Osiem koncertów Kasi Kowalskiej w ramach „Electro-Acoustic Tour” to niewątpliwie miła niespodzianka dla jej fanów stęsknionych za występami tej pani na żywo. 21 marca w ramach tej trasy artystka wraz z zespołem zagrała w szczecińskiej Filharmonii.
Wśród osiemnastu utworów jakie zaprezentowała aż osiem pochodziło z jej ostatniej studyjnej płyty – „Antepenultimate", ale pierwszym jaki został wykonany był tytułowy numer z albumu debiutanckiego - „Gemini”. Kolejne to: „Jeśli blask twój zawiódł”, „Pętla”, „A to co mam”, „Jak słońca płomień”, „Pieprz i sól”, „Baby Blues”, „Bezpowrotnie” oraz Cohenowskie „Halleluyah” Te utwory zabrzmiały w pierwszej, akustycznej części występu. Usłyszeliśmy je w nowych aranżacjach. z wykorzystaniem takich instrumentów jak banjo, cuatro czy mandolina. Po tej 50-minutowej sesji na siedząco nastąpiło przemeblowanie na scenie i Kasia zapowiedziała, że ma dwie wiadomości: dobrą i złą. „To już połowa koncertu i teraz będzie ostrzej”.
Rzeczywiście tak się stało. Muzycy towarzyszący Kowalskiej - Jerzy Runowski – gitara, Radosław Owczarz – perkusja, Bartek Kapłoński (kompozytor muzyki i większości tekstów, na debiutanckim albumie grupy LOV) - gitara i chórki, oraz basista Paweł Grudniak (znany z Wilsonsquare) – chwycili za instrumenty elektryczne i rozpoczęła się hard-rockowa część koncertu. Zabrzmiały w niej utwory: „Miłość, trzeźwość i pokora”, „Antidotum”, „Anhedonia”, „Spowiedź”, „Co może”, „Czekam, boję się”, „Jeden dzień szczęścia” oraz „Wyznanie”, które zostało zadedykowane Jarkowi Chilkiewiczowi – mieszkańcowi Goleniowa, który uczestniczył w nagraniu pierwszej płyty artystki, a był tego wieczoru obecny na sali. Zaraz po tym kawałku rozbrzmiał energetyczny perkusyjny wstęp (Kasia też w nim wzięła udział) i eksplodował ... „Cukierek” (również z albumu „Gemini”) Następne kompozycje czyli „Prowadź mnie” oraz „Coś optymistycznego” i „To co dobre” (wykonane już w dogrywce) to był bardzo emocjonujący finał podczas, którego wszyscy niemalże widzowie wstali ze swych miejsc.
Kasia w kreacji z świetlistym napisem „Love”, dobierała do niej różne nakrycia głowy – przede wszystkim kapelusz, ale także welon (który założyła w utworze „Jeden Dzień Szczęścia”). Zachęcała publiczność do jak najcieplejszych reakcji i jej słowa spotkały się z przychylną odpowiedzią. Publiczność bardzo zaaprobowała konwencję, którą artystka zaproponowała dzieląc występ na dwie odmienne od siebie części. Dzięki temu zarówno wielbiciele kameralnych, subtelniejszych odcieni jej muzyki jak też fani mocniejszego, rockowego oblicza zostali usatysfakcjonowani. Po dłuższej przerwie w nagraniach i koncertowaniu artystka powróciła i udowodniła, że ma jeszcze wciąż interesujące propozycje dla starych i nowych fanów (o czym świadczył wczorajszy koncert).
Komentarze
3