamiast 32 graczy w drabince znalazło się ich 48. Oznaczało to, że aż 16 tenisistów miało w pierwszej rundzie wolny los i na występy tych najbardziej znanych trzeba było trochę poczekać.

Kibiców podczas turnieju nie brakowało. Najszczelniej trybuny wypełniły się oczywiście podczas finałowego starcia, chociaż pojedyncze wolne miejsca były. Organizatorów chwalili zawodnicy.

- Tu jest niemalże jak podczas turniejów ATP. Wszystkie udogodnienia dla zawodników, duży kompleks kortów, sesje wieczorne i bardzo dużo kibiców. Świetnie się tu czuję – mówił Kovalik.

W tym roku zmieniła się też pozasportowa otoczka turnieju. Koncerty Tennis Music Festival po raz pierwszy wyprowadzono z kortów. Zaproszeni artyści, wśród nich m.in. Stanisława Celińska i zespół Raz dwa trzy, występowali tym razem nie w namiocie przy al. Wojska Polskiego tylko w Teatrze Polskim, Trafostacji Sztuki i Lulu Club.

W turnieju artystów, w kategorii open, po raz kolejny zwyciężył Jacek „Mezo” Mejer.

Sponsorami tytularnymi Pekao Szczecin Open są Bank Pekao S.A. oraz Miasto Szczecin. Turniej jest elementem cyklu LOTOS PZT Polish Tour.