„Szczecin zawsze będzie pełnił ogromną rolę w moich opowieściach. Tutaj się urodziłem, tutaj pewnie umrę. Od co najmniej 25 lat chłonę atmosferę północnych osiedli” – opowiada architekt i pisarz Marek Stelar. W tym roku świętuje 10-lecie twórczości.

Jak sam mówi, zaczął pisać, ponieważ czytanie przestało mu już wystarczać. Na początku zajmował się tym dorywczo, pomiędzy dwiema innymi pracami. Jednak od kilku lat to jego główne zajęcie.

– Przez 15 lat pracowałem jako urzędnik w Zachodniopomorskim Urzędzie Wojewódzkim. Rozmowy z ludźmi wszelkich zawodów, z różnych warstw społecznych, pozwoliły mi spojrzeć na świat ich oczami. Poznać go z perspektywy, z której nie miałbym szansy tego zrobić tkwiąc w swojej bańce. Dzięki tej pracy i tym ludziom jestem w tym miejscu, w którym jestem – podkreśla.

Akcja wszystkich powieści architekta dzieje się w Szczecinie lub okolicach na Pomorzu Zachodnim. Debiutował w 2014 roku powieścią Rykoszet, pierwszą częścią trylogii o Krugłym i Michalczyku.

– Szczecin zawsze będzie pełnił ogromną rolę w moich powieściach. Nie jest może głównym bohaterem na równi z ludzkimi bohaterami, jak w typowej miejskiej powieści kryminalnej, ale jest jednak bardzo istotnym tłem. To moje miasto i zawsze będzie moje. Tu się urodziłem, tu pewnie umrę. Jak nie kochać swojego miasta, zwłaszcza jeśli jest tak piękne i nieoczywiste? – pyta.

Jak zaznacza, chłonie przede wszystkim atmosferę północnych osiedli. – Tutaj czas się zatrzymał. Bardzo lubię tutaj przyjeżdżać, kiedyś tramwajem, potem samochodem. Nie odmawiam sobie żadnej okazji.

Na brak weny nie narzeka, z kryminałów jednak już wyrósł. Jeśli pisanie przestanie mu sprawiać przyjemność, to je zostawi.

– Z drugiej strony nie potrafię sobie wyobrazić, że przestanie mi to sprawiać przyjemność. W związku z tym mam nadzieję, że będzie to trwało jeszcze bardzo długo – dodaje z uśmiechem.- Ta pasja mnie napędza i nie potrafię przestać.