Zabytkowe pałace sąsiadują tutaj z wieżowcami z lat 60. XX w., potężną bryłą Kaskady i szklanym pawilonem w Alei Kwiatowej. To pozytywny czy negatywny chaos? I jak pl. Żołnierza Polskiego zmieni się w najbliższej przyszłości po konkursie architektonicznym na zagospodarowanie miejsca po przenoszonym na Cmentarz Centralny Pomniku Wdzięczności?
O oprowadzenie po placu Żołnierza poprosiliśmy Tomasza Sachanowicza z S.Lab Architektura, autora blogu Architektura w Szczecinie. W ubiegłym roku wydał on oryginalną talię kart do gry z najciekawszymi jego zdaniem przykładami szczecińskiej architektury. W tym zestawieniu znajdziemy dwa obiekty z tej okolicy: wieżowiec z 1970 roku (cztery takie jednakowe wysokościowce stoją w zachodniej części placu) i pawilon z Alei Kwiatowej (2012 r.).

- Obiekty do kart wybierałem głównie pod względem ich charakterystycznego, często unikalnego wyglądu. Dzięki charakterystycznej sylwetce wystarczy je zobaczyć raz, żeby zapadły w pamięć. Chciałem też mieć w talii przedstawicieli różnych okresów historii architektonicznej Szczecina. Bloki z pl. Żołnierza odznaczają się przemyślaną układanką okien, a pawilon też jest w jakiś sposób graficznie interesujący – tłumaczy Tomasz Sachanowicz.

To nie strategia tylko dzieło przypadku
Z tematem dotyczącym tego miejsca mierzył się już w swojej pracy zawodowej, przygotowując projekt na konkurs koncepcyjny na zabudowę tej okolicy z 2011 roku (chodziło dokładnie o kwartały między pl. Żołnierza a p. Lotników). Określając wtedy architekturę tego miejsca, pisał o dynamicznym, wartym zachowania chaosie. Porównywał tutejszą zabudowę do "architektonicznego ogrodu zoologicznego – w pozytywnym sensie tego określenia".

- Oczywiście stan ten nie jest efektem przemyślanej, długofalowej strategii urbanistycznej a raczej dziełem przypadku lub szeregu przypadków. Zaczynając od zniszczeń wojennych przez przestrzenne decyzje z lat powojennych, po interwencje w latach 90. aż po budowę CH Kaskada – dodaje dziś Tomasz Sachanowicz.

Co ocalało z wojennej pożogi?
Plac Żołnierza Polskiego był w niemieckim Stettinie jednym z najbardziej prestiżowych miejsc w mieście. Nie bez powodu to właśnie tutaj stanęły pomniki cesarza Wilhelma I i króla Fryderyka II. W okolicznych kamienicach mieściły się znane restauracje i kawiarenki. Większość tej zabudowy nie przetrwała jednak alianckich nalotów z czasów II wojny światowej.

foto: sedina.pl


foto: sedina.pl

foto: sedina.pl

Najwięcej budynków ocalało wzdłuż południowej pierzei placu: Kaskada (dawny Haus Ponath, spłonęła w 1981 roku), Pałac pod Głowami (dziś mieści się tutaj Klub 13 Muz i Muzeum Sztuki Współczesnej), Pałac Sejmu Stanów Pomorskich (obecnie siedziba Muzeum Tradycji Regionalnych), trzy kamienice i ciąg Domków Profesorskich. Po przeciwległej stronie placu przetrwał gmach niemieckiej Miejskiej Kasy Oszczędności (w czasach PRL był tutaj Komitet Wojewódzki PZPR, teraz jest Sąd Rejonowy) oraz narożny budynek, w którym dziś mieści się m.in. Kurier Szczeciński.

Trzeba też wspomnieć o „sąsiadującej” z pl. Żołnierza Bramie Królewskiej, która przypisana jest do pl. Hołdu Pruskiego. Początkowo rozważano jeszcze odbudowę Teatru Miejskiego (stał u wylotu obecnej Trasy Zamkowej), ale w 1954 roku zdecydowano o jego rozbiórce. Do dziś ta decyzja budzi kontrowersje.
 

