Od czasu ich debiutu minęło 25 lat. Na początku lat 80-ych mieli naprawdę silną pozycję nie tylko w świecie polskiego bluesa, ale też rocka. Jednak później z różnych przyczyn działalność tej grupy uległa zahamowaniu.W latach 90-ych praktycznie nie istnieli... Jeżeli ktoś już jednak skreślił Krzak z listy zespółow które mają coś do powiedzenia to czym prędzej winien zrewidować swoją opinię. Wczorajszy wieczór w klubie Tiger przekonał chyba wszystkich obecnych, że na pewno warto się tą grupą zainteresować.
Grupa Jana Błędowskiego (skrzypce) i Leszka Windera (gitara) znów bowiem uderzyła i to ekstremalnie. Wydała nową studyjną płytę – „Extrim” i jest to album naprawdę udany, bynajmniej nie będący tzw. „skokiem na kasę”, próbą wyciągnięcia jeszcze paru złotych przy wykorzystaniu starych schematów. To owoc współpracy z dwoma bardzo dobrymi muzykami -Krzysztofem Ścierańskim (bas) i Ireneuszem Głykiem (perkusja), którzy oczywiście także przyjechali do Szczecina by promować koncertowo wspomniane wydawnictwo. Z tejże płyty zabrzmiały takie utwory jak „Krzak” (kompozycja, znana z początków kaiery zespołu, teraz w odrestaurowanej wersji), „Kattowitz” czy „Lakis” dedykowany Antymosowi Apostolisowi (obecnemu gitarzyście SBB) który kiedyś był muzykiem Krzaku. Poza tym także „Wysoki lot” oraz „W bajkowym świecie Księcia Basu”, w którym oczywiście pokazał swoje możliwości Krzysztof Ścierański, kompozytor tego numeru.
Oczywiście tym, co najbardziej charakterystyczne dla kompozycji zespołu jest niezwykły duet skrzypiec i gitary. Jan Błędowski mimo siwych włosów porusza się po scenie z dużą werwą, wszędzie go pełno jak to się mówi. Nie wypuszcza przy tym z rąk smyczka i skrzypiec wydobywając z nich strumienie dżwięku. W niektórych utworach także dośpiewuje jakieś frazy urozmaicając je w ten sposób. Natomiast Leszek Winder precyzyjnie odpowiada mu gitarowymi riffami.
Z swej debiutanckiej płyty panowie zagrali „Czakusia”, „Dżemową maszynkę” i „Przewrotną sambę”. Poza tym musiała też być „Kawa blues” poświęcona pamięci Jurka Kawalca (nieżyjącego od 5 lat dawnego basisty zespołu) oraz „Jackie 2004”.Ogólnie był to bardzo szybki koncert. Krzak mknął z dużą prędkością z rzadka tylko zwalniając tempo przy balladach - np. „Basio Mojo” (kolejnej dedykacji – tym razem dla żon liderów Krzaka).
W sumie nie ma raczej wątpliwości, że warto sięgnąć po wydawnictwa zespołu, te stare (wznowiono niemalże wszystkie tytuły) i najnowsze, a na pewno koniecznie wybrać się na kolejny występ kwartetu jeżeli pojawią się gdzieś w pobliżu.
Komentarze
1