To spektakl z efektownymi kostiumami i wieloma zabawnymi, interesującymi kreacjami aktorskimi. Nie ma więc raczej wątpliwości, że publiczność go polubi, aczkolwiek bardziej krytyczni widzowie mogą mieć pewne zastrzeżenia. „Molière, czyli zmowa świętoszków” Michaiła Bułhakowa w reżyserii Rafała Szumskiego to najnowsza propozycja Teatru Polskiego. Premiera inscenizacji nastąpiła 6 stycznia.

Sztuka zablokowana zaraz po powstaniu

Michaił Bułhakow poświęcił aż dwa swoje utwory wielkiemu francuskiemu twórcy. To „Życie pana Moliera” i właśnie „Molière, czyli zmowa świętoszków”. Drugie z tych dzieł zostało napisane w 1929 roku i praktycznie natychmiast zostało zablokowane przez cenzurę. Aż do śmierci Bułhakowa w 1940 roku władze nie pozwalały go wystawiać (krótka przerwa w obowiązywaniu tego zakazu nastąpiła jedynie w 1931 roku). Tak więc sztuka, dotycząca m.in. kwestii cenzury, została... ocenzurowana. Urzędnicy dopatrywali się bowiem podobieństw między opisanymi przez autora relacjami łączącymi Moliera i Ludwika XIV do jego własnych doświadczeń z władzą sowiecką.

Królewskie otwarcie

Szczeciński spektakl rozpoczyna się... na schodach. Król w peruce i barwnym kostiumie (w tej roli Wojciech Wysocki) wraz ze swoją świtą schodzi z wyższej kondygnacji, a potem wchodzi na salę i zasiada w jednym z foteli. Z tego miejsca będzie obserwował wydarzenia na scenie i po pewnym czasie się na niej pojawi.

Komiczne komplikacje

Pierwsza część przedstawienia utrzymana jest w dość lekkiej formie. Otwiera ją epizod ze sztuki „Chory z urojenia”, w którym Aragon udaje swój zgon, by wybadać jak jego odejście zostanie odebrane przez żonę i córkę, co oczywiście prowadzi do komicznych komplikacji. W kolejnych scenach widzimy prace nad innym wielkim dziełem Moliera, czyli „Świętoszkiem”. Michał Janicki, który kreuje Aragona i Moliera (a później także Orgona), jest chyba najlepszym możliwym odtwórcą tych ról.

Aktorzy wielopostaciowi

Pozostali aktorzy również wcielają się w dwie lub trzy postacie, a niektórzy też grają na instrumentach muzycznych. Takie zadanie otrzymała Natalie Brodzińska, która jako Marietta Rival, Antosia oraz Hella, jest bardzo ekspresyjna, żywiołowa, a nawet uwodzicielska, a do tego gra na skrzypcach. Wyróżnia się jeszcze Marcin Sztendel jako „ukrywający się” w klawesynie Moirron Zachariasz, a później jako adept sztuki aktorskiej, wybrany przez Moliera do roli Tartuffe`a. Urozmaica również i ubarwia cały spektakl Piotr Bumaj jako Poliszynel i Behemoth.

Zatrzymać „Świętoszka”!

Niewątpliwie godna uwagi jest także kolejna bardzo dobra kreacja Sławomira Kołakowskiego, który jako Markiz De Charron, arcybiskup Paryża, doprowadza do cofnięcia poparcia króla dla Moliera i na tym nie poprzestaje. Zamierza doprowadzić do zatrzymania prób nad „Świętoszkiem”, który haniebnie oczernia stan duchowny... Pomaga mu w tym siostra Robour (bardzo sugestywna rola Olgi Adamskiej!), usilnie starająca się znaleźć osoby, które poświadczą jak niegodnym zaufania człowiekiem jest Molier. Wśród tychże jest m.in. Ojciec Bartłomiej. Tę rolę otrzymał Olek Różanek, tym razem odziany w habit i w deathmetalowym wręcz ujęciu wokalnym (w kolejnych scenach, w innym już kostiumie, gra też na gitarze).

Samotność wielkiego artysty

Dorota Chrulska jako Magdalena Bejart precyzyjnie tworzy postać kobiety walczącej o względy Moliera, ale ostatecznie przytłoczonej jego decyzjami i odtrąceniem. Główne tematy tego spektaklu to zatem niespełniona miłość, aktorska rywalizacja, a także samotność wielkiego twórcy, który mimo uznania i sławy, musi się ostatecznie mierzyć z brakiem aprobaty dla śmielszych planów i niełaską swego mecenasa. Ludwik XIV świetnie bowiem bawi się na jego komediach, ale jest politykiem i nie chce ryzykować tego, by z powodu nadmiernych ambicji artystycznych Moliera dobre układy państwa z Kościołem zostały nadwerężone.

Mistrz i Małgorzata w epilogu

Przypominająca współczesne studio teatralne scenografia oraz kostiumy stylizowane na epokę Moliera to dzieło Aleksandry Grabowskiej. Można uznać, że te elementy dobrze ze sobą korelują, a przy tym nieprzesadnie absorbują uwagę widza. Dyskusyjny jest natomiast pomysł na dopisanie całego fragmentu z postaciami z innego dzieła Bułhakowa czyli „Mistrza i Małgorzaty”. Ta część dodaje sporą dawkę komizmu do spektaklu (król jest w niej już tylko „Czternastym” i jego ranga spada...). Jeszcze bardziej jednak wydłuża i tak już długi czas trwania spektaklu (niemalże trzy godziny z przerwą w środku), a nie wnosi aż tak dużo do całego przekazu.

Spektakl będzie można ponownie zobaczyć na Scenie Szekspirowskiej 20 lutego.