Niechęć do odtwarzania tego co niemieckie

Duże zniszczenia wojenne sprawiły, że to przed polską administracją stanęło zadanie ukształtowania wyglądu tego reprezentacyjnego placu. Jedna z pierwszych decyzji miała charakter stricte polityczny i ideologiczny. W miejscu zrzuconego z cokołu przez polskich osadników cesarza Wilhelma I stanął Pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej (w 1950 r.). Później przystąpiono do odbudowy. Od początku było jasne, że nowa zabudowa nie będzie odwzorowaniem przedwojennych kamienic.

- Wydawały się to oczywiste, zwłaszcza ze względu na niedawną jeszcze wtedy wojnę i powszechną niechęć do odtwarzania wszystkiego, co niemieckie. Budowano nowe, polskie domy na gruzach starych, niemieckich i w dodatku burżuazyjnych kamienic – mówi Tomasz Sachanowicz. - Generalnie w Szczecinie współistnieją dzięki temu dwa fundamentalnie różne systemy myślenia o mieście zestawione ze sobą gdzieniegdzie ściana w ścianę. Kamienice to podstawowe komórki budujące miasto XIX wieczne - podzielone na kwartały, z placami, parkami, alejami, ulicami i podwórkami. Bloki to elementy miasta XX wiecznego - miasta ogrodu, w którym budynki mieszkalne, najlepiej wieżowce stoją wolno w zieleni. Zestawienie ze sobą tych dwóch systemów lub wszczepianie jednego w drugi powoduje zawsze zgrzyty - i mamy dużo tego przykładów w śródmieściu Szczecina. Plan dla Szczecina docelowo zakładał stopniowe wyburzanie miasta XIX wiecznego - czyli kamienic i zastępowanie ich blokami.


To miało być szczecińskie „city”
Pierwszym nowym budynkiem postawionym w tej okolicy był czteropiętrowy blok mieszkalny z funkcją usługową na parterze, który w 1961 roku wypełnił róg między placem Żołnierza i dzisiejszą al. Wyzwolenia (zaprojektował go Henryk Nardy). To w nim przez lata znajdowała się „Cepelia” i „Mak Kwak”. Dalszy kierunek prac wyłonił konkurs architektoniczny, którego wyniki ogłoszono w październiku 1962 r. To właśnie w jego rezultacie w zachodniej części placu Żołnierza stanęły cztery jednakowe, 11-kondygnacyjne wieżowce mieszkalne. A w stronę pl. Lotników, po obu stronach dzisiejszej al. Jana Pawła II, wybudowano dwa jednopiętrowe pawilony handlowe. Zwycięski projekt przygotowali architekci z Warszawy: Alina i Teodor Bursze, Stanisław Płoski oraz Roman Szymborski. Lokalna prasa z entuzjazmem pisała, że powstaje szczecińskie „city”. Dziś nie brakuje głosów krytycznych, podważających zasadność budowy wysokich budynków mieszkalnych w tej części miasta.

"Zrealizowany na podstawie konkursu projekt, stworzony wyraźnie z założeniem docelowego wyburzenia sąsiedniego zespołu zachowanych kamienic z przełomu XIX i XX wieku, spowodował jeszcze większy chaos przestrzenny niż ten, z którym miał się uporać w latach 60., z upływem lat jedynie pogłębiając wrażenie kompletnej destrukcji" – czytamy w książce „Architektura Polska lat 1961-1975 na obszarze Pomorza Zachodniego”, przygotowanej pod redakcją Wojciecha Bala.

Tomasz Sachanowicz zwraca jednak uwagę, że w latach 60. oceniano ten projekt zupełnie inaczej.

- Tylko z perspektywy czasu te decyzje mogą wydawać się kontrowersyjne. Wtedy postawienie tych czterech wież na placu Żołnierza czy dwóch bloków na placu Grunwaldzkim to były kroki ku nowoczesnemu, czystemu, zielonemu i zdrowemu miastu – mówi.
Kontrowersyjna Aleja Kwiatowa

