O kulisach pracy, zaskakujących wątkach i trudnych rozmowach z rodzinami ofiar – o tym w kontekście najnowszej książki o katastrofie promu Heweliusz Gabriel Augustyn rozmawiał z jej autorem Adamem Zadwornym.

„Od samego początku było wiadomo, że lista podejrzanych nie będzie krótka”

Pod koniec 2024 roku ukazała się książka „Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku” Adama Zadwornego, która opowiada historię największej tragedii morskiej w powojennej Polsce. 14 stycznia 1993 roku prom płynący ze Świnoujścia do Ystad zatonął na Morzu Bałtyckim podczas sztormu. Z ponad sześćdziesięciu osób, które były na promie, przeżyło zaledwie dziewięć – wyłącznie załoga.

Autor analizuje, co mogło być przyczyną katastrofy i odkrywa wątki, które do tej pory nie były oficjalnie nigdzie spisane, jak chociażby teoria dwóch fajek.

– To historia, której nie ma na kartach akt procesów Izby Morskiej, która badała przyczynę katastrofy, ani nie ma jej w aktach prokuratorskich. To historia, którą opowiedzieli mi oficer marynarki handlowej, jak i dwie inne osoby związane z morzem. Według tej historii rozwiązanie tajemnicy katastrofy Heweliusza jest dużo prostsze, niż się wydaje – mówi Zadworny. Mowa o systemie antyprzechyłowym i zaniedbaniu procedur bezpieczeństwa z nim związanych, w tym obowiązkowych obrotów zaworów. – 83 obroty trwały tyle czasu, co wypalenie dwóch papierosów, stąd nazwa tej teorii. Ale czy tak było, tego nie wiem. I nigdy się już nie dowiemy.

Nieoczywistych wątków w książce jest jednak więcej. To chociażby kwestia zabetonowanej części na pokładzie czy obojętności służb.

– Od samego początku było wiadomo, że lista podejrzanych nie będzie krótka – mówi Zadworny.

Dlaczego tak długo czekało się na taką książkę?

Choć od katastrofy minęło już kilka dekad, to na próżno szukać publikacji, które zbadałyby tę sprawę. Zadworny przyznaje, że do przejrzenia były tysiące stron akt prokuratorskich, dziesiątki tomów dokumentów z Izby Morskiej, ale i godziny rozmów z ocalałymi i rodzinami ofiar.

– To trudny materiał – zaznacza. – Sam pochodzę z marynarskiej rodziny, co mi pomogło, bo otwierało drzwi do marynarskich domów. Byłem zaznajomiony z tematem, jako dziecko ojciec zabierał mnie w rejsy, dlatego łatwiej mi było przebrnąć przez tę techniczną stronę historii. Siadając do pracy, wiedziałem, że mam superhistorię, dobrego bohatera, jakim był kapitan Andrzej Ułasiewicz, który wybrał honorową śmierć – wylicza autor. – Chyba najtrudniejsze było namówienie do rozmowy wdowy po Ułasiewiczu, która przez lata walczyła o honor swojego męża. Tych telefonów bałem się najbardziej.

Historia, która zagości na ekranie

W ostatnim czasie katastrofą promu zainteresowali się również twórcy filmowi – w tym roku w serwisie Netflix pojawi się miniserial „Heweliusz” w reżyserii Jana Holoubka, a w obsadzie zobaczymy m.in. Borysa Szyca i Magdalenę Różczkę.

– Mogę powiedzieć tyle, że moja praca nad książką i literackie prace scenarzysty serialu przebiegały niezależnie od siebie i równoległe – zaznacza Zadworny. – Ale byłem w stałym kontakcie z jedną z osób z ekipy filmowej, pomagaliśmy sobie, wymienialiśmy się kontaktami, spostrzeżeniami. Wydaje się, że wiernie chcą opowiedzieć historię. Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy, że filmowcy konsultowali scenariusz z wdową po kapitanie.

Program „Studio Kultura” powstaje we współpracy radia SuperFM i portalu internetowego wSzczecinie.pl.