Chyba nie było lepszego miejsca w Szczecinie na taki właśnie występ. Sala kameralna szczecińskiej Filharmonii, pozwoliła na stworzenie optymalnego nastroju dla przekazu jaki zaproponował w swym nowym projekcie Lionel Loueke. Gitarzysta ten wystąpił tam wczoraj wraz z Roberto Cechetto.
Lionel grał już chyba zwszystkimi znakomitościami współczesnego jazzu. Od Herbie`go Hancocka do Dianne Reeves. To muzyk pochodzący z Beninu, ale praktycznie jest obywatelem świata, bo z Afryki przeniósł się do Europy (studiował w Paryżu), a później oczywiście trafił za ocean, do Stanów Zjednoczonych.
Choć jest cenionym muzykiem sesyjnym, to najpełniejszy wyraz dał swemu talentowi w nagraniach solowych. Na swoim koncie ma już pięć autorskich albumów, a ostatni "Heritage" został wyprodukowany przez samego Roberta Glaspera. Szczeciński występ Lionela był wydarzeniem szczególnym, bo jedynym w Polsce na tej trasie, a jego wyjątkowy charakter wynikał z faktu, że ciemnoskóry artysta zagrał w duecie z innym gitarzystą. Był nim Roberto Cechetto, współpracownik takich włoskich sław jazzowych jak Gianluca Petrella czy Enrico Rava.
Na program występu złożyły się utwory ze wspomnianego wyżej, ostatniego albumu Loueke, ale także kompozycje Cechetto. To była zatem kilkudziesięciominutowa wyprawa do strefy subtelnych, dopieszczonych w każdym detalu dźwięków, na styku jazzu, ethno i fusion. Obaj panowie podłączyli co prawda swoje instrumenty do wzmacniaczy, ale ich potencjometry z pewnością nie były ustawione w pozycji full volume. Lionel w niektórych utworach także śpiewał, dodając im afrykańskiego ducha. Tak więc choć przygotowane aranżacje były dość surowe, muzycy urozmaicili je w różny sposób. Warto dodać, że Lionel zaczynał muzykować jako perkusista, a po gitarę siegnął w wieku 17 lat. To słychać w jego kompozycjach, bo gitarowe akordy brzmią jak puls bębnów (przykładem jest choćby "Tribal Dance").
Loueke powiedział kilka zdań do publiczności podczas całego występu, ale był jednak bardziej skupiony na samej muzyce i to zostało docenione przez publiczność. Co prawda byli też tacy widzowie, którzy chyba oczekiwali czegoś innego i opuścili salę przed zakończeniem koncertu, ale jednak zdecydowana większość została do finału, a to bezsprzecznie była właściwa decyzja.
Komentarze
0