Z okazji Dni Teatru i Dramatu Austriackiego we Współczesnym mogliśmy obejrzeć gościnny spektakl Teatru Polskiego z Poznania. „Amatorki” na podstawie prozy Elfriede Jelinek wyreżyserowała Emilia Sadowska.

Prosta scenografia

     Ciekawym pomysłem było, moim zdaniem, podzielenie sceny na trzy części: dwa ostre trójkąty i schody. Krzywizny przypominały mi trochę złagodzoną wersję scenografii z ekspresjonistycznego horroru. Aktorzy chodzili też pomiędzy wydzielonymi przestrzeniami. Takie ostre granice płaszczyzn miały sugerować być może zamknięcie w sytuacji bez wyjścia, poruszanie się po ustalonym i znanym terenie wyborów.

 

Nieliczne rekwizyty

     Na scenie oprócz kilku rekwizytów: połączonych ze sobą dwóch łóżek, białej tkaniny symbolizującej uwiązanie do partnera lub dziecko (znaczenie zależało od tego, jak trzymano materiał), sztucznego kwiatka i maszynki do masażu, obecni byli tylko aktorzy.

 

Bohater - narratorem i odwrotnie

     Grali oni postacie wymiennie, tzn. raz byli bohaterami opowieści, a raz narratorami. Rodzice - niemal identyczni, poruszający się w tym samym rytmie (miało to pokazać proces ujednolicenia się dwóch osób żyjących ze sobą przez wiele lat) - stanowili przykład na to, że ich dzieci będą w przyszłości wyglądać i zachowywać się tak samo jak oni.

 

Niuanse męsko - damskie

     Jak to w prozie Jelinek, o mężczyznach nie mówi się dobrze ani za wiele. Heinz i Erich to typowi przedstawiciele męskiego gatunku wg pisarki: bez głębszych uczuć, goniący za seksualnymi doznaniami, zmieniający się po ślubie w „panów i władców”, śmierdzący alkoholem, prości, silni i na siłę stereotypowi.

     Kobiety zaś są o wiele bardziej skomplikowane. Marzą o: wyrwaniu się z domu rodzinnego, z zaklętego kręgu małżeństw, dzieci i roli gospodyni domowej lub przeciwnie o byciu wzorową panią domu, która piecze wspaniałe ciasta i pragnie mieć wiele pociech. Myślą zupełnie co innego. Chcą prawdziwej, kiczowatej miłości, rodem jak z tandetnych, romantycznych piosenek (dlatego w spektaklu pojawia się motyw z utworu Piotra Rubika „Niech mówią, że to nie miłość”) lub pragną stabilizacji - przede wszystkim materialnej - z byle kim, aby tylko był to ktoś wysoko sytuowany. Tak naprawdę nienawidzą dzieci, które przychodzą na świat zwykle jako owoce stosunków przedmałżeńskich, a są tylko jednym z punktów planu idealnego życia wg społeczeństwa (ślub, małżeństwo, dziecko, bogactwo).

 

Aktualny przekaz

     Książka Jelinek powstała w 1975 roku, ale jest nadal bardzo aktualna. Pokazuje schematy, w które wplątujemy się sami i chcemy je wypełniać, by zadowolić wszystkich, tylko nie nas samych.

     Problem ten omawia również sztuka E. Sadowskiej. Jest drastyczna, bowiem pokazuje świat, w którym marzenia rozsypują się w pył, ale robi to w sposób humorystyczny. Zabawne są wypowiedzi, zwaszcza w wykonaniu Katarzyny Bujakiewicz, wyrzucane jak naboje z karabinu, szybko, bez intonacji, jak przez wyuczone roboty. Komiczne są sceniczne rozwiązania, jak pokazanie stosunku za pomocą jężdżącego po scenie łóżka i coraz szybszego kręcenia białym materiałem przez aktorów. Zastosowanie w ścieżce dźwiękowej utworu Piotra Rubika jest zwieńczeniem humorystycznej strony spektaklu.

     Sztuka jednak - być może dzięki złagodzeniu jej warstwy tekstowej przez reżyserkę - nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak powieści austriackiej pisarki.

 

Obsada:

 

susi - Katarzyna Bujakiewicz

matka heinza/ matka ericha/ matka pauli - Małgorzata Peczyńska

brigitte - Magdalena Płaneta

paula - Barbara Prokopowicz

heinz - Piotr Szrajber

erich - Adam Łoniewski

ojciec heinza/ojciec ericha/ojciec pauli - Wojciech Kalwat