Trasa z zachodniego na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych liczy 4 800 kilometrów i trzeba ją pokonać w zaledwie 12 dni. Race Across America reklamowany jest przez organizatorów jako najtrudniejszy kolarski ultramaraton na świecie. Ukończył go do tej pory tylko jeden Polak. Drugim chce być Marek Rupiński, kolarz z podszczecińskiej gminy Dobra. Start już 13 czerwca.

Jego sportowa historia jest bardzo nietypowa. Kolarstwem szosowym na poważnie zajął się dopiero w wieku 42 lat. Wcześniej był oczywiście aktywny, próbował innych sportów, przede wszystkim piłki nożnej, ale też lekkoatletyki. Okazało się jednak, że największy potencjał ma do kolarskich ultramaratonów. Wystarczy powiedzieć, że na razie ukończył 5 takich wyścigów, z czego aż 4 wygrał. W tym ten najważniejszy w kraju – Race Across Poland (3 600 km dookoła Polski).

– To zwycięstwo dało mi przepustkę do Race Across America, największego ultramaratonu na świecie. Do startu przygotowuje się już od roku. W każdej wolnej chwili wsiadałem na rower, liczbę przejechanych kilometrów trzeba liczyć w tysiącach – opowiada Marek Rupiński.

Olbrzymi dystans, a po drodze trzy pasma górskie i zmienna pogoda

Amerykański ultramaraton ma już 41-letnią tradycję. Jego uczestnicy przejeżdżają przez 12 stanów i kilka stref czaswoych. Start w okolicach San Diego w Kalifornii, a meta w Annapolis koło Waszyngtonu. Wyzwaniem jest nie tylko olbrzymi dystans. Do pokonania są bowiem trzy pasma górskie, łącznie ponad 50 tysięcy metrów przewyższeń.

– Plan minimum jest taki, żeby ukończyć wyścig. Ze statystyk wynika, że zwykle startuje 20-30 osób, a kończy zaledwie kilka. Nie wszystko zależeć będzie jednak ode mnie. Duży wpływ będą miał warunki atmosferyczne. Trzeba będzie mierzyć z temperaturą od 0 do 50 stopni Celsjusza. Zobaczymy jak się będę czuł na trasie – opowiada Marek Rupiński.

„Samemu trzeba rozkładać siły i decydować kiedy się zatrzymać”

Race Across America to wyścig jednoetapowy. Nie jest więc tak, jak np. w Tour de France, gdzie kolarze też pokonują długą trasę, ale podzieloną na odcinki. Tam po każdym jest odpoczynek w hotelach, a nawet dni przerwy. No i są aż trzy tygodnie na pokonanie całej trasy. W amerykańskim ultramaratonie, żeby być sklasyfikowanym, trzeba pokonać 4 800 kilometrów w 12 dni. Dodatkowo, po drodze są jeszcze punkty kontrolne, na których też nie można się spóźnić.

– Samemu trzeba rozkładać siły i decydować kiedy się zatrzymać. Przy dłuższym odpoczynku może później brakować czasu, ale zbyt krótka przerwa, to też ryzyko, że zabraknie sił. Trzeba to wszystko zbilansować, co jest bardzo trudne. Na pewno codziennie będzie trzeba przejechać średnio 400 km – mówi ultramaratończyk.

Ostatni dzień zrzutki na koszty związane ze startem w wyścigu

Odpoczywać będzie w camperze, który wraz z wozem technicznym będzie za nim jechał. Wsparcie zapewni 5-osobowy team, na czele z koordynującymi wszystko żoną i córką. W zespole są też: fizjoterapeuta, mechanik i osoba zajmująca się camperem.

– To wszystko przekłada się na olbrzymie koszty. Wstępnie oszacowałem je na 200 tys. zł, ale już widzę, że mogą być wyższe. Same bilety lotnicze to ok. 30 tys. zł, a wpisowe na start prawie 4 tys. dolarów. Do tego dochodzą koszty campera, samochodu technicznego i ubezpieczenia – wylicza Marek Rupiński, który już za 2 dni wylatuje do Stanów.

Start kolarza z naszego regionu można wesprzeć, wpłacając pieniądze: https://zrzutka.pl/xvpusw.