Kiedy przychodzi na pierwszy trening, zawsze widzi zaskoczone twarze chłopców i… ich ojców. Kobieta piłkarskim trenerem? Dla wielu to wciąż myśl niemal jak z filmu science-fiction. Szczecinianka każdego dnia musi budować swój autorytet. Marta Krajniak posiada uprawnienia trenerskie zdobyte w UEFA, na co dzień pracuje z adeptami piłki nożnej w OKS Prawobrzeże Szczecin. Nam opowiada o kobiecej codzienności w męskim świecie.
Marto, jak to się stało, że zasiadłaś na ławce trenerskiej drużyny piłkarskiej? Kobietom raczej bliżej do tańca, czy gimnastyki niż do futbolu.
- Od drugiego roku życia tata zabierał mnie i mojego brata na mecze Pogoni, ta miłość do piłki nożnej rosła wraz ze mną. Wydaje mi się, że nie bez znaczenia jest fakt, że wychowywałam się w gronie prawie samych chłopców, którzy na podwórku uwielbiali grać w piłkę… więc ja nie miałam wyjścia. Ta „męska” pasja pojawiała się w mojej codzienności od zawsze.
Ale pasja i oglądanie meczów to co innego, niż trenowanie i walka o trenerską certyfikację UEFA.
- To prawda, ukończyłam kurs UEFA, który uprawnia mnie do prowadzenia drużyny piłkarskiej. Zanim usiadłam na ławce trenerskiej, sama grałam w piłkę, niestety kontuzja wykluczyła mnie z wymarzonej kariery piłkarskiej. Chcąc aktywnie działać w futbolu, zdecydowałam się na drogę trenerską.
Znam trenerów, którzy obnoszą się ze swoją piłkarską wiedzą, ale kursów UEFA i idących za tym uprawnień trenerskich, nie posiadają.
- Również znam takich szkoleniowców, jednak muszę podkreślić, że takie osoby dziś praktycznie nie są dopuszczane do prowadzenia drużyn. Trzeba jednak pamiętać, że papier nie zrobi z ciebie sir Alexa Fergusona… tak jak w każdym zawodzie, trzeba się znać na swojej pracy. Myślę, że dla dzieci autorytet ma większe znaczenie, niż certyfikat trenera.
Rozwiniesz myśl?
- Wyobraź sobie rodziców, którzy pragną, aby ich dziecko na boisku nigdy nie popełniało błędów. Opiekunowie niekiedy wręcz marzą, by kilkuletni chłopiec był zawodnikiem doskonałym. I teraz spróbuj wejść w umysł dziecka… kogo słuchać? Kto dobrze podpowiada: mój tata, czy trener?
Wspomniałaś o autorytecie, a tu nie można pominąć faktu, że jesteś kobietą. Kiedy przychodzisz na pierwszy trening i chłopcy, którzy mają swoich idoli jak Messi czy Ronaldo, widzą nagle dziewczynę, nie dziwią się?
- Faktycznie, na wielu twarzach dzieci odczytuję zdziwienie, ale gdy przechodzimy do treningu, zawsze na początku jest mały pokaz „piłkarskich sztuczek” z mojej strony. Już kilka razy po takich zajęciach słyszałam rozmowy mojego podopiecznego i tekst w stylu: „tato, nawet dobra jest ta pani w piłkę”. Jeśli chodzi o autorytet, to buduje się go cały czas. W końcu jesteśmy dla tych małych dzieci kimś, kogo często naśladują. Dlatego zawsze im powtarzam, że najlepszy klub piłkarski to Pogoń Szczecin i Manchester United.
Zauważam, że jesteś fanką Manchesteru United. Ale na razie bardziej mnie interesują Twoje sztuczki piłkarskie.
- Najczęściej jest to żonglerka i kilka zwodów piłkarskich, dzieci od razu rozpoznają, który piłkarz często wykonuje dany zwód na boisku i sami starają się je wykonać.
A jak przyjmują Twoją kobiecą obecność na boisku dorośli? Ojcowie? Inni trenerzy?
- Jeśli chodzi o rodziców, to zawsze byłam przyjmowana przez nich pozytywnie i z uśmiechem. Od zawsze twierdzę, że trener nie powinien się spoufalać z rodzicami i mimo przyjaznej, rodzinnej atmosfery, musi zostać relacja trener-rodzic, a nie trener-kumpel. Oczywiście zdarza się, że moi znajomi ze szkolnych czasów przyprowadzają do mnie na zajęcia swoje pociechy, ale podczas treningów traktuję ich jak opiekunów moich podopiecznych. To trudne wyzwanie, ale chcę, żeby każdy był traktowany sprawiedliwie. Z innymi trenerami także się dogaduję, choć tu początki były trudniejsze. Na początku traktowanie mojej osoby przez nich można byłoby określić słowami: „kobieto, co ty tutaj robisz?", ale z czasem przekonali się do mnie i dzisiaj nie mam problemów z takimi relacjami. Nawet więcej, w okresie mojej choroby bardzo mi pomagali i wspierali.
fot. Szymon Pater
W Szczecinie działa mnóstwo akademii i małych klubów piłkarskich. Nie uważasz, że jest ich zbyt wiele?
