Co widać z dachów? – Piękną panoramę Szczecina. Wciąż potrafię zachwycać się tym widokiem – mówi Maciej Orell, kominiarz. – Jak jest przejrzysta pogoda, to widać nawet wiatraki po niemieckiej stronie.
Stawiał wtedy pierwsze kroki w zawodzie. Miał pierwszy raz wejść na dach. Pamięta który, stromy dach przy ulicy Wyszyńskiego, zaraz za Pasztecikiem w stronę Odry. Wszedł, stanął przy kominie, złapał się go. A później było coraz łatwiej.
Po dwudziestu latach pracy najwyższe dachy z kominami, na których był, liczyły dwadzieścia - trzydzieści metrów. – Na jednym z budynków wysokości wieżowca z jego właścicielem zagraliśmy w golfa – uśmiecha się.
Historia Orellów
„Bywały czasy, że na wieś kominiarz jechał autobusem z miasta, wsiadając pierwszymi drzwiami. Gdzie bliżej, to podszedł pieszo lub podjechał na jakichś dwóch kółkach. Dziś najwygodniej samochodem, najlepiej z napisem kominiarz, a wówczas wieś obok już wie, że chyba i do nich zajedziesz. Auto stawia się najczęściej w środku wsi, lub pod budynkiem gminnym, czy przy sklepie. Budzi zainteresowanie, a tym samym działa jak lep na muchy. Z kart historii i opowieści wiem, że dawniej kominiarz był wędrowcem. Bywało dużo pracy, więc wychodził na początku tygodnia, szedł pieszo od wsi do wsi, spał u znajomych, a mył się raz na tydzień i nie dlatego, że bał się wody” – opisuje w kwartalniku „Kominiarz Polski”, Daniel Nowik, kominiarz z Centrum Systemów Kominowych Orell.
Maciej Orell pamięta motory na Pobożnego, gdzie kamienica z betonowym płotem z kulami mieściła siedzibę spółdzielni kominiarskiej, gdzie pracowali jego dziadek i ojciec. Rodzina Orellów od czterech pokoleń wspina się na dachy i czyści kominy w Szczecinie. Najpierw do Szczecina przyjechał w 1945 roku pradziadek Macieja – Józef Orell, urodzony w 1914 roku we Lwowie, który tam już od 1930 roku pracował dla Franciszki Blicharskiej, wdowy po majstrze kominiarskim (Blicharscy prowadzili przedsiębiorstwo kominiarskie już w roku 1900).
Józef do Szczecina przyjechał ze Lwowa, ale z przystankiem w Krakowie, gdzie wstąpił w szeregi związku zawodowego i 1 czerwca 1945 roku otrzymał tytuł kominiarza. Przyjechał z żoną i dzieckiem.
Potem kominiarzem został dziadek Macieja – Adam Ryszard, który w 1967 roku otrzymał tytuł mistrza kominiarskiego. Kominiarzem jest też ojciec Macieja – Adam Józef, w zawodzie od roku 1984 (mistrz kominiarski od 1993).
– Miałem różne plany na życie. Myślałem być kucharzem. Pracowałem w handlu w Galaxy. Aż ojciec mówi do mnie: „Może byś przyszedł do mnie do firmy popracować” – wspomina Maciej Orell. 10 lat temu uzyskał prawo używania tytułu mistrza rzemiosła kominiarskiego. W 2009 otworzył własną firmę.
Na półce stoi szklana statuetka dla rzemieślnika z Loży Mistrzów od Fundacji Reaktywacji Rzemiosła i Aktywizacji Zawodowej FRRAZ oraz Pomorza Zachodniego.
Zawód kominiarz
Na co dzień chodzą do pracy w T-shircie, polarach, budowlanych spodniach, w ulubionej przez kominiarzy czerni, ale ma też tradycyjny czarny mundur ze srebrnymi guzikami. Kominiarska bluza ma 13 błyszczących guzików, sześć po obu stronach i jeden na stójce.
To, co kominiarz nosi na głowie, wskazuje jego miejsce w hierarchii. Rozróżniamy trzy stopnie kominiarskie, zdobywane co najmniej po trzech latach: pomocnik, czeladnik kominiarski i mistrz kominiarski. Czeladnik nosi keplik, coś w rodzaju beretu, mistrz już może nosić na głowie cylinder.
Kominiarze przede wszystkim zajmują się przeglądem i czyszczeniem kominów, ale też ich uszczelnianiem, szlamowaniem, frezowaniem, kontrolami przewodów kominowych, sprzedażą i montażem systemów kominowych. W tradycyjnym wyposażeniu kominiarza są kula kominiarska, łańcuch, szczotki, graca, haczka do wybierania sadzy, przebijak, kołowrotek, ale też nowocześniejsze rzeczy, jak kamera inspekcyjna, analizatory spalin. Firma Orell pierwsza w Szczecinie zakupiła frezarkę kominową, która poszerza komin.
W kominach widać, kiedy palimy gorszym węglem, czy wilgotnym drewnem, kominy są zapchane, widać inną sadzę, smolistą, a z sadzą nie ma żartów.
Skoro jesteśmy przy poważnym temacie, kominiarz podpowiada, jak najlepiej palić – od góry: – Jak odwrócone ognisko. Układać najpierw opał typu węgiel, później drewienko i rozpałkę, wtedy odpala się stopniowo opał od góry, a nie zaczyna się od dołu palić wszystko naraz. Nie ma tyle dymu. Możemy zaoszczędzić 20-30 proc. paliwa.
Kłopotem bywają ptaki, które wiją gniazda w kominach. – Gdy są pisklęta zgłaszamy do protokołu. Czekamy, aż podrosną. Nie robimy ptakom krzywdy – zapewnia.
– Na kominiarzu ciąży ogromna odpowiedzialność – stwierdza Maciej Orell. Patronem kominiarzy, tak jak strażaków, jest św. Florian.
Zawodowe przesądy
– Jak poznałam męża, to myślałam, że kominiarz to taki ktoś, kto przychodzi do domu cały brudny. Zaskoczyło mnie, że to taki czysty zawód – mówi Marta Orell.
Na widok kominiarza łapiemy się za guzik, bo to przynosi szczęście. Potem się go trzyma, aż się zobaczy kobietę albo mężczyznę w okularach, jest też wersja z zakonnicą. – Podchodzimy do tego z przymrużeniem oka. Czasami dla żartu sami się nawzajem łapiemy za guziki, albo mówimy: „Idzie kominiarz, łapać się za portfel” – mówi Maciej Orell. – Jedna pani poprosiła mojego pracownika o wspólne zdjęcie, które sobie powiesiła na szczęście przy kominku.
Komentarze
0