Realizacja zwycięskiego projektu zakończyło się na początku lat. 70. Zdefiniowała ona wygląd placu Żołnierza na blisko 40 lat. W tym czasie jedyną poważną zmianę spowodował tragiczny pożar Kaskady w 1981 roku. Działka po rozebranym kombinacie gastronomicznym straszyła aż do 2011 roku, gdy otworzono w tym miejscu potężną galerię handlową Kaskada. Kolejny impuls dla rozwoju tej okolicy miała dać renowacja betonowego deptaka na środku placu, na którym wcześniej handlowały kwiaciarki. Zrealizowany został projekt szczecińskiego studia A4. W 2012 r. powstał szklany pawilon, zegar słoneczny, niewielkie strumyki i podświetlane od wewnątrz kubiki (sześciany). Realizacja projektu pochłonęła ponad 8 milionów i jest bardzo negatywnie oceniana przez większość mieszkańców. Głównie ze względu na niedoróbki. Strumyki już dawno nie działają, zegar słoneczny wskazuje poprawną godzinę zimą, a rdzewiejące kubiki to zdaniem wielu żadna ozdoba.

- Myślę, że wpływ na negatywną ocenę alei ma fakt, że nie działa ona tak jak przed przebudową, kiedy była gwarnym targiem kwiatowym w centrum miasta – dodaje Tomasz Sachanowicz. - Ludziom w większości ciężko jest zaakceptować rzeczy naprawdę nowe. Jeżeli spojrzymy na odbiór przez większość mieszkańców nowych i rewolucyjnych jak na Szczecin budynków Filharmonii i Centrum Dialogu Przełomy, to od razu to widać. Można porównać przyjęcie tych budynków z np. halą Azoty Arena. Tam nikt nie znajdzie nic interesującego, hala nie trafi nigdy do żadnego konkursu, nie wzbogaci Szczecina w żaden dodatkowy sposób, nie przysporzy mu rozgłosu. Nikt nie przyjedzie tu specjalnie po to, żeby obejrzeć halę. A pieniądze wydane na jej zaprojektowanie i wzniesienie nie były wcale mniejsze.

 

 


Co powstanie w miejscu Pomnika Wdzięczności?
Wkrótce plac Żołnierza czekają kolejne zmiany, choć będą one bardziej znaczące od strony politycznej niż architektonicznej. Z krajobrazu zniknie Pomnik Wdzięczności dla Armii Radzieckiej. Jego najcenniejsze elementy zostaną przeniesione na Cmentarz Centralny. Projekt zagospodarowania zwolnionego miejsca wybrany zostanie w konkursie. Wiadomo, że nie powstanie tam żaden budynek, ani nawet całoroczny pawilon. Takiej możliwości nie przewiduje Miejski Plan Zagospodarowania Przestrzennego. Konkurs cieszy się dużym zainteresowaniem, dopuszczono do niego aż 50 podmiotów. Wyniki poznamy 17 marca.

- Chcemy, aby na tym fragmencie al. Jana Pawła II (między pl. Żołnierza i pl. Lotników) powstało atrakcyjne, estetyczne, przyjazne mieszkańcom Szczecina otoczenia. Integralnie wpisujące się w Złoty Szlak (trakt łączący Zamek Książąt Pomorskich z Jasnymi Błoniami - red.). Nie narzucamy jakie funkcje ma pełnić zrewitalizowana przestrzeń - mówił Jarosław Bondar, Architekt Miasta, ogłaszając warunki konkursu.

Jak wyglądają centra innych europejskich miast?

Czy rezultat trwającego konkursu jeszcze bardziej zwiększy architektoniczny chaos na pl. Żołnierza? I czy rzeczywiście uporządkowana przestrzeń byłaby atrakcyjniejsza? Tomasz Sachanowicz przytacza przykłady jak radzą sobie z tym problemem inne europejskie miasta.

- Warszawa w ostatnich latach cierpi na klęskę urodzaju budynków wysokich w śródmieściu. Wiele osób stamtąd krytykuje władze miasta za brak szerszej strategii - wieżowce powstają bez większej wizji - często na podstawie wydawanych doraźnie warunków zabudowy. W Londynie zużyte budynki w city są zastępowane nowymi przy utrzymaniu starej siatki ulic. Wynikiem tego jest często zaskakujące sąsiedztwo supernowoczesnych wieżowców (z racji astronomicznych cen nieruchomości opłaca się tam budować tylko wysoko) z budowlami stojącymi tam już kilka stuleci. Tam jest to częścią większej strategii dośrodkowego rozwoju miasta. Rotterdam z drugiej strony był zrównany z ziemią przez niemieckie bomy i władze postanowiły zbudować miasto od nowa, bez powrotu do przeszłości – opowiada architekt.