Lipcowy koncert był półmetkiem cyklu „Born to be wild”. Niespełna pół roku dzieli słuchaczy szczecińskiej sceny od kolejnego krążka Born in Szczecin, na którym znajdą się wybrane utwory kapel biorących udział w cyklu (już wkrótce głosowanie na ulubione zespoły na naszej stronie). 30.07. swoją muzyką zebranych raczyli Pomorzanie i Przestańcie.

 

 

Czy ktoś znał już polskie bigbitowe podziemie z lat 60.? Jeśli tak, Pomorzanie zaserwowali mu odświeżenie wrażeń sprzed półwiecza, i to w jakim stylu. Jeśli nie, na pewno nie słuchał obojętnie, to  nie było możliwe dla słuchacza o nieco większym niż minimalny guście muzycznym. Publiczność mogła sobie z łatwością wyobrazić prywatkę z polskiego starego czarno-białego filmu, ale to nie była muzyka z magnetofonu szpulowego - instrumenty zdawały się oddychać. Muzycy parę razy przywoływali swoje wspomnienia o pojazdach, padło kilka słów o eksponatach, głównie motorach. Zarówno image sceniczny, jak i muzyka i muzealne otoczenie, tworzyły świetny klimat pod prezentowane dźwięki. Pomorzanie promują swoje EP „Mocne Uderzenie”. Byli dzicy. Uderzyli mocno.

 

Po naprawdę żywiołowych przeżyciach przyszedł czas na Przestańcie. Zebrani przenieśli się w inny klimat, lżejszy. Kwartet także zdawał się poluźniać styl, a jedną z oznak tego był ich swoisty debiut z częścią garderoby przypominającą pierzaste węże. Oprócz kompozycji własnych, znanych z oficjalnie wydanego singla „Trustatki” i świeżutkiej płyty długogrającej „Czekczera Czyrakcza”, pojawił się także cover piosenki „Na wyspach Bergamutach” (tak, tej z „Akademii Pana Kleksa”), zapowiedzianej jako alternatywna i nieco psychodeliczna. Psychodeliczności jednak trudno było się w niej doszukać, a aranżacja była dość przeciętna. Po koncercie można było nabyć płyty i otrzymać darmowe single zespołu oraz zdobyć autografy muzyków (nie lada gratka dla fanów).

 

Kolejna edycja Made in Szczecin Born to be wild już niedługo, w ostatnią sobotę sierpnia.