King zasiadł na mistrzowskim tronie po efektownym finale, w którym fragmentami dominował nad faworyzowanym Śląskiem Wrocław. Szczecinianie przypieczętowali triumf w rywalizacji do czterech zwycięstw (4-2), wygrywając przed 5-tysięczną publicznością w Netto Arenie 92:72. To pierwszy tytuł w historii szczecińskiego basketu.

Takie historie kibice lubią najbardziej. Przed sezonem King nie był wymieniany w gronie faworytów. Tymczasem niedoceniana przez wielu drużyna rosła z każdym meczem. Rundę zasadniczą zakończyła na 2. miejscu, ale prawdziwą klasę pokazała dopiero w fazie play-off.

Szczecińskie Wilki Morskie najpierw pokonały w ćwierćfinale Anwil Włocławek (3-2), w półfinale uporały się ze Stalą Ostrów Wielkopolskich (3-1), by w finale zmierzyć się z broniącym tytułu Śląskiem Wrocław.

Nieoczekiwanie, wydawało się, że decydująca rozgrywka okaże się dla Kinga spacerkiem. Pierwsze trzy mecze wygrał w kapitalnym stylu, długimi fragmentami dominując nad wrocławianami. Do mistrzostwa brakowało tylko jednego triumfu, ale przyszła zadyszka i dwie porażki. Szczecinianie nie wypuścili jednak mistrzowskiego tytułu z rąk. Zebrali się po słabszym, poniedziałkowym meczu we Wrocławiu i przed własną publicznością rozstrzygnęli kwestię złotych medali.

Mistrzostwo Polski to wielkie osiągnięcie, które może przyczynić się do wzrostu popularności koszykówki w Szczecinie. Wystarczy powiedzieć, że pierwsze mecze sezonu w Netto Arenie śledziło zaledwie kilkuset kibiców, a finałowa rywalizacja przyciągała każdorazowo po 5 tys. osób. Zresztą gdyby pojemność hali na to pozwoliła, widzów byłoby jeszcze więcej.

Jest duża szansa, że duża część kibiców wróci w przyszłym sezonie. Przecież na pewno na długo zapamiętają rzuty za 3 punkty Tony'ego Meiera, fruwających nad obręczami Phila Fayne'a i Zaca Cumberthsona, asysty Andrzeja Mazurczaka czy wbijającego się pod kosz Bryce'a Browna.

Poza zawodnikami, ojców tego sukcesu jest tak naprawdę dwóch: Krzysztof Król i Arkadiusz Miłoszewski. Pierwszy z nich to właściciel i prezes klubu, znany od dawna w całej Polsce z tego, że podczas meczów zasiada obok zawodników na ławce rezerwowych. Drużynę budował cierpliwie, nie zniechęcając się kolejnymi sezonami, w których Wilki Morskie odpadały w pierwszej rundzie fazy play-off.

Przełom nastąpił, gdy na stanowisku trenera zatrudnił Arkadiusza Miłoszewskiego. Pod jego wodzą powstał sztab szkoleniowy, który potrafił przygotować drużynę pod kątem taktycznym, fizycznym i co w wielu momentach okazało się kluczowe – mentalnym.

Dobra postawa Kinga pozwoli najprawdopodobniej na grę w Lidze Mistrzów FIBA. Nie są to jednak najważniejsze rozgrywki w Europie, bo to miano dzierży Euroliga, do której polskie kluby nie dostają zaproszeń.