To był bardzo szczególny wieczór. 9 kwietnia w Filharmonii w Szczecinie nie tylko poznaliśmy laureatów Nagrody Artystycznej, ale też zobaczyliśmy na żywo bardzo znanego muzyka, który po raz pierwszy i jedyny, wystąpił w Polsce. „Artysta artystów” – tak nazwał Gino Vannellego, Marek Niedźwiecki, który przyjechał do Szczecina by zapowiedzieć jego wczorajszy występ (ostatni akcent tegorocznego festiwalu Szczecin Jazz).

Nagrody dla poetki i dyrygenta

Zanim kanadyjski wokalista wszedł na scenę, poznaliśmy laureatów Nagród Artystycznych Miasta Szczecina. Podczas gali prezydent Piotr Krzystek uhonorował tym wyróżnieniem poetkę Joannę Kulmową (za całokształt twórczości). Statuetkę odebrała w imieniu nagrodzonej, Urszula Chęcińska. Tytułem Mecenasa Kultury został doceniony developer Lesław Siemaszko, a Nagrodę Artystyczną za istotne osiągnięcia artystyczne w minionym roku otrzymał profesor Dariusz Dyczewski, który poprowadził do nagród chór Don-Diri-Don na zagranicznych festiwalach Chorus Inside Chieti w Rzymie i Syberiadzie w Kemerowie oraz na koncercie w Central Parku w Nowym Jorku. Otrzymał wraz ze statuetką czek na 40 tys. zł.

Niedźwiecki i piracka płyta

Później Marek Niedźwiecki opowiadał o swojej fascynacji muzyką Vannellego. Mówił, że ma wszystkie jego płyty, w tym nawet jedną... piracką. W Rosji wydano w ten sposób na kompakcie album, który w tej formie oficjalnie się nie ukazał. Poza tym wspomniał, że jest to muzyk, którego można nazwać „artystą artystów”, ponieważ jest bardzo ceniony właśnie przez innych twórców. Potwierdzeniem tego była obecność na widowni polskich muzyków, m.in. Grzegorza Skawińskiego i Waldemara Tkaczyka z Kombii.

Biedak w raju

“Mardi Gras” z płyty “Pauper In Paradise”, to utwór, którym Gino rozpoczął swój show. Towarzyszył mu zespół złożony z siedmiu muzyków, w tym sekcja instrumentów dętych, tak więc brzmienie było bogate i efektowne. Pop rock łączył się z jazzem i swingiem. Wiele utworów Gino wybrał z albumu „Brother to Brother" z 1978 roku. Trzeci w set liście „People I Belong To”, a potem jeszcze „Feel Like Fying”, „Appaloosa”, „I Just Wanna Stop” i oczywiście bardzo znany utwór tytułowy. Poza tym w repertuarze były też cztery utwory z płyty „Nightwalker”.

Zaskakująca wersja hitu

W połowie występu na ekranie nad sceną zobaczyliśmy galerię zdjęć z kariery Gino oraz ukazujące historię jego rodziny, włoskich emigrantów, którzy po wojnie dotarli do Ameryki i tu się osiedlili. Ciekawy urozmaiceniem całego występu był też pół akustyczny set, kiedy Gino sięgnął po gitarę, by wraz z pozostałymi muzykami wykonać fragmenty takich przebojów, jak „Where Am I Going”, „Canto” i „Gypsy Days”. Wtedy też usłyszeliśmy „Wild Horses” w zaskakującej, bo bliskiej country, wersji...

Entuzjastyczny epilog

Instrumentaliści także pokazali, co potrafią. Dostaliśmy kilka solówek gitarowych, klawiszowych i saksofonowych. Pod koniec publiczność coraz bardziej entuzjastycznie reagowała na wydarzenia na scenie, a  ostatnie minuty to było już kołysanie i taniec obok foteli. Jako ostatni utwór zaprezentowany został znów fragment płyty „Pauper in Paradise”. Ballada „One Night With You” wprawiła wszystkich w liryczny nastrój, ale to jeszcze nie był koniec emocji, bo kilkanaście minut po tej piosence Vannelli pojawił się w holu Filharmonii. Podpisywał płyty, pozował do zdjęć. Fani byli zatem bardzo zadowoleni.