50 lat temu w Szczecinie wybuchła robotnicza rewolta, którą komunistyczna władza próbowała stłumić bronią. Zginęło 16 osób, ponad 100 zostało rannych. Podczas debaty zorganizowanej przez samorząd województwa, o przebiegu i znaczeniu wydarzeń Grudnia’70 dyskutowali eksperci.

Debatę poprowadziła Dominika Wielowieyska, dziennikarka Gazety Wyborczej i radia Tok FM. W dyskusji wzięli udział prof. Andrzej Friszke, dr hab. Eryk Krasucki, dr Michał Paziewski, dr Marek Tałasiewicz oraz Krzysztof Żórawski. Spotkanie z ekspertami odbyło się w Centrum Dialogu Przełomy na pl. Solidarności, czyli w miejscu, w którym zostało zastrzelonych najwięcej protestujących. Dokładnie pół wieku wcześniej, 17 grudnia, w „czarny czwartek”. Transmisję z wydarzenia można było na żywo oglądać na stronach Gazety Wyborczej, na profilu FB Pomorze Zachodnie News oraz na profilu fb.com/wszczeciniepl.

- Zginęły osoby, które nie stały na czele strajkowych organizacji, nie były zorganizowane w jakiejkolwiek grupy, tylko uczestniczyły w 20-tysięcznej manifestacji. Stały się ofiarami strzałów, które padły w obronie komendy wojewódzkiej MO. Częstokroć były to ofiary, które zmarły później, w wyniku postrzału. To były rykoszety, kule odbijały się od bruku, jedna osoba zginęła pod kołami transportera wojskowego. Mamy więc do czynienia przede wszystkim z dużą przypadkowością. To nie byli ludzie, do których strzelano intencjonalnie. Byli wtedy anonimową częścią tłumu – mówił dr hab. Eryk Krasucki, historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego.

„Wydawało się, że ta niebotyczna partia jest wszechmocna, a tu wszystko się pali”

Bezpośrednią przyczyną protestów była podwyżka cen i doniesienia o wydarzeniach w Trójmieście. To dlatego stoczniowcy wyruszyli w pochodzie w stronę centrum. Po drodze do manifestacji dołączali kolejni protestujący i w okolicy dzisiejszego pl. Solidarności mogło być ich nawet 20 tysięcy. Podpalono gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR na pl. Żołnierza, a później szturmowano pobliską siedzibę Komendy Wojewódzkiej MO.

- Palenie komitetu było demaskowaniem tej władzy, kamienowaniem jej. To było coś takiego, co otwierało oczy bardzo wielu ludziom. Wydawało się, że ta niebotyczna partia jest wszechmocna, a tu wszystko się pali – podkreślał dr Michał Paziewski, autor monografii „Grudzień 1970 w Szczecinie”.

Rewolta robotnicza

Dzień po „czarnym czwartku” w szczecińskiej stoczni utworzono Ogólnomiejski Komitet Strajkowy, do którego dołączyło później ponad 100 zakładów pracy z miasta i okolic. Na czele strajku stanął Mieczysław Dopierała, później mocno wspierany przez Edmunda Bałukę. Wśród protestujących był Marek Tałasiewicz, późniejszy wojewoda szczeciński i zachodniopomorski, a w 1970 r. pracownik biura projektowego stoczni.

- Mam świadomość, że uczestniczyłem w bardzo ważnym, również dla mnie osobiście, ruchu, który ja osobiście traktuję jako rewoltę robotniczą o bardzo szerokim zasięgu wykraczającym poza klasę robotniczą – wspominał. „Ten system nie przewidywał żadnej formy innego załatwienia sprawy protestu społecznego niż droga przemocy” Wydarzenia na wybrzeżu doprowadziły 20 grudnia 1970 r. do zmiany na szczytach władzy partyjnej w PRL. Nowym pierwszym sekretarzem został Edward Gierek, zastępując Władysława Gomułkę. Gomułkę, który osobiście zdecydował, że do „kontrrewolucji” w Szczecinie i Trójmieście należało strzelać.

- Sposób reagowania Gomułki, ostry, agresywny, wynikał z osobowości, a po drugie także z zablokowania alternatywnych metod działania. Ten system nie przewidywał żadnej formy innego załatwienia sprawy protestu społecznego niż droga przemocy. Nie istniały żadne kanały negocjacji, komunikacji czy uspokajania atmosfery. To była przecież dyktatura, w której nie istniały miejsca dialogu. Związki zawodowe były wówczas narzędziem władzy – mówił prof. Andrzej Friszke, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Duma z zamieszkiwania w Szczecinie

Wydarzenia Grudnia’70 były bardzo istotne dla kształtowania tożsamości szczecinian. Trzeba pamiętać, że było to wówczas miasto pełne młodych ludzi, którzy w dużej mierze przyjechali tu za pracą z innych części Polski. Nie zawsze nazywali Szczecin domem. Wspólna walka o lepszy byt z reżimem komunistycznym pozwoliła wytworzyć silniejsze więzi wspólnoty i mocniejszą identyfikację z miastem

- Grudzień’70 to mit założycielski dla obywatelskiego Szczecina W sensie samoorganizacji, w sensie dumy z zamieszkiwania tutaj. Miało to ogromne, niezaprzeczalne znaczenie – nie miał wątpliwości Krzysztof Żórawski, badacz wydarzeń Grudnia’70.

Po Grudniu był Styczeń

Zaraz po wydarzeniach grudniowych, w styczniu 1971 r., w Szczecinie wybuchł kolejny strajk. Zakończył się bezprecedensowo, gdy po raz pierwszy w historii bloku wschodniego, najważniejsi partyjni dygnitarze przyjechali na rozmowy do zakładu pracy. Na terenie stoczni Gierek i inni długo dyskutowali z delegacją strajkujących na czele z Bałuką.

Nie ma wątpliwości, że szczecińskie doświadczenia z 1970 r. przyczyniły się do sukcesu strajków w 1980 r., a później odsunięcia od władzy komunistów.

Wydarzenie zostało zorganizowane w ramach obchodów 75-lecia Polskiego Pomorza Zachodniego.