Rhythm'n'blues, soul, bebop, afrokubańskie brzmienia, a nawet gospel! Takiej mikstury stylistycznej doświadczyli wczoraj widzowie podczas występu Kenny'ego Garreta i jego zespołu na scenie Filharmonii w ramach Szczecin Jazz. Ten bardzo ceniony amerykański saksofonista zaprezentował utwory z wydanego trzy lata temu albumu „Sounds from the Ancestors” oraz kilka innych kompozycji, a cały wieczór był długim popisem całego składu.

Witalność i dynamika

Już pierwsza wykonana tego wieczoru kompozycja pokazała, że mamy do czynienia z muzykami, którzy są w bardzo dobrej dyspozycji. Szczególnie saksofonowo-klawiszowy dialog między Garrettem a Keithem Brownem sprawił, że publiczność z najwyższą uwagą wsłuchiwała się w dźwięki płynące ze sceny. W dalszej części programu doznania były niemniej wyrafinowane. Utwory, które usłyszeliśmy, to przede wszystkim numery z ostatniej płyty Garretta, jak np. „When The Days Were Different”, w którym słychać ducha pieśni gospel, czy „Hargrove”, nie bez powodu nawiązujący tytułem do nazwiska słynnego amerykańskiego trębacza. Kenny Garrett w swoich saksofonowych partiach wznosił się na coraz wyższe poziomy inwencji, a witalność całego składu napędzała każdą kompozycję.

Świetni współpracownicy 

Partie solowe wykonywane przez pozostałych muzyków urozmaicały długi show. Rudy Bird, grający na perkusjonaliach, to już weteran jazzowych scen (wystąpił na kilku albumach koncertowych Milesa Davisa). Perkusista Ronald Bruner też ma pokaźny dorobek nagraniowy (na liście muzyków, z którymi współpracował, są np. Stanley Clarke, Flying Lotus czy Kamasi Washington), a kubańska wokalistka Melvis Santa, która nie tylko śpiewała, ale też tańczyła tego wieczoru, ma na koncie kooperacje z Stevem Colemanem, Chucho Valdesem, Michelem Legrandem czy Buena Vista Social Club. 

Długie, finałowe improwizacje

„C'mon Szczecin! Lets go!” – skandował co pewien czas Garrett, zachęcając widzów do żywszych reakcji. Publiczność zaktywizowała się szczególnie w drugiej godzinie koncertu. Wyklaskiwała rytm w niektórych utworach i włączyła się w śpiewanie refrenów, a w ostatnich kilkudziesięciu minutach szczecinianie bynajmniej nie siedzieli już w fotelach. Część osób zeszła pod scenę, a reszta na stojąco kołysała się do dźwięków utworu „Happy People” (bardzo melodyjnej kompozycji Garretta z 2012 roku). Muzycy, którymi dyrygował lider, przedłużali swoje improwizacje i wieczór wciąż trwał… Widzowie wychodzący z sali przeważnie wysoko oceniali to, co zobaczyli i usłyszeli.

– Widziałem Garretta i znów bardzo mnie jego show usatysfakcjonował. Ostatnia płyta to świetnie podsumowanie jego ostatnich dokonań, więc bardzo dobrze się jej słuchało na żywo – mówił pan Tomasz.

– Wydaje mi się, że w kilku momentach, w pierwszej godzinie, sekcja rytmiczna trochę była za bardzo z boku, a wokalistka za słabo nagłośniona, ale potem już było znacznie lepiej i oczywiście sam Kenny Garrett praktycznie perfekcyjny! – stwierdziła pani Anna.

Festiwal Szczecin Jazz trwa, a w programie jeszcze m.in. koncert pod hasłem „One Voice” 13 marca, także w Filharmonii w Szczecinie, oraz recital Dee Dee Bridgewater dzień później w Teatrze Polskim. Bilety na to pierwsze wydarzenie są jeszcze dostępne.