- Trudno ocenić. Każdy taki klub oferuje swój system szkolenia i własną specyfikę prowadzenia zajęć. Im więcej tych klubów, tym większa rywalizacja pomiędzy nimi. W Szczecinie wciąż istnieje problem tzw. dwójek, czyli dzieci, które nie są powoływanie na mecze dlatego, że nie trenują w pierwszej grupie. Stąd ukłon dla kolejnych powstających i rozwijających się akademii, które często takim zawodnikom stwarzają możliwość regularnych występów w pierwszym składzie podczas turniejów.
Pracujesz głównie z chłopcami... a nie wolałabyś z dziewczynkami? Szczecin ma tradycje w kobiecej piłce.
- Jak wcześniej wspominałam, od zawsze przebywałam w męskim towarzystwie i chyba łatwiej mi o nić porozumienia z chłopcami.
Spotykasz na boiskach zalotników? Ojców, którzy próbują flirtu?
- Miałam taką sytuację, ale powiem ci szczerze, że to kolejny temat tabu w trenerskim środowisku. Znam kilku trenerów, którzy spotykali się z matkami swoich zawodników. Cóż… to nie jest łatwa sytuacja, ale… jesteśmy tylko ludźmi.
Trener musi być twardy i nieugięty w swych decyzjach, często się zresztą mówi, że futbol to męski sport. Kobieta musi być bardziej stanowcza?
- Futbol zawsze będzie określany mianem męskiego sportu, to się nie zmieni. Sama w głębi serca marzę, żeby zostać trenerem w wielkim klubie, ale uważam, że żadna kobieta nie zasiądzie jako head coach w topowych ligach. Nie wyobrażam sobie kobiecego życia pod presją, z którą żyją ludzie na takich stanowiskach. Ciągle są oceniani i patrzy im się na ręce. Pytasz o kobiecą stanowczość: wydaje mi się, że kobieta powinna być w tym fachu zdecydowanie bardziej stanowcza i nie dać sobie wejść na głowę, jeśli nie będzie silna, to polegnie w fali krytyki.
Miałaś słabsze chwile? Momenty, w których zaczynałaś wątpić w to, co robisz na ławce trenerskiej?
- Nie pamiętam takich sytuacji stricte boiskowych. Bardziej rozczarowałam się swoim tatą, który ciągle mi powtarzał, że piłka nie jest dla dziewczyn i niepotrzebnie tracę czas. Na początku mojej przygody trenerskiej, te słowa mocno siedziały w mojej głowie, ale przyrzekłam sobie, że w życiu będę dążyć do tego, aby mieć pracę, która sprawia mi przyjemność i wstając rano z łóżka, będę cieszyć się życiem.
Tata nadal uważa, że futbol nie jest dla kobiet?
- Jest osobą, której trudno zmienić zdanie i poglądy. Nic na to nie poradzę.
Zwykle wsparcie rodziców dodaje skrzydeł…
- Kocham swoich rodziców najbardziej na świecie, ale tego wsparcia, gdy siadam na ławce jako trener, mi brakuje. Wiesz… ja mam tysiąc pomysłów na minutę i oni już chyba przestali za mną nadążać. Dziwią się, że tak bardzo polubiłam piłkę, choć od zawsze w domu rodzinnym tata „władał pilotem” i jedyne, co oglądaliśmy, to właśnie futbol.
Twój ulubiony piłkarz to...?
- Cristiano Ronaldo, nie tylko imponuje mi jego pracowitość i umiejętności, ale w mojej ocenie jest także dobrym człowiekiem. Wiesz, że on nie zrobił sobie tatuażu dlatego, że regularnie oddaje krew? I uprzedzę kolejne, ewentualne pytanie: czy Ronaldo mi się podoba? Nie, nie podkochuję się w nim.
Twoje trenerskie marzenie to… ?
- Aby dzieci, które wychodzą spod moich skrzydeł, wyrosły na dobrych i mądrych ludzi. Chciałabym również zostać zaproszona przez mojego byłego podopiecznego na jego mecz w barwach Czerwonych Diabłów.
Mówisz o podopiecznych, a nie tak dawno temu zaczęła się ważna dyskusja o polskich akademiach. Mowa o tym, że już na etapie bycia dzieckiem zaczynają się pierwsze kontrakty i niemałe roszczenia finansowe... czy to rzeczywiście sposób na szukanie talentów? Czy tylko żerowanie na marzeniach dzieci i ich rodzicach?
- Powiem na przykładzie mojego brata, który był niesamowicie utalentowanym zawodnikiem Akademii Pogoni Szczecin. Gdyby w czasach jego przygody z piłką, była taka opieka lekarska w klubie jak teraz, to obecnie byłby piłkarzem Ekstraklasy, a może grałby dziś w renomowanym zachodnim klubie. To prawda, na piłkarskim rynku są kluby, które trzymają u siebie dzieci tylko i wyłącznie dla składek, a szkolenie ich schodzi na daleki plan. Oby tylko odbębnić trening i zebrać pieniążki. Ale każdy kij ma dwa końce. Niektórym nastolatkom na kontraktach odbija sodówka, inni uczą się szanować zarobione pieniądze i inwestują w siebie. Powiedzmy sobie szczerze: każdy rodzic zrobi wszystko, aby pomóc spełniać marzenia swojego dziecka i w każdej dziedzinie życia można zdzierać pieniądze z opiekunów. Równie dobrze, ci rodzice mogliby pójść do sklepu i kupić cały kosz słodyczy swoim pociechom… mimo wszystko uprawianie sportu niesie ze sobą więcej korzyści.
Autor: Rafał Remont
fot. Szymon Pater
Komentarze
5